Amfitrion Show

"Amfitrion" - reż: Wojtek Klemm - Narodowy Teatr Stary w Krakowie

Wertykalna rzeczywistość z lustrzaną sceną. Telewizyjno-biurowa przestrzeń, do której Wojtek Klemm "wrzuca" wykreowane przez siebie postaci Amfitriona. Komedii wg Molier\'a, tworzy coś w rodzaju teatralnej hiperrealności. Przecież znamy te chwyty. Przecież znamy te eleganckie garnitury, te melodie, te reflektory odbijające się w lustrzanej tafli, deszcz konfetti w finale. Skąd? Z telewizji. Konkretnej? Niewiadomo.

Trochę tu tego, a trochę tamtego teleturnieju. Momentami jak w zakupach telemango – oferuje się nam, chce sprzedać, a my bez słowa to przyjmujemy. Chce się zmanipulować prawdę i tożsamości. Klemm dba o swojego odbiorcę. Wielki napis „It’s not you, ist’s me” daje nam – widzom gwarancję tego, że się nie pogubimy w tym ediatyzowanym wizualnie świecie. Tylko pozornie rzecz jasna, bo przecież zdanie „To nie ty, to ja” niczego nie wyjaśnia. Nakreśla jednak pewną oś, wokół której poruszać się będziemy w trakcie spektaklu.

Takie są pierwsze skojarzenia. Punkt wyjścia do czegoś, co znajduje się pod tym super nowoczesnym, lśniącym opakowaniem. Pytanie brzmi co? Akcja jest dynamiczna – albo są słowa albo muzyka (dj w dredach będący na muzycznych usługach bohaterów spektaklu wcale nie zachwyca). Mało tu ciszy, bo cisza nie jest w cenie. Przynajmniej nie w tym plastykowym świecie. Tu musi się dziać, by ktoś chciał to oglądać, tu musi być przede wszystkim zabawnie. Dlatego też reżyser sięga po nigdy niestarzejące się Molierowskie chwyty: liczne pomyłki, przebieranki i związany z tym komizm sytuacyjny. Dodaje do tego dziwne piosenki/songi. Bluesowe wycie w przeciwsłonecznych okularach i melorecytację, które wspólnie tworzą dialog między postaciami – dialog sztuczny, bez jakiegokolwiek napięcia.

Z początku widz może czuć się zagubiony. Ma przed sobą dwóch Sozjaszów i dwóch Amfitrionów. Który mówi prawdę, któremu zawierzyć? Postaci nie wierzą sobie i sobie nawzajem tym bardziej. Wszystkiemu przygląda się wielki napis „It’s not you, ist’s me” i kpi sobie z tych pojawiających się znaków zapytania w głowach widzów i bohaterów spektaklu. Z czasem wychodzi na jaw, że pod maską jednego z Amfitrionów kryje się bóg Jupiter (Adam Nawojczyk), a tym nieprawdziwym Sozjaszem jest jego sługa Merkury (Arkadiusz Brykalski). Ta komedia omyłek nie byłaby możliwa bez dwóch kobiet: Alkmeny – żony Amfitriona (Małgorzata Hajewska-Krzysztofik) i Charysy – kobiety Sozjasza (Beata Paluch). To one padają ofiarą sterującego wszystkim Jupitera. Ten reżyserski zabieg, polegający na budowaniu prawdopodobieństwa nierozpoznania prawdziwych mężów przez ich żony w sposób nieprawdopodobny (prawie że na zasadzie kontrastu), przeprowadzony jest na różnych poziomach: na tym fizjonomicznym, kostiumowym jak i psychologicznym. Klemm konsekwentnie realizuje to założenie do końca przedstawienia. Nawojczyk to taki trochę telewizyjny akwizytor. W eleganckim garniturze, pod czarnym krawatem, w skórzanych rękawiczkach (brakuje aktówki?!), beznamiętnie „poleca” nam i Alkmenie siebie jako nowego Amfitriona. Prawdziwy Amfitrion (Błażej Peszek) jawi nam się jako uroczy zabijaka, impulsywny żołnierz, ubrany w obcisłą koszulkę i wysokie, toporne buty. Merkury to typ irytującego, głupio-mądrego dandysika, a Sozjasz (Marcin Kalisz) to romantyczny, niesforny chłopaczek, który wzbudza niewątpliwie naszą sympatię od samego początku. Stosunek wobec kobiet poszczególnych postaci męskich też jest zbudowany na zasadzie kontrastu. Mimo tych wszystkich antynomii Alkmena jak i Charysa pozbawione są możności uświadomienia sobie, że mają do czynienia z dwoma różnymi mężczyznami, z których każdy podaje się za ich męża. Pomieszanie z poplątaniem przypomina momentami serialową konwencję, która dopomina się śmiechu ze strony widzów. Ten niewątpliwie się pojawia i to dość często, brakuje jednak chwil napięcia, niepewności, czegoś poza śmiechem.

Intryga poprowadzona jest w sposób niezbyt skomplikowany, tak by widz stopniowo się w niej odnajdywał. Powtarzanie jest dość częste w przedstawieniu Klemma. Reżyser powtarza tekst, te same zwrotki piosenek, ruchy aktorów. Gdzieniegdzie wypada to znakomicie jak np. w przypadku kilkakrotnego relacjonowania Amfitrionowi przez Sozjasza spotkania z sobowtórem i usprawiedliwiania się z niewykonanej, powierzonej mu misji. Efekt komiczny zostaje w ten sposób spotęgowany, a sytuacja wydaje się być przez to jeszcze bardziej absurdalna. Bawi Alkmena, która kłócąc się z Amfitrionem, wybiega za kulisy w co i rusz to nowym ubraniu. W innych momentach repetycje bywają uciążliwe. Jak np. zwielokrotnione próby wejścia na podest Sozjasza uniemożliwione mu przez Merkurego. Gra aktorów jest nierówna. Hajewska-Krzysztofik i Nawojczyk są nijacy (może to wynik mojego obciążenia wcześniejszymi, bardziej psychologizowanymi postaciami, w których ich widziałam). Znakomity jest Marcin Kalisz, Brykalski odrobinę zbyt nachalny. Paluch po prostu jest, a to stanowczo zbyt mało. Wszystko jakby obdarte z głębszych emocji, być może celowo, trudno jednoznacznie stwierdzić.

Owszem, spektakl śmieszy, tyle, że to głównie śmiech pusty, mało ironiczny. Widz zostaje umieszczony w scenicznym, hiperrealnym świecie, w którym większość elementów może przywołać w swojej pamięci na zasadzie: „już gdzieś to widziałem”. Mam wrażenie jednak, że Klemm nie chciał stworzyć teatralnego pamfletu na temat wypaczonej we współczesnym świecie roli mediów. Nic chciałby chyba też być głosem w dyskusji na temat medialnej manipulacji. Po co więc? Do czego służy mu ten cały sztuczny, wypolerowany świat, w którym ludzie chronią oczy przed blaskiem reflektorów? Może po to, żeby ukazać charakterystyczne dla naszych czasów „parcie na szkło”. Chęć posiadania, zatracania własnej tożsamości w świecie konsumpcji, cen, kodów kreskowych i braku własnego zdania, które kształtują panowie w garniturach i panie w garsonkach na szklanym ekranie? To tylko moje domniemania, bo tym spektaklem nie umiem sobie jednoznacznie odpowiedzieć na wyżej postawione pytania.

Magda Jasińska
Dziennik Teatralny Kraków
13 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia