Amnezja czy amnestia?

"Małe zbrodnie małżeńskie" - reż. Bogdan Tosza - Teatr Polski we Wrocławiu

„Mężczyźni i kobiety żyją ze sobą wyłącznie z najniższych pobudek: dla interesu, z niechęci do zmian, z obawy przed starością, ze strachu przed samotnością". Czyżby?

Jak wykorzystać bieżącą sytuację do swoich celów? A może raczej: dla wyższych celów? Otóż w każdym wydarzeniu, w którym uczestniczymy (lub które tworzymy) tkwi haczyk. Na ten haczyk możemy się nabrać sami, albo... złapać za niego i pociągnąć na tyle mocno, by zmienić to, co wydaje się nieuchronne.

W „Małych zbrodniach małżeńskich" takim haczykiem staje się amnezja powypadkowa. Pewien mężczyzna budzi się w szpitalu z dziwnym przeświadczeniem, że nie wie, kim jest i skąd się tam wziął. Nie rozpoznaje swojego nazwiska, którym określają go lekarze, nie poznaje pięknej kobiety, która twierdzi, że jest jego żoną. Po kilku dniach ta żona, której on nie zna, zabiera go do domu. Ale on zachowuje się tam tak, jakby widział to miejsce pierwszy raz w życiu: ogląda sprzęty, dziwi się niewygodnemu fotelowi, upewnia się, czy nieznajoma przypadkiem się nie pomyliła... Ona cierpliwie tłumaczy, dopytuje, czy czegoś sobie nie przypomniał, z uporem maniaka żąda, by nie zwracał się do niej per pani. A korzystając z niepamięci męża, zaczyna „stwarzać" ich związek na nowo...

W tym przypadku kłamstwo okazuje się lekiem na smutną przeszłość oraz tragiczną i – wydawałoby się – nieodwracalną przyszłość. Kłamstwo to jedyny pomysł, jaki przyszedł do głowy najpierw mężowi, a później żonie, którzy stoją na krawędzi odkrycia, że ich małżeństwo się sypie. I choć oboje na końcu wyjawiają prawdę, to swoista gra, która się między nimi rozegrała, naprawiła więcej niż niejedna profesjonalna terapia. Widzowi zatem trudno uwierzyć w tezę, którą postawił Gilles w jednej ze swoich książek, twierdząc, że mężczyźni i kobiety żyją ze sobą wyłącznie z najniższych pobudek. Zadaniem widza jest uwierzyć, że kłamstwo, które rozgrywa się na jego oczach, zrodziło się z pobudek wyższych: z miłości i przebaczenia.

Zadaniem widza jest również empatyczne zrozumienie sytuacji Lisy oraz położenia, w jakim znalazł się Gilles. Nietrudno to osiągnąć, ponieważ scena przestaje być sceną, gdy tylko małżeństwo pojawia się w domu. Widzowie już nie są widzami, lecz jak zza uchylonych drzwi podglądają jeden dzień z życia Lisy i Gillesa. Aktorzy nie są aktorami, stają się mężem i żoną, a ich zachowania nie sposób nazwać wyuczonym. To żywe gesty i autentyczna mimika osób, które przeżywają wewnętrzne rozterki, które odkrywają własny dramat i które nie chcą się na ten dramat zgodzić.

Wiarygodności tej rewelacyjnej grze aktorskiej dodaje niewątpliwie fakt, że odtwórcy głównych ról naprawdę są małżeństwem. A o niesłabnącej popularności tej sztuki mogą natomiast świadczyć teatralne krzesła, które były zajęte co do jednego, mimo że spektakl grany był już kilkaset razy.

Anna Mazurek
Dziennik Teatralny Wrocław
26 marca 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...