Angielski sezon w Teatrze Zagłębia

Teatr Zagłębia w Sosnowcu

Teatr z funkcją rozrywkową. Taką etykietą opatrzyłabym miniony sezon w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, gdzie jakąkolwiek atrakcją okazały się jedynie dwa tytułu.

Jeszcze zaledwie kilka przedstawień i Teatr Zagłębia kończy sezon. Sezon angielski, bowiem atrakcją okazały się jedynie dwa brytyjskie tytuły: farsa karnawałowe "Stosunki na szczycie" i komedia "Wesołe kumoszki z Winsoru".

Szkoda że obok rozrywki miniony rok artystyczny okazał się zmarnowany dramatycznie. Po burzliwej inauguracji spektaklu "Miłość, to takie proste" kolejnych kilka tytułów ponownie nie wykorzystało aktorskiego potencjału, głównie za sprawą przeciętnych wizji reżyserskich.

Brak sukcesu odnotowała klasyka ("Cyrano" w reżyserii Dariusza Wiktorowicza), a następnie Julia Wernio zaproponowała bardzo bezpieczną lekturę wyjątkowo groźnego, współczesnego tematu w "Czyż nie dobija się koni". Sezon w Sosnowcu był wyjątkowo poprawny i taki był także finał z "Wesołymi kumoszkami z Windsoru" Szekspira.

Reżyser Katarzyna Deszcz nie pierwszy raz pracuje w Sosnowcu, a jednak nie potrafi powrócić do harmonii scenicznej z zespołem Teatru Zagłębia, którą zaproponowała w "Tańcach w Bellybag". Po absolutnej porażce "Balladyny" sięga po Szekspira. Cóż jednak, jeśli zamyka aktorów i publiczność w komicznej klatce. W rozpustnej historii małżeńskiej o niuanse dba jedynie Ryszarda Celińska (Pani Ford), która zmienia maski i stara się pokazać to, co Szekspir ukrył pod taftowym kostiumem. W całej zabawie przebieranek i intryg jej bohaterka nie wydaje się być tylko marionetką, lecz świadomą swoich potrzeb kobietą. Drugiego dna w sztuce szuka też Michał Bałaga (Oberżysta). Jego drugoplanowa rola intryguje, niepokoi jego nieczysta gra wobec towarzyszących mu na scenie osób, nie przystaje to jednak do czysto komediowego pierwszego planu. Pozostajemy więc przy angielskiej rozrywce i klasycznych popisach farsowych Andrzeja Lipskiego (Pan Ford) kontra Adam Kopciuszewski (Falstaff). Poprawnie i zabawnie, nawet z owacją na stojąco i ukontentowaną publicznością.

Po sąsiedzku Teatr Śląski pod koniec sezonu także pokazał Szekspira ("Poskromienie złośnicy" na nutę włoskich przebojów lat 50. i 60.). Lektura reżyserska Tadeusza Bradeckiego jest również silnie komediowo-farsowa i pozbawiona drugiego dna, jednak jego włoski świat w konwencji dell\'arte jest wyjątkowo spójny. W "Wesołych kumoszkach z Windsoru" jest tymczasem sporo znaków zapytania: o przypadkowość scenografii (Andrzej Sadowski zazwyczaj idealnie wpisuje się w wizję Katarzyny Deszcz, tu ma się wrażenie, że pozostawił konstrukcję do ogrania niezależnie od tytułu) czy o celowość wątku młodych kochanków Anny i Fentona (bohaterów na siłę uwspółcześnionych jakąś mieszanką subkultur nastolatków kopiujących gwiazdy muzyczne). Kto nie chce doczekać owacji na stojąco, może zawsze wyjść po angielsku.

Ostatnie przedstawienie "Wesołych kumoszek z Windsoru" w sobotę i niedzielę o godz. 18.
(ml)

Aleksandra Czapla-Oslislo
Gazeta Wyborcza Katowice
13 czerwca 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia