Anioł na baterie w Teatrze Miejskim

"Liliom" - reż: Grażyna Kania - Teatr Miejski w Gdyni

"Liliom" w Teatrze Miejskim. Zadziwiający spektakl, dziwna sztuka.

Zapomniany i nieco kłopotliwy autor Ferenc Molnar (autor "Chłopców z placu Broni"), to także chętnie grywany w okresie międzywojennym dramaturg. Autor niemiłosiernie chlastany przez recenzentów. Antoni Słonimski pisał: "To zwykły oszust literacki, do tego śmiertelnie nudny". Jan Lechoń na jednej z premier sztuki Molnara dwukrotnie nagradzał oklaskami najgorsze fragmenty. Po wojnie utwory Ferenca Molnara nieczęsto gościły na polskich scenach, natomiast chętnie sięgali po nie filmowcy. Molnar napisał 22 sztuki teatralne, liczne jednoaktówki, ale do ulubionych zaliczał "Liliom", którego budapeszteńska premiera w 1909 roku była jednak katastrofą. 

Katastrofą nie jest spektakl, który oglądałam w minioną sobotę w Teatrze Miejskim w Gdyni. "Liliom. Życie i śmierć łajdaka. Legenda przedmiejska w siedmiu obrazach" - to "bajka na dobranoc" napisana szybko na zamówienie redakcji. Tytułowy bohater jest zimnym draniem, jak sam mówi o sobie "łachudrą i łajdakiem", za którym jednak szaleją kobiety. Liliom wyznaje zasadę: Kocham, więc biję. Jak żali się zakochana w nim Muskatowa: Ja cię nie potrzebuję, tylko dziewczyny lecą na ciebie. Pytają o ciebie. (...) Ty jesteś artysta, a nie jakiś porządny człowiek.

W Lilioma wcielił się Dariusz Siastacz. Sądziłam, że to wymarzona rola dla tego utalentowanego aktora. Tymczasem widzowie zastanawiają się, czemu kobiety za nim szaleją. Liliom Siastacza jest pusty, nie wzrusza, nie irytuje. Podobały mi się natomiast Katarzyna Bieniek jako ukochana Lilioma Julia oraz Olga Barbara Długońska jako Muskatowa (właścicielka karuzeli), a Rafał Kowal stworzył kreację. Niezrównany jest jako podstępny Fiscur. W nerwowych podskokach przemierza scenę, pluje, gdy się jąka, ale nie jest śmieszy - jest groźny. Dorota Lulka, jako krewna Lilioma - fotografka, niewiele mówi. Zbudowała swoją postać na charakterystycznym sposobie poruszania się, stania - interesująco.

Sztuka momentami bawi, czasem wzrusza. Molnar traktuje swoją opowieść z przymrużeniem oka. Nie na serio jest krwawe harakiri, które popełnia bohater. Dźga się tym nożem i dźga, jak w teatrze jarmarcznym, aż chce się krzyknąć - dość! Ostatecznie po śmierci Liliom trafia do czyśćca, gdzie anioł Piotr Michalski (dandys z aureolą na baterie) daje mu szansę. Tylko czy Liliom potrafi z niej skorzystać? Nie zdradzę...

Jest to spektakl przedziwny, nierówny, są sceny piękne, utrzymane w tempie, ale są też niedobre, irytujące. Zastanawiałam się, co to jest? Tragifarsa, jarmarczna i sentymentalna ballada czy filozoficzna opowiastka?

Grażyna Kania - reżyser świetnej "Beczki prochu", irytujących, lecz udanych "Czułostek" (zrealizowanych w teatrze Wybrzeże") - tym razem nie do końca potrafiła się zdecydować. Zrobiła spektakl, który dobrze się ogląda i tyle, a może aż tyle! Niestety, nie zbudowała klarownej opowieści. Zabrakło dramaturgii, wewnętrznych napięć. Choć przyznaję, można tu znaleźć analogie do współczesności. 

Zrozumieć (choć nie usprawiedliwić), co Lilioma (człowieka bez zawodu, ale dumnego, który nie chce być stróżem) popchnęło do tego, że poszedł na rozbój. Liliom gotów jest zabić, aby zdobyć pieniądze dla ukochanej, która spodziewa się dziecka. Można zrozumieć ślepą, bezgraniczną miłość Julii. Takich historii pełno jest w kolorowych czasopismach. Więc zapewne "Liliom" grany będzie z powodzeniem.

Grażyna Antoniewicz
POLSKA Dziennik Bałtycki
26 maja 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...