Anna German jest ze mną od samochodówki

Rozmowa z Agnieszką Babicz

- Dzięki liceum samochodowemu trafiłam do Teatru Muzycznego w Gdyni. Za dobre wyniki w nauce i reprezentowanie szkoły komitet rodzicielski ufundował mi w maturalnej klasie lekcje śpiewu i aktorstwa. Wszyscy byli moimi fanami. Więc z samochodówki trafiłam prosto do teatru - wspomina aktorka Agnieszka Babicz

Pani Agnieszko, poczytałam o pani w internecie i ułożyłam sobie taki psychologiczny portret. Jest pani silna, bo ma pani 180 cm wzrostu i uczyła się w liceum samochodowym. Jest pani osobą emocjonalną i romantyczną, bo śpiewa pani piosenki Anny German i rosyjskie romanse. Kieruje się pani w życiu altruizmem, bo pani ulubiona rola to Fantyna z "Nędzników". Nie brakuje też pani temperamentu. Zgadza się?

- Jak najbardziej.

To proszę zatem powiedzieć, jak to było z samochodówką, szkołą raczej nie dla dziewczyn.

- Zaczęłam śpiewać już w szkole podstawowej. Miałam już nawet swój zespół. I chłopcy, którzy grali na instrumentach, poszli do samochodówki, a ja za nimi. Zresztą właśnie w podstawówce do tej właśnie szkoły chodziłam na próby, znał mnie dyrektor i nauczyciele.

Umie pani naprawić samochód?

- Kiedyś umiałam. Składałam silniki żuka, bliski był mi fiat 126 p. Teraz miałabym kłopoty. Ale dzięki liceum samochodowemu trafiłam do Teatru Muzycznego w Gdyni. Za dobre wyniki w nauce i reprezentowanie szkoły komitet rodzicielski ufundował mi w maturalnej klasie lekcje śpiewu i aktorstwa. Wszyscy byli moimi fanami. Więc z samochodówki trafiłam prosto do teatru.

Czy była pani jedyną dziewczyną w technikum?

- Nie, dziewczyn było 20, ale ja byłam przewodniczącą samorządu. Byłam pilną uczennicą i miałam nawet zamiar zdawać na Politechnikę Szczecińską, ale egzaminy do studium aktorskiego były wcześniej.

Jak to się stało, że zainteresowała się pani Anną German? Bo teraz to wszyscy się interesują, ale przez lata była artystką zapomnianą.

- To było jeszcze w samochodówce. Dostałam od pana dyrektora, który był wiernym fanem Anny German, kasetę z jej nagraniami. Prosił mnie, bym wrzuciła do repertuaru jej piosenki.

Pewnie się pani trochę obawiała, bo są trudne.

- Nie ukrywam, że tak. Ale była to klasa maturalna, pojechałam wtedy na wycieczkę do Włoch, a w walkmanie miałam tylko tę kasetę z piosenkami German. Słuchałam ich namiętnie, I już w szkole teatralnej na zajęcia z mikrofonem, bo takie były, wybrałam sobie jej dwie piosenki. A potem zgłosiłam się na pierwszy festiwal im. Anny German Tańczące Eurydyki w Zielonej Górze. Zaśpiewałam i zdobyłam Grand Prix. Więc Anna German jest ze mną od 20 lat.

Czy od razu zaśpiewała pani "Eurydykę"? Bo wydaje się, że to jest najtrudniejszy do wykonania utwór German.

- Nie. Pierwszą piosenką, jaką zaśpiewałam i którą wygrałam Grand Prix był "Bal u Posejdona" w trochę zmienionej aranżacji. Kiedy Marek Sart, autor muzyki i tekstu, usłyszał moją interpretację, dostałam od niego gratulacje i usłyszałam wiele ciepłych słów. Powiedział, że w moim wykonaniu jest to inna piosenka, że nie spodziewał się, że w taki sposób można ją śpiewać.

Bo pani Anny German nie naśladuje. Pani głos ma zresztą ciemniejszą barwę.

- Nie odważyłabym jej naśladować! I nie o to chodzi. Anna German jest dla mnie inspiracją. Chcę, poprzez jej teksty i muzykę, pokazać siebie. Piosenki są zaaranżowane inaczej, odpowiednio do mojej interpretacji.

W niedzielę wystąpi pani w koncercie z narracją. Jak to będzie wyglądało?

- Słowem zajęła się Beata Olga Kowalska, znana szerszej publiczności jako Dorota Wezół z serialu "Ranczo". Ona przedstawia fragmenty wspomnień Anny German, wspomnienia o niej, fragment książek Marioli Pryzwan oraz fragmenty wierszy Anny Achmatowej, jednej z ulubionych poetek Anny German. Będzie więc to jej portret jako kobiety, matki, żony i artystki.

Ma pani takie zdjęcie z mężem Anny German, na którym panią serdecznie obejmuje. Jak on odnosi się do pani interpretacji?

- Dwa lata temu, kiedy była premiera naszego koncertu, był zaproszony jako gość. I mamy, mówiąc w przenośni, jego błogosławieństwo, jeżeli chodzi o nasze wykonania piosenek żony. Jestem z nim na ty, dzwonimy do siebie.

A jak reaguje na tę nową odsłonę piosenek German publiczność? W internecie znalazłam entuzjastyczne opinie.

- Muszę powiedzieć, że za każdym razem jestem zaskoczona i wzruszona reakcją publiczności. Po każdym koncercie mamy owacje na stojąco i bisy. Teraz jest nawet tak, że proponujemy utwór do wyboru. Pytamy widzów, jaką piosenkę chcą usłyszeć.

I co chcą?

- Szczególnie "Greckie wino", a ostatnio "Malagenię" Domyślam się, że publiczność przychodzi z nadzieją, że usłyszy dziewczynę śpiewającą jak Anna German. Tak oczywiście nie jest, ale nie zdarzyło mi się usłyszeć negatywnych opinii na swój temat. Ludzie mówią, że moje interpretacje się podobają i że nie spodziewali się, że tak można.

To ciekawe, bo pani idzie właściwie pod prąd obecnych modnych brzmień, takich jak disco dance, rap, hip-hop czy wręcz disco polo. Nie bała się pani niepowodzenia? Odrzucenia przez publiczność?

- Zachęcił mnie festiwal w Zielonej Górze, który trwał przez 6 lat. Przyjeżdżało tam mnóstwo pięknie śpiewających młodych ludzi, przyjeżdżali też Rosjanie, Przez dwa lata kierownikiem artystycznym był Piotr Rubik. Tam poznałam m.in. Anię Dereszowską, która też ma swoim repertuarze piosenki Anny German. Rzeczywiście szłam pod prąd i słyszałam opinie "to się nie sprzeda". Nie ukrywam, że wiele dobrego przyniósł telewizyjny serial o Annie German, który ją przypomniał. Wkrótce ukaże się płyta, którą nagrałam razem z Joanną Moro, odtwórczynią roli tytułowej w filmie. Za kilka tygodni będzie premiera i mam nadzieję, że przy okazji festiwalu w Opolu, gdzie Joanna wystąpi, też będzie promowała tę płytę.

Oglądała pani serial o Annie?

- Tak, ale nie widziałam wszystkich odcinków, Tadeusz, mąż Anny German, zaprosił mnie do Moskwy, gdzie była premiera tego filmu, ale, niestety, nie mogłam pojechać.

Śpiewa tez pani rosyjskie romanse. Czy rosyjska kultura jest pani bliska? A może stała się bliska przez German, o której Rosjanie mówią "nasza Ania"?

- Jest mi bliska rodzinnie, ponieważ babcia i dziadek ze strony taty pochodzą spod Wilna, ze wsi Babicze. W naszym domu śpiewało się po rosyjsku, był akordeon, była gitara. Bardzo lubię śpiewać po rosyjsku, nawet szybciej uczę się tekstów. Więc wyssałam ten sentyment z mlekiem matki. Bardzo się cieszę, że nadszedł czas na Annę German i jej piosenki, bo ona to wszystko w sobie łączy.

Czy była już pani ze swoim koncertem w Rosji?

- Jeszcze nie. Występowałam tylko w Witebsku na Białorusi, ale mam nadzieję, że do Rosji też pojadę.

Nie sądzi pani, ze dzisiejsze zainteresowanie piosenkami German jest wyrazem tęsknoty za muzyką, która daje ludziom chwilę wytchnienia?

- Myślę, że tak. Po tym "łomocie", który mamy na co dzień, ludzie szukają czegoś innego. Zresztą serial o Annie German też jest zupełnie inny niż współczesne produkcje.

Jakie są pani najbliższe artystyczne plany?

- W czasie wakacji wystąpię kilkakrotnie z "Wędrującą Eurydyką" Zaśpiewam też w koncertach "Prywatka 60", na który złożą się piosenki z lat 60. Na scenie w Orłowie wystąpię w spektaklu "Lata 20, lata 30" w reżyserii Jana Szurmieja. I mam nadzieję, po remoncie na scenie Teatru Muzycznego w Gdyni, w październiku wrócić do "Shreka".

A kogo pani gra w"Shreku"?

- Fionę. Ale na razie nie mogę doczekać się Olsztyna.

Ewa Mazgal
Gazeta Olsztyńska
12 czerwca 2013
Portrety
Agnieszka Babicz

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia