Anna Karenina, czyli wielkie zbrodnie małżeńskie

"Anna Karenina" - reż. Michał Kotański - Teatr Lubuski w Zielonej Górze

Podobno praca nad Anną Kareniną zaczęła się od wizyty Lwa Tołstoja w jego domowej bibliotece. Któregoś dnia Tołstoj wziął do ręki opowiadania Puszkina, otworzył je i zaczął czytać nowelę Goście zajechali.... Po czym zainspirowany sam zasiadł do pisania. Temat zaczął mu się powoli krystalizować, a kolejnym czynnikiem, który miał wpływ na jego sformułowanie była pewna notatka prasowa z 1872 roku, w której podano dokładną liczbę rozwodów w Rosji w przeciągu ostatniego roku.

Było to dokładnie 770 rozwodów, z czego tylko jeden procent z nich (czyli około ośmiu rocznie) stanowiły rozwody podjęte z woli dwojga małżonków. Pozostałe rozwody były konsekwencją zaginięcia lub śmierci jednego z małżonków. Nie jest to liczba oszałamiająca jak na ogromną, mocarstwową Rosję. W sprawach małżeńskich Tołstoj miał wprawdzie tradycyjne poglądy – uważał, że co Bóg złączył, człowiek nie powinien rozłączać, ale już w sprawach jurysdykcji państwowej i kościelnej Tołstoj miał poglądy wywrotowe (nie przypadkiem został w kilka lat później wykluczony z rosyjskiej cerkwi, a i car najchętniej pozbyłby się go ze swojego kraju). Tołstoj wiedział, że osiem rozwodów rocznie to nie efekt szczęśliwego małżeńskiego pożycia, które rozpleniło się w Rosji, tylko raczej dowód na bezkompromisowy system prawny i kościelny, który bez względu na wszystko trzymał damsko-męskie pary w kleszczach małżeńskiej przysięgi. Warto wspomnieć o jeszcze jednej okoliczności, która poprzedziła pisanie Anny Kareniny: niedaleko majątku Tołstoja rzuciła się pod pociąg pewna zrozpaczona dama, pisarz zaintrygowany tym faktem postanowił wykorzystać go w swojej powieści. Pozostało mu jeszcze tylko wymyślić powód tajemniczego samobójstwa.

Anna Karenina to tytułowa bohaterka powieści i jedna z jej głównych postaci, których jest w powieści dokładnie siedem. Dlaczego „tylko” tytułowa? Byłaby pewnie główną, gdyby Tołstoj nie postanowił umieścić w powieści swojego alter ego, czyli Konstantego Dmitrycza Lewina, któremu poświęca w powieści najwięcej uwagi. Nazwisko Lewin jest nieprzypadkowe, pochodzi od imienia pisarza. Konstanty Dmitrycz Lewin to tak jak Tołstoj mieszkaniec wsi, nie do końca przystosowany i nie do końca akceptujący życie wyższych sfer, do których należy, szukający szczęścia w pracy na roli, w pisaniu, w religii, także w zwątpieniu w nią, wreszcie w rodzinie. Wokół Lewina odtworzył Tołstoj całą swoją rodzinę: starszego brata Mikołaja, którego śmierć odmalował na kartach Anny Kareniny. Z kolei filozofujący w powieści Sergiusz Koznyszew – brat Lewina, to także imię brata Tołstoja. Imieniem Dymitra, kolejnego brata Tołstoja, ochrzcił Tołstoj syna Lewina. I wreszcie siostra Tołstoja – Maria – to imię nosi w powieści towarzyszka życia Mikołaja, brata Lewina. Oczywiście Tołstoj jest w taki czy inny sposób obecny niemal w każdej postaci. Poglądy Aleksego Karenina na temat małżeństwa są zbieżne z poglądami Tołstoja, relacja Karenina z jego synem Sieriożą przypomina relację Tołstoja z własnym ojcem – surowym, zasadniczym i niedostępnym dla dzieci (matka Tołstoja osierociła go, gdy miał półtora roku, był wychowywany głównie przez guwernantki). Z kolei romans Stiwy Obłońskiego z guwernantką to również historia rodzinna – po śmierci matki pisarza jego ojciec miał romans z guwernantką swoich dzieci. No i wreszcie Anna Karenina – jest z nią trochę tak jak z Madame Bovary, o której Flaubert powiedział: „Madame Bovary c’est moi”. Co w Kareninie było zbieżnego z Tołstojem? Na pewno nie godzenie się na sytuacje, które wymusza na nas społeczeństwo i jego obłudne obyczaje, szukanie szczęścia na własną rękę, konflikt pomiędzy zmysłowością a moralnością, zwątpienie we wszystkie ziemskie instytucje i poczucie tragiczności losu. No i podobno, jak twierdzą biografowie pisarza, stan emocjonalny Tołstoja w momencie kończenia powieści był bardzo bliski stanowi emocjonalnemu Anny Kareniny, tyle że Tołstoj samobójstwa nie popełnił, choć nie był od tego bardzo daleki.

Ale jakby na przekór temu Lew Tołstoj kończy powieść niemal optymistycznie, pozostawia Lewina i Kitty z ich dzieckiem i każe nam wierzyć, że Lewin przezwyciężył swoje największe egzystencjalne lęki i religijne zwątpienia, chociaż ostatnie zdania powieści są bardziej próbą zgody na los, niż manifestem rodzinnego szczęścia. Zresztą pisanie Kareniny szło Tołstojowi znakomicie tylko na początku, im był bliżej końca, tym bardziej go opóźniał. Prawdopodobnie bał się pustki po okresie intensywnej pracy, ale chyba bał się też czegoś większego. I to „większe” nadeszło – po napisaniu Kareniny wpadł Tołstoj w ciężką depresję, załamał się, płakał po nocach, chował przed sobą noże, strzelby, sznury – bał się, że ze sobą skończy. Ta męka trwała pięć lat, Tołstoj był wówczas ponad pięćdziesięcioletnim mężczyzną. Na szczęście nie skończył wówczas ze sobą, ale za to ogłosił światu, że kończy z literaturą. W dwa lata po ukazaniu się Anny Kareniny wydał zagranicą Spowiedź – wyznanie nowej wiary, tak zwany tołstoizm, w którym naczelną tezą była idea niesprzeciwiania się złu przemocą. Trochę przy okazji tej spowiedzi nakłamał – przypisał sobie jak prawdziwy święty największe grzechy – z zabójstwami i gwałtami na czele, co jak twierdzą jego biografowie prawdą nie było. W rzeczywistości chciał zachować się jak jurodiwyj – wziąć na siebie wszystkie grzechy i kalumnie tego świata, upokorzyć się i w ten sposób poradzić sobie z siedzącym w jego wnętrzu Tołstojem-buntownikiem. Ale o ile Tołstojowi-pisarzowi niemal wszyscy przyznają wielkość, o tyle Tołstoj-moralista czy Tołstoj-filozof bywa już bardziej problematyczny. Nabokov wyraża się ironicznie o wyznawanej przez Tołstoja religii jako o mieszance hinduskiej nirwany i Nowego Testamentu, czyli, jak mówi dalej, „Jezus minus cerkiew”. Faktem jest, że Tołstoj swoimi naukami zainspirował wielu myślicieli, w tym m.in. Mahatmę Ghandiego czy Martina Luthera Kinga. A może nawet i dwudziestowiecznych hippisów, szczególnie takimi ideami jak zrzeczenie się wszelkiego majątku, nie sprzeciwianie się złu siłą, wegetarianizmem, życiem wspólnotowym czy wreszcie życiem tylko z tego, co uda się uzyskać z pracy na roli.

Ale wróćmy do powieści: Anna Karenina przyjeżdża do Moskwy na prośbę swojego brata, który właśnie zdradził swoją żonę z guwernantką. Anna wie, że Stiwa Obłoński zdradzał wcześniej i zdradzał będzie później. Wie o tym, a mimo to ratuje małżeństwo brata, przy okazji manipulując bratową. W rozmowie z Dolly twierdzi, że gdyby ją spotkała taka sama sytuacja – zostałaby z mężem i przebaczyłaby mu tak jakby się nic nigdy nie stało. Ale los dla Kareniny jest o wiele bardziej przewrotny – za chwilę sama zakocha się w przystojnym utracjuszu – pułkowniku Wrońskim, który specjalnie dla niej jedzie za nią do Petersburga. Wszystko w życiu Anny Kareniny do tego momentu jest pod kontrolą. Wydaje się, że Anna do chwili poznania Wrońskiego nie ma powodów do narzekań, ale kiedy po poznaniu go przyjeżdża na stację i widzi swojego męża nagle okazuje się, że jej mąż ma… okropne uszy. Oczywiście nie tylko uszy, ale to jest właśnie ulubiony zabieg Tołstoja – skoncentrować uwagę czytelnika na drobiazgu, wyjść od szczegółu i dojść do ogólniejszej prawdy o postaci. Teraz Anna ma już pewność: jej życie nie jest szczęśliwe. Wyszła za mąż za starszego od siebie o dwadzieścia lat mężczyznę, wysoko postawionego urzędnika państwowego, ma z nim dziecko, które kocha ponad wszystko – Sieriożę. I do tej pory to Sierioża był lekiem na całe zło. Oczywiście Anna jest przerażona możliwymi konsekwencjami romansu, dlatego próbuje odsunąć od siebie Wrońskiego, ale i na to jest już za późno. Wie, że decydując się na romans z Wrońskim decyduje się na towarzyską degradację i wie, że może przez to stracić ukochane dziecko. Ale od tej pory Anna wie też, że żyła z Kareninem bez miłości i zaczyna rozumieć, co to znaczy prawdziwa, namiętna miłość, której nigdy wcześniej nie zaznała, bo… nie mogła zaznać.

I w ten sposób dochodzimy do powodu, dla którego ilość rozwodów w Rosji w owych czasach była tak znikoma. Nie przypadkiem panna na wydaniu Kitty Szczerbacka mówi w powieści, że w męskim towarzystwie czuje się jak ktoś, z kogo bierze się miarę. I nie przypadkiem Dolly broni Kitty przed Lewinem, którego oświadczyny Kitty odrzuciła licząc na oświadczyny Wrońskiego. Dolly broni Kitty, bo kobiety nie mają w tych sprawach prawa głosu. Kobiety przyjmują u siebie w domu mężczyzn, ale same nie mogą wykonać żadnego ruchu, mogą tylko powiedzieć „tak” albo „nie”, ale nie mogą nawet powiedzieć „nie wiem, nie jestem gotowa, proszę przyjść później”. Dodatkowo kobiety wychodzą za mąż bardzo wcześnie, jeszcze jako nastolatki, nierzadko za znacznie starszych od siebie mężczyzn i do tego jeszcze wybór jest często „podpowiadany” przez „życzliwych” rodziców. Po czym biorą ślub i część z nich odkrywa, że wszystkie mosty zostały za nimi spalone. Bo nie jakość związku decyduje o jego długowieczności, tylko prawo kościelne i państwowe. A żeby nie było zbyt łatwo to rozwód w takiej sytuacji może dać kobiecie tylko i wyłącznie mąż. Podobnie jak dziecko – w przypadku rozstania zostaje przy ojcu, chyba, że ojciec wyrazi inną wolę. I dlatego właśnie Anna Karenina wie, że jest w pułapce.

Oczywiście nie zmienia to faktu, że w arystokratycznych sferach, których tak nie znosi Lewin i którym prowokacyjnie rzuca rękawicę Anna, niemal wszyscy zdradzają. Obłoński ma romans z guwernantką, księżna Twerska czyli powieściowa Betty z Tuchaczewskim, Petrycki z baronową Shilton i tak można by jeszcze wyliczać, idąc tropem dzisiejszego „Plotka” czy „Pudelka”. Wspomnę jeszcze tylko, że matka Wrońskiego też miała liczne romanse i na początku pochwalała romans syna, twierdząc, że „nic tak nie podbija kawalerowi stawki, jak głośny romans z wyższych sfer”. Ale tylko do czasu: źle jest, kiedy namiętność albo miłość biorą górę nad wyrachowaniem. I w tym jednym Anna Karenina straciła miarę – wzięła swój romans zbyt poważnie. Zbyt poważnie jak na salonowe petersbursko-moskiewskie towarzystwo, z którego się wywodziła.

W powieści mamy fantastycznie odmalowany świat salonowej Moskwy, świat salonowego Petersburga i świat rosyjskiej wsi, którą zarządza Lewin, ale też wsi, do której zjeżdża Wroński z Anną, kiedy mają już dosyć miasta. Ale w powieści są jeszcze inne światy, w tym dwa wiodące: świat kobiet i świat mężczyzn, oba funkcjonują w powieści na zasadzie przeciwnych obozów. Kobiety zastanawiają się, która z nich lepiej zrobiła – Dolly jest nieszczęśliwa, bo została z mężem dla dzieci, dlatego cierpi i dlatego widzi w Annie receptę na szczęście. Dolly myśli: „Jeśli kobieta się zakocha, powinna pójść za głosem miłości tak jak Anna”, sądząc, że Anna jest szczęśliwa, bo wzięła odpowiedzialność za swoje życie, w odróżnieniu od Dolly. Ale kiedy obie panie spotykają się w majątku Wrońskiego, Anna przyznaje, że jest szczęśliwa, ale tylko jako kobieta, jako matka czuje się skrajnie nieszczęśliwa. Doskonale odwrotnie wygląda sytuacja Dolly.

A jak jest w świecie mężczyzn? Stiwa Obłoński tłumaczy Lewinowi, że mężczyzna powinien żonę trzymać na dystans, owszem, w domu porządek i wzajemny szacunek, ale poza domem można sobie pozwolić choćby i na romans, w końcu to nikogo nie krzywdzi, a mężczyźnie jest przyjemnie. Nie do końca Annę rozumie również Wroński. Wroński nie lubi jej syna, nie rozumie jej troski o syna i wyrzuca Annie, że nie kocha ich wspólnej córki. Ale sam bardziej pochłonięty jest spędzaniem wolnego czasu na grze w karty i balowaniu do późna, podczas gdy Anna ukrywa się przed światem w mieszkaniu Wrońskiego. Bo kobiecie, która nie ma rozwodu lepiej nie pokazywać się w mieście – może narazić się na niepotrzebne upokorzenia. Za to mężczyzna może wychodzić z domu bez konsekwencji, bo… jest świat kobiet i jest świat mężczyzn i są to przeciwne obozy o nierównym rozkładzie sił. Generał Sierpuchowski radzi Wrońskiemu, żeby się ożenił, bo walka o kobietę utrudnia robienie kariery, a poza tym kobiety i tak są materialistkami, w odróżnieniu od mężczyzn, których dla miłości stać na wspaniałe gesty (inna rzecz, że konstatacja ta kłóci się z „rozsądnymi” radami Sierpuchowskiego). Dolly skarży się, że kiedy ona karmi kolejne dziecko, a jej popękane piersi krwawią, to mąż w tym czasie zabawia się w jakimś podejrzanym towarzystwie. Ale dla Tołstoja ideałem kobiety jest właśnie Dolly – bo jest altruistką, bo nie odmawia rodzenia kolejnych dzieci, co jest niepisanym prawem natury. Ale też nie ma co kryć: jest to bardzo patriarchalny punkt widzenia. Szczególnie, gdy uświadomimy sobie, że Tołstoj w powieści skojarzył Dolly z największym z możliwych bawidamków – Stiwą Obłońskim.

Motto powieści wyjął Tołstoj z Listu św. Pawła: „Pomsta do mnie należy, ja odpłacę, mówi Pan.” Chodzi o dwie pomsty: pomsta na Annie ze strony społeczeństwa – nikt nie ma prawa rzucać kamieniami i osądzać innej osoby. I wreszcie zemsta Anny na sobie samej i na Wrońskim, którą dokonała poprzez swoje samobójstwo. Słynne są jej ostatnie słowa, które wypowiada do Wrońskiego: „Pan tego pożałuje”. Oczywiście Anna nie ma prawa decydować o swoim życiu i Anna nie ma prawa karać swojego kochanka w ten sposób, bo kara należy do Boga. Tołstoj widzi winę Anny również w tym, że Anna odmawia rodzenia dzieci, nie chce mieć więcej dzieci, nie chce żyć z Wrońskim jak mąż z żoną. Ale jednocześnie Tołstoj nie potępia Kareniny. Mówi o niej, że nie można potępiać głodnego, gdy sięga po chleb. Problem w tym, że chleb Kareniny jest zatruty, Anna źle ulokowała swoje uczucia, jej związek z Wrońskim oparty jest głównie na miłości fizycznej. Ale dla Tołstoja równie grzeszne jest życie bez miłości – związek dwojga ludzi, którzy związali się nie kochając i nie szanując nawzajem. Zatem można powiedzieć, że pierwszy grzech pchnął Kareninę do kolejnego. Ale też według Tołstoja każdy ma prawo do szczęścia, a to znaczy, że Anna Karenina też ma prawo do szczęścia, tym bardziej, gdy jest skrajnie nieszczęśliwa i niespełniona. Trudno się dziwić, przez długie lata żyła w związku bez miłości, Karenin wprawdzie twierdzi, że ją kocha, ale nietrudno odgadnąć, że nie są dobranym małżeństwem.

Anna Karenina do dziś stawia pytania o to na ile prawo może decydować o relacji dwojga ludzi. Stawia pytania o naturę związków międzyludzkich. Dla Tołstoja ideałem jest związek Kitty i Lewina – oparty na miłości, również namiętnej fizycznej miłości, ale jest to też związek o wiele bardziej zharmonizowany, niż pozostałe związki w powieści. Kitty i Lewin chcą być kochankami, rodzicami, chcą być dla siebie małżonkami i potrafią pogodzić wszystkie te role, choć Lewinowi sama rodzina nie wystarcza do pełni szczęścia, w odróżnieniu od Kitty. Możemy się domyślić, że Lewin tak jak Tołstoj będzie szukał dla siebie Boga, idealnego ustroju społecznego i wszystkiego, co może zaspokoić jego metafizyczny głód. Poza tym Kitty i Lewin to małżeństwo o najkrótszym w powieści stażu, co niejednokrotnie wypomina Lewinowi Obłoński w tonie dla siebie właściwym: „Łatwo ci moralizować, bo masz młodą żonę”. No ale to jest punkt widzenia Obłońskiego, my możemy mieć nadzieję, że Lewin nie zachowa się tak jak jego szwagier. Tym bardziej, że niedługo przed śmiercią Anna poznaje Lewina, który jej się bardzo podoba i którego w związku z tym uwodzi. Bo jest intrygujący i ma naturę dobrego człowieka. Może to jest właśnie moment, w którym Anna zrozumiała, że wybrała źle? Że z Wrońskim nigdy nie będzie spełnioną matką, a z Kareninem nigdy nie będzie spełnioną kochanką i że z innym mężczyzną byłoby to możliwe? I może uświadomiła sobie właśnie, że największym nieszczęściem jej życia jest to, że nie spotkała mężczyzny, który pozwoliłby jej połączyć oba te pragnienia?

***

Anna Karenina jest jak wielki filmowy ekran, na który od ponad stu lat, my, czytelnicy, wyprojektowujemy największe nasze tęsknoty i marzenia. Kobiety widzą w Kareninie taką kobietę, jaką same chciałyby być. Z kolei mężczyźni widzą w niej taką kobietę, w jakiej sami chcieliby się zakochać. W rzeczywistości powieściowa Karenina jest grubaską, która mimo korpulentnych kształtów porusza się z dużą gracją, co od razu zwraca uwagę Wrońskiego. Ma kruczoczarne włosy, jest bardzo temperamentna, w życiu kieruje się przede wszystkim emocjami i potrafi wyprowadzić z równowagi zarówno swojego męża, jak i kochanka. Potrafi stanowczo postawić na swoim, powiedzieć „nie”, tupnąć nogą i prawdopodobnie dlatego, kiedy zostaje całkiem sama zaczyna jak zwierzę zamknięte w klatce gryźć samą siebie, ucieka w narkotyki, aż w końcu popełnia samobójstwo. Jest jedną z pierwszych emancypantek i jedną z kolejnych ofiar społeczeństwa, na prawa którego nie chce się godzić indywidualność takiego formatu jak ona. I pewnie też dlatego tak chętnie utożsamiamy się z Anną Kareniną.

Dziś Anna Karenina miałaby więcej możliwości – mogłaby łatwiej dostać rozwód, niemal na pewno zatrzymałaby przy sobie dziecko – chyba, że sprzeciwiłby się temu kochanek. Ale prawdopodobnie nawet by do tego nie doszło, bo dzisiejsza Anna Karenina nie musiałaby tak bezwolnie jak bohaterka Tołstoja wychodzić za mąż. Chociaż tego nie jestem już tak bardzo pewien. Rosnąca liczba rozwodów może świadczyć raczej o tym, że jest dokładnie na odwrót. Ale nie znaczy to, że wszystkie prawne i życiowe przeszkody zostały przed nami usunięte. Dużą popularnością cieszy się dziś komedia francuskiego dramatopisarza Erica Emmanuela Schmitta Małe zbrodnie małżeńskie. Idąc tym tropem można by powiedzieć, że Anna Karenina to historia „wielkich zbrodni małżeńskich”. Postaci z powieści na pewno się nie zestarzały, nadal w niezwykle sugestywny sposób ilustrują wiele naszych dylematów i rozterek, nie tylko miłosnych. Nawet Rosja wydaje się być podobna – akcja Anny Kareniny dzieje się w dziewiętnastowiecznej kapitalistycznej Rosji, a dziś mamy kapitalistyczną Rosję dwudziestego pierwszego wieku. Także nawet ta okoliczność, co jeszcze do niedawna wydawało się niepodobieństwem, „pracuje” na aktualność powieści.

Bez dwóch zdań Anna Karenina to jedno z największych dzieł literatury światowej. Paradoks jednak polega na tym, że powieść ta będąca fenomenalnym studium psychologicznym i unikatową panoramą dziewiętnastowiecznej Rosji została zapamiętana głównie jako melodramat z nieszczęśliwym zakończeniem. Oczywiście Anna Karenina jest również melodramatem, jest sentymentalną podróżą w sferę emocji i miłosnych obyczajów, ale nie zapominajmy, że napisanie jej w tamtych czasach było dużym aktem odwagi. Napisał ją odważny buntownik, który tym samym opowiedział się po stronie krzywdzonych przez ustrój społeczny i jurysdykcję kościelną kobiet, wydawanych bezproblemowo za mąż niczym towar do wzięcia. Mało kto dziś pamięta, jak trudno było w ówczesnej Rosji dostać rozwód, ale jak łatwo jest się nieszczęśliwie zakochać pamiętają wszyscy, pewnie dlatego, że ciągle najłatwiej jest się po prostu nieszczęśliwie zakochać. Mimo to nie zapominajmy, że Anna Karenina to o wiele więcej, niż tylko romans i o wiele więcej, niż tylko melodramat. Kiedyś, choć może trudno w to uwierzyć, Karenina była policzkiem wymierzonym w kościelne i społeczne normy, a napisał ją urodzony w hrabiowskiej rodzinie dziewiętnastowieczny hippis, który na co dzień chodził w chłopskim stroju i pod koniec życia cały swój majątek chciał rozdać chłopom, co mu się na szczęście dla jego licznej rodziny nie udało, także dlatego, że miał u swego boku odpowiedzialną za sporą gromadkę dzieci żonę – Zofię Andriejewnę, prototyp powieściowej Dolly.

***

Istnieje taka oto anegdota: stary Tołstoj, który zerwał już z literaturą (na szczęście nie całkiem konsekwentnie) wziął do ręki gruby tom, który stał na półce w jego bibliotece. Otworzył w przypadkowym miejscu i zaczął czytać. Książka wciągnęła go, przeczytał kilka stron, po czym sprawdził z ciekawości tytuł i autora. Okazało się, że stary Tołstoj sięgnął po Annę Kareninę Lwa Tołstoja. Wciągnęła go. Zresztą co tu dużo gadać, nadal wciąga.

Radosław Paczocha
Materiały Teatru
16 stycznia 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...