Anna Lichorowicz gwiazdą wieczoru
"Joanna d\'Arc" - reż: N. Ursuliak - Opera WrocławskaIstotny czynnik w verdiowskich operach stanowi melodyka oraz kantylena. Potwierdzeniem tego stała się premiera jednego z jego mniej znanych dzieł, "Giovanny d\'Arco" ("Joanny d\'Arc"), wystawionej w Operze Wrocławskiej 29 i 30 stycznia 2011 roku. Scenicznie było niezbyt ciekawie, natomiast wokalnie, zniewalająco!
Dzieje „Dziewicy Orleańskiej” są powszechnie znane. We Francji, swojej ojczyźnie, stała się męczennicą. Została beatyfikowana oraz kanonizowana. To dzięki jej odwadze zakończył się spór o sukcesję francuskiego tronu. Jednak w tamtych czasach, prawie 600 lat temu, nie wierzono, że nastoletnia dziewczyna z wizją świętej misji, jest w stanie uratować swój kraj przed najeźdźcą. Po obronie Orleanu, zdradzona, oskarżona o herezję i czary, torturowana, spłonęła w mękach na stosie. Jednak sztuka autorstwa Fryderyka Schillera opowiadająca o patronce Francji, na której opiera się libretto Temistokla Solery, nie do końca opowiada jej historię. Sprawiało ono wiele trudności w przejrzystym ukazaniu życia Giovanny. Ginie nie wśród płomieni, ale z rąk dostojnika kościelnego, dla którego nazwanie katedry jej imieniem przelewa jego czarę goryczy.
Losy Joanny stały się inspiracją dla Honeggera, Liszta, Czajkowskiego, Rossiniego. Giuseppe Verdiemu muzyczne ujęcie dziejów narodowej bohaterki zajęło zaledwie cztery miesiące. Prapremiera odbyła się 15 lutego 1845 roku, jak mawiał kompozytor, w „el prim teater del mund”, czyli w La Scali. Opera została gorąco przyjęta. Jednak Verdi twierdził, że padła ona ofiarą intrygi, dlatego postanowił nigdy więcej nie zaszczycić swoją obecnością tego teatru. Znając jego uparty i wybuchowy charakter, tak też się stało, ale „tylko” na 40 lat. Kto poznał kompozytora, ten wiedział, że najpierw musiał się zmienić świat, zanim Verdi ustąpiłby.
Polska premiera odbyła się dokładnie 139 lat temu w Teatrze Wielkim w Warszawie, natomiast w ostatni weekend stycznia "Giovanna d’Arco" została przedstawiona na deskach opery we Wrocławiu. Reżyserii podjęła się Natasha Ursuliak. Chciała ukazać główna bohaterkę jako kobietę rozdwojoną, pełną rozterek i niepewności osobę, która wciąż pragnie być w centrum uwagi. Scenografię przygotowała Claudia Weinhart. Według założenia scena przekształciła się w konstrukcję przewróconego kościoła, wyrażającej poszukiwanie. Jedno i drugie wyszło bardzo słabo. Opera była statyczna, dekoracja prawie niezmienna. Niezmiernie przeszkadzała artystom w poruszaniu się i niemal doprowadziła do upadku małej Giovanny. Natomiast chór ustawiony najczęściej w parach jak podczas klasowego wyjścia na spacer stał skrępowany.
Szkoda także, że balet został tak słabo zagospodarowany. Kostiumy, przygotowane przez Małgorzatę Słoniowską, były epokowe oraz symboliczne. Piękne, kolorowe suknie, miecze, korony, białe stroje wojska, Carla VII oraz Giovanny stanowiły alegorię niewinności nawiązując do białego konia i zbroi walecznej historycznej patronki Francji. Reżyserii światła podjął się Benedikt Zehm. Szkoda tylko, że ograniczał je najczęściej do podkreślania postaci albo do efektu światłocienia. Brakowało zaakcentowania nimi emocji bohaterów.
Jednak od tych sporych niedostatków scenicznych oraz ruchowych odwracali uwagę wspaniali soliści. Verdi komponował nade wszystko wokalnie. Był twórcą piszącym dla głosu ludzkiego, nadawał mu ekspresję i dramatyzm. Uwielbiał kontrasty. Od sopranów wymagał długich, barwnych linii melodycznych, biegłości oraz koloratury z mocnym głosem. Od tenorów i barytonów wysokiej, trudnej deklamacji. (Nota bene, stąd się wzięła jego początkowa choroba gardła. Ustąpiła, gdy zaczął komponować od górnej pięciolinii aż do dołu partytury, a nie, jak początkowo, głosami.) Tych wrażeń doznała publiczność dzięki spektakularnemu występowi sopranistki, Anny Lichorowicz. Rolę Giovanny wykonała perfekcyjnie pod względem technicznym bardzo mocnym, przejmującym głosem. Podczas niektórych fragmentów, mimo potężnej obsady (soliści, chór oraz orkiestra), na plan pierwszy wybijał się zawsze jej dźwięczny wokal. Urzekła w każdym aspekcie. Także baryton, Mariusz Godlewski jako Giacomo, ponownie ukazał bardzo wysoki poziom artyzmu, oczekiwaną dramaturgię w najlepszej postaci, a także brzmieniowe niuanse. W rolę dostojnika kościelnego, ze względu na wiek, wcielił się Bogusław Szynalski, który pozostawił obszerny niedosyt wokalny. Gdyby można było połączyć głos Mariusza Godlewskiego z wiekiem Bogusława Szynalskiego, powstałby ideał. W roli Karola VII wystąpił rosyjski tenor, Nikolay Dorozhkin, a następnego wieczoru amerykański śpiewak, Evan Bowers. Obydwaj zaprezentowali mistrzostwo. Ich kreacje były niezwykle ekspresyjne, pełne kolorytu i energii. W rolach drugoplanowych wystąpili Aleksander Zuchowicz i Łukasz Gaj jako Delil (zaufany króla), Damian Konieczek jako Kardynał oraz Marek Paśko jako Talbot (oficer angielski).
Chór Opery Wrocławskiej przygotowany przez Annę Grabowską-Borys, tym razem wypadł imponująca. Pojawiła się dawno u niego niesłyszana doskonała intonacja oraz potęga w głosie. Orkiestra, poprowadzona przez Ewę Michnik, ukazała to, co w muzyce Verdiego najważniejsze. Dostosowała się do emocji postaci, była dramatyczna i pełna wyrazu. Stanowiła akompaniament, niekiedy tylko wyłaniały się z niej finezyjne sola (wirtuozowska coda klarnetu z sopranem solo czy sielankowy nastrój w waltorniach w akcie II). Rewelacyjnie przedstawiła burzę oraz rozpoczęła akt III marszem.
"Giovanna d’Arco" we wrocławskiej inscenizacji to bardzo silna i duchowa osoba. Wywołała ogromny aplauz wśród publiczności. Annie Lichorowicz należą się wyrazy uznania za zjawiskowy głos, którym obdarowała publiczność podczas tych dwóch wyjątkowych wieczorów. Cieszy także fakt, że spektakl ten został zarejestrowany. Z niecierpliwością czekam na nagranie.