Antyklimaks, czyli w dół
"Klątwa, odcinki z czasu beznadziei E02: Lekcja religii" - reż. Monika Strzępka - Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie / Teatr IMKA w WarszawieStrzępka i Demirski w „Lekcji religii", wytrącają grunt spod nóg widzów – już nie wiadomo, czy to wciąż zabawne, czy to przemyślane, czy „tak ma być". Czy cały spektakl nie jest przypadkiem grą z oczekiwaniami i nabijaniem się z widza, a jeszcze bardziej z krytyków. Problem polega jednak na tym, że aktorzy również zdają się niepewnie stąpać po ziemi dotkniętej „Klątwą".
Spektakl wciąż pozostaje wierny serialowości pod względem organizacji treści – przed czołówką pojawia się „zajawka". Jezus mówi, że ponoć żarty zabijają nie tylko powagę, ale i teatr, więc w tym odcinku nie będzie już tak śmiesznie. Prawi proroczo, bo faktycznie – zabawnie nie jest. Kpina z krytyków początkowo przełożona została na nastrój grozy i niepewności. Zaczyna się od mszy w kaplicy. Scena efektowna, choć dość prosta. Sytuacja z zabijaniem księży wydaje się opanowana, alarm – więc i cliffhanger – był fałszywy. Jednak kazanie Jezusa zdaje się czerpać z najbardziej oklepanej już krytyki chrześcijaństwa: ze zwulgaryzowanej wykładni Nietzscheańskiej osobowości niewolniczej i hiobowych predylekcji do cierpienia. Jezus nie mówi głosem – mam nadzieję – ani reżyserki, ani dramaturga. Później podważane są kolejne dyskursy, spektakl nie daje się zamknąć w żadnej szufladce i to jest ogromny plus – cały czas wymyka się próbom łatwej klasyfikacji, przedstawia niejednoznaczny stosunek do różnych epok i formacji społeczno-kulturowych.
Piwnice Watykanu to przedsionek piekła, miejsce kaźni, a także więzienie – kogo? Szatana? To nie jest do końca jasne na tym etapie rozwoju fabuły. Niepewność podkreśla fakt, że pod prześcieradłem rozpoznajemy Dobromira Dymeckiego, aktora wcielającego się w postać Jezusa. Jak pierwszy odcinek należał do niego, tak w „Lekcji religii" na pierwszy plan wysuwa się Klara Bielawka w roli arystokratki-wampirzycy. Rozgrywająca się w znacznej części w totalnej ciemności scena egzorcyzmowania prezydenta/redaktora – z dumy opozycjonisty, z wiary w demokrację itd. – ma przygotować scenę przed Sabatem Dobrego Domu. Jednak coś nie wychodzi i przenosi się do przaśnego roku 1979 – zamiast elitarności uwięziona zostaje w fartuchu, powszechnej wesołości i bylejakości. Jej syn ciągle się uśmiecha i nagle znika garb, który pojawił się na jego plecach w tym odcinku – z jednej strony bowiem uleczony został z poczucia wyższości, z drugiej jednak pocztówka z PRL-u jest tak wyidealizowana, że aż ironiczna.
Popis aktorski Bielawki jest wyjątkiem, w czym nie ma winy utalentowanych aktorów. Translokacje podkreślają ogólne zaburzenie porządku, ale znika już na przykład silnie wyczuwalna historiozoficzna refleksja z poprzedniego epizodu – przenoszeni cały czas między różnymi miejscami i epokami aktorzy zdają się tak samo zagubieni jak postaci. Zwłaszcza że szaleją w nich trzy demony. To, co bawiło ostatnio, teraz zamienia się w miotanie po scenie. Krytykując intelektualne mielizny, konformizm i pogoń za wygodą części bohaterów, spektakl sam idzie na łatwiznę – stworzony jakby „na kolanie", szkicowy i niedopracowany. Strzępka i Demirski atakowani ze wszystkich stron, zwykle bronili się stroną formalną, doskonałym zgraniem aktorów, precyzyjnie rzucanymi kwestiami i skrzącym się ironią dowcipem. W „Lekcji religii" nawet to szwankuje, a w całym chaosie wyobrazić sobie tylko można, co czuły osoby, które uwierzyły w to, że każdy odcinek będzie autonomiczną całością.
Jak świat „Klątwy" zawieszony jest między dobrem a złem, tak spektakl lawiruje między dobrym i złym. Śnieżący ekran w tle sugeruje zakłócenia w odbiorze. Może celowe – na półmetku można w to jeszcze wierzyć, bo „w coś trzeba wierzyć". Ale skoro Paweł Tomaszewski w każdym odcinku śpiewał utwory Bowiego, to po „Space Oddity" i „The Man Who Sold the World" może czas na „Ch-ch-ch-ch-Changes".
*Antyklimaks - spowodowane nieoczekiwanym wprowadzeniem w zakończeniu wypowiedzi elementów potocznych albo wulgarnych osłabienie lub całkowite zniweczenie tonu podniosłości, wrażenia retorycznego pierwszej jej części, często dające efekt humorystyczny, ironiczny, satyryczny.