Arcydzieło co niemiara
"Miarka za miarkę" - reż. Mikołaj Grabowski - Teatr Polski w Bielsku-BiałejNiedawno w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej miała miejsce trzecia premiera tego sezonu - „Miarka za miarkę" w adaptacji i reżyserii Mikołaja Grabowskiego na podstawie klasycznej komedii Szekspira. Reżyser jednak pozwolił sobie na unowocześnienie nieco szekspirowskiego dzieła i wprowadzenie pewnych elementów odnoszących się do dzisiejszej sytuacji na scenie politycznej w Polsce. I tu należy dodać, że wstawki te były świetnie dopasowane i przede wszystkim zabawne, co jest mocną stroną tego spektaklu.
Jednak najmocniejszą zaletą „Miarki za miarkę" jest aktorstwo, które było na niesamowicie wysokim poziomie. Tak doskonałe, łączące w sobie wiele cech ludzkich, przeplatane subtelnym komizmem kreacje, jak w bielskim ujęciu „Miarki", nie są czymś często spotykanym. Na szczególne wyrazy uznania zasługuje Daria Polasik-Bułka, która wcieliła się w postać Izabeli. Można by rzec, że jest to jedna z najlepszych kreacji kobiecych, jakie obecnie można oglądać w repertuarze Teatru Polskiego. Bezbłędnie zarysowana psychomachia Izabeli w wykonaniu Polasik-Bułki jest czymś, co bezsprzecznie należy zobaczyć. Jest to jeden z głównych powodów, dla którego warto pójść obejrzeć ten spektakl. Kolejnym jest postać Angela, zagrana przez Michała Czadernę. Dowodem wybitnych jego umiejętności do tej pory były role Makbeta i Wujaszka Wani. Po premierze „Miarki" bez wątpienia ta lista powiększyła się o Angela właśnie. Przebiegły namiestnik-tyran, który jest w stanie zrobić wszystko by osiągnąć swój cel, nasycony mocnym akcentem charyzmy. Michael Corleone Teatru Polskiego, krótko rzecz ujmując. Warto jeszcze wspomnieć o Piotrze Gajosie w roli Lucja, czyli prostaka i dziwaka. Postać ta, choć jakby żywcem wyrwana z jednej z fars Camolettiego, doskonale wkomponowała się w siedemnastowieczną komedię Szekspira.
Właściwie to wypadałoby wymienić każdego aktora z osobna, gdyż wszyscy spisali się na medal, lecz są jeszcze inne aspekty, o których trzeba coś powiedzieć. Na przykład cudowne i obłędnie klimatyczne sceny, które zostają w pamięci na zawsze. Najpiękniejsza z nich – scena rozmowy Angela ze swoim doradcą, Eskalusem (Tomasz Lorek), w której panowie siedzą po przeciwnych stronach długiego, czarnego stołu, a na nich pada zimny, biały snop światła. Co więcej, poprzedza ją niezwykle artystyczna stop klatka, w towarzystwie bujnego kłębu dymu zawieszonego nad głowami aktorów, a źródłem owego dymu był wolno tlący się papieros Angela, zaś w tle surowe, więzienne kraty. Istne arcydzieło, właśnie dla takich scen warto chodzić do teatru.
Fantastyczną ozdobą spektaklu było również oświetlenie, za które odpowiedzialny był Michał Grabowski. Zmieniające kolory światło w zależności od postaci, na której się skupiało, nadawało unikalny charakter każdej z nich. Było to świetne uzupełnienie do bardzo surowej scenografii, gdyż razem tworzyły one pewien dysonans, który niezwykle wpadał w oko. Szkoda jednak, że reżyser sprowadził rolę muzyki do minimum, bo chwilami jej brak był odczuwalny. Na szczęście, takich chwil nie było zbyt wiele.
Reżyser miał również świetny pomysł na zakończenie spektaklu, ale cóż, nie wypada o tym pisać, gdyż może to zaburzać widzowi odczucia towarzyszące pierwszemu odbiorowi dzieła, a są one bez dwóch zdań niepowtarzalne i bezcenne.
Bielska „Miarka za miarkę" ma w sobie wyjątkowy urok. Świetny reżyserki zmysł Mikołaja Grabowskiego, połączony z niezwykle doświadczoną kadrą Teatru Polskiego, a wszystko to przyprawione zachwycającą reżyserią światła – nie ma innej możliwości, to musi się podobać. Najlepszym sposobem na przekonanie się jest nic innego jak wycieczka do teatru przy ulicy Pierwszego Maja, do czego zdecydowanie zachęcam.