Ars moriendi w epoce wirtualnej
"Dzień Osiemdziesiąty Piąty" - reż. Aga Błaszczak - Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu„Stary człowiek i morze" Ernesta Hemingwaya to jedna z tych lektur, na które jesteśmy za młodzi w czasie ich przerabiania w szkole. Wydaje nam się, że stary Santiago to zgorzkniały nudziarz, goniący , niczym Don Kichot za wiatrakami, za swym upragnionym merlinem.
Najnowsze przedsięwzięcie aktorów Teatru Lalki i Aktora w Wałbrzychu to właśnie wzięcie na warsztat i reinterpretacja kanonu lektur. Na pierwszy ogień poszedł właśnie „Stary człowiek i morze", z tymże do oryginalnego tekstu awanturniczego Hemingwaya dodano autorskie przemyślenia aktorów i reżysera. Powstał bardzo ciekawy i odważny spektakl, wykorzystujący nowoczesne efekty wizualne, rodem z gier komputerowych. Spektakl oglądałam ze swoim synem i miałam okazję zobaczyć, jak dzieci nakładają własny filtr obrazowy ze współczesnych bajek. Na scenie są trzy symboliczne postacie : Santiago ( hybryda lalki i aktora), młodzieniec mu towarzyszący i krążący wokół, obserwujący wszystko z boku Duch, Śmierć lub Fatum. I tak dla mojego syna ta czarna postać jawiła się jako mroczny rycerz Cole z japońskiej animacji „Ninjago", Santiago był Merlokiem, mędrcem i magiem z „Nexo Knight", nawet efekt specjalny w postaci unoszącego się dymu przetransformował na straszną, gadającą Chmurę Montroxa. Już Borghes twierdził, że wszystkie postacie powtarzają się od powstania literatury i dramatu, zmieniając tylko nazwy i figury.
Ciekawym konceptem było ukazanie historii głównego bohatera z perspektywy starego, umierającego człowieka. Santiago na chwilę przed śmiercią wraca do obsesji swojego życia, merlina i opowiadając młodemu pielęgniarzowi Pablo swoją historię, metaforycznie młodnieje. Przesunięcie w czasie wyjaskrawia opowieść, rozbudza wyobraźnię zmęczonego starca. I tak szpitalne łóżko staje się żaglowcem rybackim, wystarczy tylko zawiesić prześcieradło i odcumować ze szpitalnego portu. Grana na żywo muzyka, hałas perkusji i jaskrawe, przesuwające się fale, i już mamy groźny sztorm. Chwile smutku, melancholii płynącej wraz z narracją starca przeplecione są właśnie takimi efektami specjalnymi. Kilka razy symboliczna zjawa wykonuje taniec śmierci i przeznaczenia ( doskonała pantomima młodego aktora Jakuba Grzybka).
To wartościowa lekcja na temat przemijania i odchodzenia dla młodych ludzi. Śmierć mimo obecności kroplówek, sygnału aparatur medycznych nie przeraża naturalizmem. Przesycona jest baśniowością, liryzmem, choćby w scenie z rozmową z ptaszkiem, zabłąkanym na morzu. Smutna jest tylko samotność, signum temporis naszych czasów. Santiago wciąż czeka na swego chłopca, wnuka który na pewno niedługo go odwiedzi, wciąż żywi się nadzieją na daleką podróż i złowienie wielkiej ryby. Starzec jest kukłą, wielkości dorosłego człowieka, animowany jest przez swego młodego szpitalnego opiekuna. Pokazuje to ich symbiozę i zależność schorowanego bohatera od drugiego człowieka. Czy nasze czasy nie uczą raczej pragmatyzmu i wygody wobec choroby i śmierci? Nie łatwiej zapewnić wtedy komfortową, sterylną opiekę niż towarzyszyć bliskiej osobie, po prostu wysłuchać jej wspomnień, trzymając ją za rękę.
Spektakl obowiązkowy dla młodych ludzi, zagubionych w wirtualnych czasach zaniku ludzkich, osobistych więzi.