Arszenik i mohery

"Arszenik i stare koronki" - reż. Krzysztof Babicki - Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie

Z pewnością każdy z nas doświadczył życzliwości starszej pani, która z matczyną troską podpowie domowy środek na przeziębienie czy maść na bolące plecy. Bywają osoby altruistyczne na śmierć – wręcz dosłownie. O sympatycznych kobietkach, niosących bliźnim ulgę w cierpieniu opowiada Teatr im. Juliusza Słowackiego, prezentując „Arszenik i stare koronki" według sztuki Josepha Kesselringa, w reżyserii Krzysztofa Babickiego.

Czarna komedia z 1939 r. jest systematycznie „odkurzana": w I poł. lat 40. sztuka tryumfowała na Broadway'u, w 1944 r. została przeniesiona na duży ekran za sprawą Franka Capry; później także w 1995 przez Annę Lizaran i 2002 w reżyserii Larsa Knutzona. Spektakl, wystawiany w Krakowie jest kolejną próbą przeniesienia komedii: wcześniejsze stosunkowo popularne realizacje to m.in.: Adama Hanuszkiewicza w Teatrze Powszechnym (dwukrotnie: w 1957 i 1990 r.), sztuki Teatru Telewizji w reżyserii Macieja Englerta z 1975 i Andrzeja Marii Marczewskiego w Teatrze Sabat z 2001 r.

Siostry Abby (Anna Polony) i Marta (Urszula Popiel) Brewster mieszkają w rodzinnym domu w Brooklynie, opiekując się chorym umysłowo bratankiem Teddym (Maciej Jackowski), uważającym się za Napoleona. Częstym gościem jest drugi z krewniaków, krytyk teatralny Mortimer (Tomasz Wysocki), zalecający się do sąsiadki swoich cioteczek, córki pastora (Wojciech Skibiński) – Heleny (Natalia Strzelecka). Z powodu uprawianego zawodu nie jest zbyt lubiany przez ojca swojej wybranki, czym żadne z nich zbytnio się nie przejmuje. Dzięki bardzo dobrej opinii sióstr Brewster, pastor patrzy z przymrużeniem oka na związek córki, wierząc, że mężczyzna okaże się godnym przedstawicielem ich rodu. Bywa zatem częstym gościem w starym domu, serdecznie częstowany przez starsze pani domowymi konfiturami i takim też winem. Abby i Marta natomiast bezustannie poszukują lokatora do wolnego pokoju, lecz bez efektu – starsi, samotni panowie, odwiedzający w tym celu ich posiadłość nie zostają ulokowani w pokoiku, lecz... w krypcie w piwnicy. Właścicielki bowiem, wzruszone losem staruszków pozostawionych samy sobie pomagają odejść im z tego świata, częstując winem z dodatkiem trucizny. Przerażony tym odkryciem Mortimer stara się za wszelką cenę uchronić cioteczki przed wyrokiem sądu, przygotowując okoliczności do zrzucenia winy na Teddy'ego. Jego misterne plany burzy jego brat, Hitler – a właściwie Jonatan (Krzysztof Jędrysek), który został przez pijanego chirurga plastycznego (Tadeusz Zięba) zoperowany na przywódcę faszystów. Jonatan jest poszukiwany przez policję za wielokrotne morderstwa listem gończym, więc za pomocą swojego chirurga chce znowu zmienić oblicze, przy okazji pozbywając się ciała ostatniej ofiary. Spokojny zatem dom sióstr Brewster staje się siedzibą wielokrotnych morderców, walczących o prawo do „miejsca pracy".

Scena zostaje zmieniona we wnętrze pokoju domu Brewster: po lewej znajduje się stół, po prawej sofa, w tyle okno, pod którym umieszczono skrzynię, do której siostry Brewster, a potem Jonathan, chowają swoich nieszczęśników. Jest przytulnie, ale z klasą, jak przystało na wiekową brooklyńską willę. Oświetlenie ociepla wnętrze. Stroje bohaterów są stylowe, z połowy XX wieku, poza kostiumem Teddy'ego, który raz po raz zmienia swoje napoleońskie ubrania. Bohaterowie, grani przez znakomitych aktorów: m.in. zjawiskową wręcz Annę Polony, świetnego Tomasza Wysockiego (ośmielam się twierdzić, iż lepszego niż Cary Grant I w adaptacji z 1944 r.) i wyemancypowaną w roli Heleny Natalię Strzelecką sprawiają, że komedia jest zwarta, płynna, a poziom humoru utrzymany utrzymuje się na wysokim poziomie.

W oryginale Teddy uważa się za prezydenta Roosevelta, zaś Jonatan ma przypominać Borisa Karloffa w kreacji Monstrum Frankensteina. Sztuka jest zatem satyrą tamtej współczesności: polityki, czy mega-zjawiska ówczesnej kultury. Adaptacja Babickiego także wyśmiewa dwie ważne postaci europejskiej polityki: Napoleona Bonaparte i Hitlera. Jedynie Abby i Marta pozostają tymi samymi, uroczymi starszymi paniami, które ktoś, spotkawszy na ulicy, mógłby nazwać „moherami". Czyżby?

Maria A. Piękoś
Dziennik Teatralny Kraków
29 maja 2014

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...