Artysta w potrzasku

"Msza za miasto Arras" - Teatr Studyjny PWSFTv i T w Łodzi

Student IV roku PWSFTviT Michał Napiątek postanowił sprawdzić się w najtrudniejszej dla aktora dramatycznego formie - w monodramie, do którego napisał scenariusz adaptując powieść Andrzeja Szczypiorskiego. Młody aktor jest także reżyserem spektaklu, co z pewnością utrudnia zachowanie dystansu wobec konstrukcji przedstawienia i sposobu jego odgrywania. Odwaga aktora robi wrażenie, niektóre decyzje trudno jednak zrozumieć.

Aktor wciela się w rolę Jana - narratora pierwszoosobowego z powieści Szczypiorskiego, który wspomina zarazę, jaka nawiedziła Arras w 1458 r. Jan jest pracownikiem Alberta - biskupa Arras, który wraz z Dawidem - biskupem Ultrechtu stara się rozwiewać wątpliwości wiernych dotyczące nie tylko spraw związanych z religią, ale przede wszystkim odnoszące się do trosk codziennego życia. Największym problemem okazuje się fakt, że w momencie pojawienia się pierwszych symptomów zarazy w miejsce racjonalnego osądu rzeczywistości pojawia się chęć znalezienia „kozła ofiarnego”, jakim staje się Żyd Celus oraz cała gmina żydowska, którą katolicy oskarżają o rzucanie czarów powodujących śmierć młodych, zdrowych koni. Na podstawie zeznań przyjaciela Alberta, którzy rzekomo widział Celusa w obejściu sukiennika Gerwazego w noc śmierci jednego z jego wierzchowców, wydany zostaje pochopny, niesprawiedliwy osąd, w konsekwencji którego oskarżony wiesza się w piwnicy ratusza. Kolejną ofiarą ludzkiej niesprawiedliwości pada Żyd Icchak, miasto ogrania ślepa chęć zemsty, mieszkańcy przestają się przejmować nakazami wiary. Na stosie płoną kolejne ofiary, jednak wytłumaczenie, które przyjęła ludność Arras („Czemu to przypisać, jeśli nie sztukom diabelskim, które owładnęły miastem na skutek żydowskiej klątwy”) nie pomaga w rozwiązaniu problemu.

Michał Napiątek wybrał i zaadaptował na potrzeby sceny te fragmenty powieści, które pozwoliły na stworzenie spójnej historii opowiadanej z perspektywy człowieka pracującego dla biskupa Pas-de-Calais. Pominięte zostały opisy ludzi, którzy z głodu jedli ciała zmarłych, dobijali konających, brak także historii matki, która zjadła swoje nowonarodzone dziecko, za co została skazana na śmierć i odmówiono jej rozgrzeszenia. Padające ze sceny słowa stopniowo przybierają formę traktatu filozoficznego, dotyczącego życia, śmierci, miłości oraz konsekwencji naszych czynów. Słyszymy, że „nie pragnąc zbawienie nie boisz się piekła, nie kochając nie padasz ofiarą rozpaczy”, a w zarazie najgorsze jest umieranie na oczach pozostałych, bo „straszna jest tylko śmierć i to nie nasza, ale drugiego człowieka”, gdyż to ona naprawdę nas dotyka, z jej wspomnieniem pozostajemy. Bohater podkreśla absurdalność sądów, które doprowadziły do tragedii stwierdzając, że „nieważne jest to, co jest, lecz jakie imię nosi”. Przywołuje tu przykład koszenia ryb - czy gdyby ktoś zamiast koszenia zboża nakazał nam wychodzenie w morze i koszenie ryb, uczynilibyśmy to? Wszystko oparte jest na umowie społecznej, liczy się wola większości, której muszą podporządkować się jednostki.

Adaptacja tekstu została dokonana umiejętnie, bezwiednie przechodzimy bowiem od prostej rekonstrukcji zdarzeń, do filozoficznych rozważań nad istotą bytu. Jedynym elementem scenograficznym jest czarne, stojące pośrodku sceny krzesło, widzowie są więc pozbawieni jakichkolwiek wizualnych atrakcji. W tej sytuacji dziwi wybór tekstu, który nie pozwala aktorowi na pokazanie różnorodnych emocji. Bohater opowiada historię z zachowaniem dystansu, nie daje się ponieść zdarzeniom i odczuciom, które towarzyszyły poszczególnym bohaterom, raczej stara się poddać minione wypadki rozumowemu osądowi. Brak różnorodności, zmian formy podawczej sprawia, że widz szybko odczuwa znużenie - nawet najzdolniejszy narrator nie jest w stanie utrzymać w napięciu słuchaczy, jeśli opowiadana na podobnej tonacji emocjonalnej historia jest dłuższa niż kilkanaście minut.

Irena Jun w „Biesiadzie u hrabiny Kotłubaj” wcielała się w 4 role (narratora, starą bezzębną markizę, barona de Apfelbauma i w samą Kotłubaj), Janusz Andrzejewski w „Learze” na naszych oczach doświadczał bezgranicznej miłości, bólu odrzucenia i niemocy osamotnienia, które było konsekwencją zachowania córek, natomiast Jerzemu Treli w „Wielkim kazaniu księdza Bernarda” towarzyszyła bardzo ciekawa scenografia oraz tekst, który pozwalał na zaprezentowanie całej gamy rozwiązań warsztatowych. „Masza za miasto Arras” Michała Napiątka nie dostarcza widzowi różnorodnych wrażeń, studenta czeka jeszcze wiele pracy by dorównać swojemu poprzednikowi Januszowi Gajosowi (premiera „Mszy za miasto Arras” - monodramu Janusza Gajosa w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego, miała miejsce 16 lat temu). Szkoda potencjału zdolnego aktora, który w innych spektaklach Teatru Studyjnego miał okazję zaprezentować pełnię swoich możliwości. Artysta wpadł w potrzask, który sam zastawił.

Olga Ptak
Dziennik Teatralny Łódź
9 marca 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...