Austriackie gadanie

8. Genius Loci

W niedzielę zakończyła się kolejna edycja łaźniowego Genius Loci, tym razem z literaturą austriacką w roli głównej. Jej bohaterami byli Robert Musil, Werner Schwab i Elfriede Jelinek

Austriackie gadanie to gadanie bez sensu. Ale nie o takie austriackie gadanie chodzi - w spektaklach pokazywanych w Łaźni Nowej pierwszoplanową rolę gra język. Język dziwny, powykrzywiany, żarłoczny, pochłaniający, służący nie jasnemu wyrażaniu myśli, ale oddaniu jej krętych ciemnych dróg. 

Inne kuszenie

W "Kuszeniu cichej Weroniki" wyreżyserowanym przez Krystiana Lupę według opowiadania Musila Weronika (Ewa Skibińska) wcale nie jest cicha. Prowadzi nieustanny monolog, którym usiłuje nazwać siebie, swoje obsesje, odruchy, przeczucia, niewyrażalne myśli. Zbadać to, co kobiece i co męskie. Premiera "Kuszenia..." odbyła się 12 lat temu, w tym roku Lupa wznowił spektakl. Poprzednią wersję pamiętam jako jedno z najwspanialszych przedstawień Lupy - grana na ogromnej scenie wrocławskiego Teatru Polskiego kameralna historia na czwórkę aktorów była fascynująca, drapieżna i nieprzyjemna. Teraz - może dlatego, że spektakl grany był w mniejszej przestrzeni, bliżej widzów - "Kuszenie..." jakoś się uzwyczajniło i urealniło. Równowaga między duchowymi poszukiwaniami Weroniki a ciałem została zakłócona, przechylając się w stronę ciała, precyzyjnej analizy neurotycznych zachowań o podłożu erotycznym. To inny spektakl niż ten sprzed 12 lat, choć wykorzystujący dawną formę. Teatr Lupy przez te lata bardzo się zmienił, więc ta forma sprawia nieco archaiczne wrażenie. Może trzeba było podjąć bardziej radykalne kroki i zrobić nowy spektakl?

Pani Dulska 

Grzegorz Wiśniewski wystawił w łódzkim Teatrze im. Jaracza "Zagładę ludu" Wernera Schwaba porządnie i solidnie. Zbyt porządnie. Jakby wystawiał Zapolską, tyle że nieco zmutowaną, bo bohaterowie mówią dziwnym, połamanym i pokręconym językiem. A aktorzy grają wyraziście, tworząc tzw. krwiste charaktery, chyżo zmierzające w stronę aktorskiej sztampy. Oglądamy gromadę straszliwych mieszczan, zagraną sposobami i sposobikami - ani to wnikliwy realizm, ani dobrze zrobiona groteska, zaledwie przeciętny, za to zadowolony z siebie teatr. Nic nie pomogły próby przełamania iluzji. Gdy Bogusława Pawelec, grająca monotonnie demoniczną pani Grollfeuer, nagle wybucha złością na autora i reżysera, zdziera perukę, wychodzi z roli i zbiega ze sceny, jest tak samo nieprzekonująca i do bólu sztampowa jak w roli. Jedyną atrakcją spektaklu jest możliwość posłuchania tekstu Schwaba obiecującego znacznie więcej niż jego teatralne wykonanie. 

Chór Jelinek

Elfriede Jelinek kusi wielu reżyserów. "Chórem sportowym" dał się skusić Krzysztof Garbaczewski. Jego spektakl wyreżyserowany w opolskim teatrze jest - zwłaszcza że to debiut - zaskakująco dojrzały. Garbaczewski uporządkował tekst Jelinek napisany jako wielki monolog, rozdzielił role - na scenie mamy pięciu mężczyzn i dwie kobiety. Powstał spektakl nie tyle o sporcie (choć dużo się o nim mówi), ile o męskim i kobiecym postrzeganiu świata, uwięzieniu w męskich i kobiecych rolach, języku jako narzędziu opresji. Ten precyzyjnie wymyślony i zrobiony spektakl ma jedną wadę - jest zbyt gładki, za bardzo się w nim wszystko zgadza. Tekst Jelinek chwilami wymyka się z niego niepokornie. Ale mimo tych zastrzeżeń spektakl Garbaczewskiego jest godny uwagi.

Joanna Targoń
Gazeta Wyborcza Kraków
26 listopada 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...