Autobus pełen złudzeń

"Nocny autobus" - reż. Tomasz Kaczorowski - Nowy Teatr w Słupsku

Co się stanie, jeśli zwyczajną sytuację "ubierzemy" w poetycki, choć kaleki i trudny język, a bohaterów ustawimy w konwencji gry towarzyskiej? - zdaje się pytać autor sztuki "Nocny autobus", a wraz z nim reżyser spektaklu, zagranego 24 września premierowo w Teatrze BOTO. Niestety, zaproponowana przez Tomasza Kaczorowskiego forma "Nocnego autobusu" czyni odpowiedź na to pytanie mało istotną.

Sztukę Michała Walczaka czytać można na wiele różnych sposobów. Z jednej strony to spotkanie Jego i Jej, w które miesza się jeszcze jedna postać - tytułowy Nocny Autobus. Z drugiej strony Ona to nieznajoma podróżna, On - przystanek autobusowy, co z góry kreśli zależność między nimi. Wreszcie jednoaktówka Walczaka nie ma struktury zamkniętej - wszystko uznać można za sen lub sny obojga albo za fantazję osoby oczekującej na autobus na przystanku autobusowym w środku nocy. Dlatego to właśnie na twórcy przedstawienia spoczywa ciężar opowiedzenia widzom opowieści, która dzięki krótkim, niepełnym wypowiedziom bohaterów może rozgrywać się praktycznie w każdym miejscu i czasie, nic nie tracąc ze swojego uniwersalizmu.

Reżyser spektaklu - Tomasz Kaczorowski - sztukę sytuuje w pokoju nakreślonym za pomocą dwóch PRL-owskich foteli i stolika, na którym stoi stary kineskopowy telewizor. Znajdujemy się w mieszkaniu pięćdziesięciolatków, gdzie dwójka bohaterów, zwrócona do siebie plecami, podejmuje dialog, a raczej próbę dialogu za pomocą tekstu Walczaka. Podglądamy więc parę, która nie potrafi się porozumieć. On usiłuje zbliżyć się do Niej poprzez metaforyczny język "Nocnego autobusu", proponując specyficzną grę towarzyską, pełną przewrotnej kokieterii. Całość jednak z góry określa pierwsza kwestia Jej - "ale ja cię nie kocham", która rozbija iluzję i właściwie przesądza o całej reszcie.

Chociaż role w spektaklu są trzy, podziwiamy dwójkę aktorów. Jego gra Jerzy Karnicki, Ją - Bożena Borek, która występuje również w roli Nocnego Autobusu, ukazującego się na ekranie telewizora. Trafne spostrzeżenie reżysera, że właśnie w telewizji poszukiwane są wzorce zachowań i to tam "partnerów do dyskusji" znajdują osoby nieco starsze (bo młodzi sięgną raczej do Internetu) wyczerpuje właściwie zestaw udanych pomysłów w tym spektaklu. Trudno do nich zaliczyć efekt stroboskopu podczas wejścia aktorów czy symboliczne ubieranie ról (zakładanie koszuli).

Niestety, aktorzy grają jednowymiarowo i w godzinnym przedstawieniu wypadają nieprzekonująco. Manifestacyjność teatrzyku odgrywanego przed widzami szybko zaczyna nużyć, a aktorzy skryci za sztucznymi gestami i drażniącą intonacją nie mają większych szans, by obronić role warsztatem aktorskim.

Koprodukcja Teatru Nowego w Słupsku i sopockiego Teatru BOTO okazuje się dramatem obyczajowym z przewidywalnym zakończeniem i irytującą formą. Braki w dramaturgii spektaklu nie ułatwiają śledzenia nieśpiesznie prowadzonej akcji. Szkoda też, że wielopiętrowy tekst Walczaka tu staje się po prostu pretekstem do gry towarzyskiej, której rozwiązanie raczej dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
26 września 2017

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...