Ballada o Sosnowcu

"Korzeniec" - reż. Remigiusz Brzyk - Teatr Zagłębia w Sosnowcu

Po sukcesie czytelniczym powieści Zbigniewa Białasa "Korzeniec" wiele wskazuje na to, że jej sceniczna wersja, zrealizowana w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, osiągnie równie wielką popularność.

Efekt pracy dramaturga Tomasza Śpiewaka, reżysera Remigiusza Brzyka, zespołu aktorskiego, kompozytora Jacka Grudnia i grupy scenografów jest fascynujący. A jednocześnie stanowi samoistne dzieło teatralne, bo choć wykorzystuje wątki i postacie pierwowzoru literackiego, nieco inaczej rozkłada akcenty, inny proponuje sposób narracji i klimat.

Książkę Zbigniewa Białasa, bogatą w dygresje, wspomnienia i urokliwie stylizowaną na niegdysiejsze artykuły prasowe, można jednak nazwać realistyczną.

Przedstawienie w Teatrze Zagłębia odchodzi od tej konwencji. To raczej sen; odrealniona rzeczywistość, w której przenikają się dawno minione postacie i zdarzenia. Jakby projekcja starego filmu lub oglądanie pocztówek, które zachowały kontury miejsc, ale tu i ówdzie wyblakły, dopełniamy więc obraz wyobraźnią czy fragmentami zasłyszanych opowiadań.

I choć na scenie akcja układa się w logiczną, momentami zabawną całość, to emanuje z niej nostalgia, rodzaj emocjonalnego zawieszenia widza w historii. Bo przecież wiemy, że tamto miasto, tamten Sosnowiec, już nie istnieje. Że oglądamy małą, miejską, ale jednak epopeję. Zapis wielobarwnej, skomplikowanej narodowościowo i wyznaniowo społeczności w przełomowej dla niej i dla miasta chwili. Jest rok 1913, za chwilę wybuchnie wojna, która zmieni Europę, ale zmiecie też wszystkie, poważne i banalne, zatargi między tymi ludźmi. Bezsensowne uprzedzenia i wielkie marzenia też.

Autorzy inscenizacji nie próbują jednak mamić publiczności dosłownością. Nie udają, że spektakl ma paradokumentalny charakter. To jest teatr, w którym dziś ożywają duchy przeszłości. Zza scenografii wyzierają surowe mury obudowy sceny, a w sposobie gry aktorów sporo jest dystansu. Spektakl ma znakomicie kontrolowany rytm. Pełne dynamizmu sceny przerywane są długimi, wygłaszanymi nieomal bez emocji monologami kilku bohaterek, spinającymi fragmenty fabuły w całość.

Motywem przewodnim scenicznego "Korzeńca" jest oczywiście zagadka kryminalna. Jej rozwiązanie obnaża bezmyślność i grozę wszelkich teorii spiskowych, śmierć bohatera następuje bowiem z przyczyn zdecydowanie bardziej przyziemnych niż zaangażowanie ideowe. W spektaklu do kryminału dołącza rozbudowany motyw exodusu ludności, uciekającej z trójkąta trzech zaborców do Ameryki. Ucieczka ku lepszemu życiu to dla wielu ucieczka w niebyt, co w spektaklu akcentowane jest z goryczą.

Nie do przecenienia jest udział aktorów, którzy pomysły inscenizatorów wyszlifowali do maksimum. Grzegorz Kwas porusza widza w finale, gdy grany przezeń redaktor Monsiorski, jako jedyny dostrzega w śmierci Korzeńca efekt bezpodstawnych podejrzeń. Jadwiga Marii Bieńkowskiej to modelowe skrzyżowanie pretensjonalności i egoizmu. Przejmujące w monologach są Agnieszka Okońska (Emma) i Edyta Ostojak (Ester). Wojciech Leśniak - klasa sama w sobie; i jako kolejarz Ociepa, i jako Kerszenblat, i jako Goździk. Z kolei Samuel Lubelski w interpretacji Piotra Bułki to znakomicie zagrany przez młodego aktora wyrachowany drań, szermujący ludzkim życiem z uroczym uśmiechem etatowego uwodziciela. I wszyscy inni aktorzy też są świetni! Kto nie zna "Korzeńca" - serdecznie polecam. I książkę, i spektakl, bo w obydwu wersjach to rzecz wyjątkowa.

Henryka Wach-Malicka
Polska Dziennik Zachodni online
29 maja 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...