Balladowa "Malkele" Ochodlo

"Malkele" - pieśni Icyka Mangera - Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej

Z pewną taką ostrożnością powiedziałbym, że ze wszystkich recitali pieśni żydowskich, wykonywanych przez Andre Ochodlo w jego sopockim teatrze Atelier.

Jego najnowszy projekt, zatytułowany "Malkele", ceniłbym sobie najbardziej. Z poprzednich recitali do tej pory najmocniej wrył mi się w pamięć recital pieści Mordechaja Gebirtiga. Prawie 15 lat temu, a jednak pamiętam. Recitale oparte na tekstach jednego twórcy mają jednak jakąś przewagę nad składankami, zwłaszcza takimi jak "Shalom Special", z nieśmiertelnym miasteczkiem Bełz i ludową piosenką "Gdy Rebe śpiewa". Ale między dawnymi "Yiddish Songs", opartymi na tekstach Gebirtiga, a recitalem "Malkele", z balladami Itzika Mangera, jest jedna ważna, jak mi się zdaje, różnica: wykonane są w innej tonacji. 

Andre Hübner Ochodlo i jako pieśniarz, i jako reżyser miał dotychczas niejaką skłonność do nadprzesady. Patos pokazywał przez patos, dramatyzm przez krzyk. W piosenkach Gebirtiga miało to swoje uzasadnienie: Ochodlo sięgnął po twórczość żydowskiego poety, który zmarł w podkrakowskim getcie w 1942 roku. Jego piosenki opowiadały o świecie, który został zamieniony w popiół. "Yiddish Songs", z tekstami Gebirtiga, tak jak wykonał je przed laty Ochodlo, były rodzajem protest songu - przeciwko temu co się wydarzyło i przeciwko zapominaniu o tym. "Malkele" jest w tym zestawieniu bardziej stonowany, spokojniejszy, przez to - bardziej różnorodny. Są tu oczywiście piosenki wykonywane z typowym dla Ochodlo dramatyzmem, ale nadspodziewanie dużo jest też lirymu, delikatności, ba - nawet uśmiechu. Widać to także w bardzo skromnej, praktycznie nieistniejącej scenografii. Żadnego egzaltowania się zaginionym światem, ot, niewielki żydowski świecznik, stojący z boku na podłodze, do tego biała róża, leżąca przy statywie mikrofonu - to wszystko. 

Itzik Manger uniknął zagłady. Ten urodzony w Czerniowcach krawiec, a z czasem mieszkający w Warszawie poeta w 1938 roku wyemigrował z Polski. Doświadczył w swoim tułaczym życiu jedynie nędzy. Zmarł w Izraelu w 1969 roku. Ale ostatecznie nie różnicy losów tych dwóch żydowskich poetów należy chyba przypisać różnicę tonacji w dawnych i w najnowszym recitalu pieśni żydowskich Ochodlo. Przez tych 20 lat - a tyle już czasu trwa w Sopocie teatr Atelier - prześledziliśmy pewną drogę w naszym stosunku do historii polskich Żydów. W latach 80. zaczęło się odkrywanie jej istnienia, nawet pewna na nią moda, potem w latach 90. i w naszym stuleciu trzeba było wypowiedzieć, może nawet wykrzyczeć, jak w książkach Grossa, pewne prawdy. Ale dziś - łatwiej nam już po prostu cieszyć się urodą tej kultury. 

Dzięki tłumaczeniom Piotra Millatiego i odtwarzanym z taśmy recytacjom Krzysztofa Gordona możemy poznać nie tylko brzmienie ballad Mamgera, śpiewanych w jidysz, ale i poznać ich treść. Konwencjonalna to czasem poezja, ale nie bez uroku. Natomiast poza wszelkimi klezmersko-cepeliowskimi konwencjami są świetne aranżacje, opracowane przez Marka Czerniewicza i Adama Żuchowskiego. Muzyka niesie to przedstawienie. Znalazła też ona świetnych, doskonale rozumiejących się wykonawców - poza wspomnianym Adamem Żuchowskim, Ireneusza Wojtczaka, Dominika Bukowskiego, Piotra Manię i Tomasza Sowińskiego. Nieprzypadkowo w podtytule recitalu Andre Ochodlo i "The 3-city jazzish company" umieszczeni są na tym samym poziomie.

Jarosław Zalesiński
POLSKA Dziennik Bałtycki
25 lipca 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia

Wodzirej
Marcin Liber
Premiera "Wodzireja" w sobotę (8.03) ...