Balladyna, czyli opowieści Gminu

"Balladyna", Wrocławski Teatr Współczesny / Katarzyna Łuczyńska

"Balladynę" Słowacki uznał za udramatyzowaną balladę, która zbudowana jest tak, "jakby ją gmin układał, przeciwna zupełnie prawdzie historycznej, czasem przeciwna podobieństwu do prawdy. Ludzie jednak starałem się, aby byli prawdziwymi i aby w sercu mieli nasze serca".

W scenicznej realizacji Krystyny Meissner grupa aktorów zwana „Gminem” podejmuje się inscenizacji tekstu Słowackiego. Na scenę wychodzi rozkapryszony tłum, który uznać należy za reprezentację współczesnego społeczeństwa. Postaci składające się nań są mocno stypizowane - to właściwie chodzące stereotypy. Pojawiają się tutaj wszyscy - od żebraka poprzez: kibica w koszulce z napisem „Polska”, bohaterkę w ludowym stroju - na dwóch biznesmenach skończywszy.  

Na pewno nie jest tu ludowo i metafizycznie. Jest za to współcześnie, ironicznie i, co paradoksalnie zabrzmi, bardzo dosłownie.  

Balladyna to utwór, w który wpisana jest ironia romantyczna. Jednym słowem - to tekst, który często żartuje sam z siebie. Wydaje się jednak, że postawa Meissner jest trochę niepokorna, ponieważ można odnieść wrażenie, iż reżyserka nieco kpi sobie z tekstu Słowackiego. Głos ludu opowiada bowiem historię, z której ciągle się śmieje. Z jednej strony nic w tym złego – „Balladyna” jest tekstem ironicznym i groteskowym, ale zastosowane w niej kategorie estetyczne służą nie tylko, obaleniu romantycznego ujęcia rzeczywistości, ale także ukazaniu obrazu człowieka, świata i rządzących nimi praw, który, nie tyle skłaniał do wesołości, co raczej, odsłaniał tragiczny uniwersalizm zachowań oraz mechanizmów.  

„Balladyna” Krystyny Meissner to zabawa w teatr polskiego Gminu, który w tym spektaklu -

niezasłużenie - urasta do rangi antycznego chóru. To on, oprócz tego, że jest sprawcom scenicznego dziania się, komentuje i śpiewa. Wszystkie jego działania odbywają się pod przewodnictwem wielebnego księdza, który nad tym Gminem sprawuje władzę. 

Tekst Słowackiego, tak jaki i zacytowane na początku zdania, można odczytywać dosłownie i przenośnie. Być może prawdziwości Gminu powinno się upatrywać nie tylko w jego stypizowanym uwspółcześnionym wyglądzie, ale także w chęci przybliżenia się do tych postaci w wymiarze mówiącym o naturze człowiek i rządzących nim namiętnościach, a tego w przedstawieniu Meissner niestety zabrakło…

Katarzyna Łuczyńska
Dziennik Teatralny Wrocław
26 lutego 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia