Balsam dla duszy

"Czerwony Element" - recital - Teatr Polski w Szczecinie

Czterech mężczyzn - Krzysztof Baranowski, Maciej Kazuba, Szymon Orłowski, Radek Wośko. Dwie gitary, perkusja i klawisze. Dużo muzyki, tej znanej i tej zapomnianej, niesamowita dawka emocji, zaskakujące efekty specjalne, szczypta humoru i masa uśmiechu. A tym wszystkim rządzi i koordynuje tak zwany "czerwony element" spektaklu - Olga Adamska w pięknej, znaczącej, czerwonej sukni.

Pewnego majowego wieczoru miałam przyjemność zasiąść na scenie kabaretowej Teatru Polskiego i w kameralnym nastroju wysłuchać recitalu przygotowanego przez Olgę Adamską. Minispektaklowi przyświecał motyw „czerwonego elementu” i taki też tytuł przyjęło to wydarzenie. Dlaczego „czerwony element”? Bo czerwień konotuje nam podstawowe, charakterystyczne i dominujące uczucia i doznania. Czerwień to symbol życia, miłości, ale także krwi, bólu i inicjacji. Czerwień to broń w rękach kobiet przeciw mężczyznom. To właśnie czerwone usta, czerwone paznokcie, czerwone suknie czy czerwona bielizna działają na wyobraźnię płci przeciwnej. Mężczyźni też znają wagę tego koloru - magię czerwonych róż i czerwonego wina.

Zamierzeniem autorki było wyodrębnienie wśród swoich ulubionych piosenek polskich artystów, tych, które w pewien sposób traktują o miłości. I to właśnie „czerwony element” jako element wyjściowy, punkt wspólny - miał połączyć cały spektakl w całość, ująć klamrą, domknąć kompozycyjnie. Nie zawaham się przyznać, że Olga Adamska osiągnęła swój cel, a nawet udało jej się pokazać więcej niż pierwotnie zamierzała. Wybrane przez nią utwory muzyczne, przekazywały nam nie tylko miłosne treści, ale też te pełne bólu, cierpienia, naiwności, czerwonego wina, czerwonych ust, całuśnych buziaków i czerwonej bielizny (choć dosłownie o niej nie śpiewano).

Repertuar piosenek dobrany zostały tak, by każda ze śpiewanych pozycji była inna, nie tylko pod kontem brzmieniowym i rytmicznym, ale także tematycznym. Adamska pokazała widzowi, jak wiele o miłości można powiedzieć, jak wiele tematów ona obejmuje i w jak różny sposób można je ująć. Aktorka i wokalistka wprowadziła do swojego recitalu dawkę humoru i elementy spektaklu. Jawnie kokietowała muzyków, dyskretnie puszczała oko do widzów, nie zawahała się zejść ze sceny, by zjednoczyć się z publicznością. Bo, przecież, wszyscy tu zgromadzeni, zarówno my - publiczność, jak i oni – artyści, przez chwilę tworzyliśmy jedność – wszyscy byliśmy pod wpływem „czerwonego elementu”. Każdemu przyszły do głowy zapewne inne wspomnienia, inne konotacje, inne emocje, aczkolwiek u wszystkich czynniki te były jednakowo intensywne.

Aby recital przypominał widzowi jednolity twór kompozycyjny, oprócz tematycznego elementu wspólnego, piosenkarka zastosowała jeszcze jeden zabieg uspójniający. Połączyła wszystkie śpiewane utwory w jedno opowiadanie, poprzez wtrącanie luźnych zdań przypominających czasem luźne myśli, czasem konkretne opowiadanie. Pomieszanie literackości z muzyką wydało na świat już nie tylko recital, ale świetną poezję Olgi Adamskiej. 

Jak głosiły zapowiedzi, spektakl został przygotowany i dla tych zakochanych i dla tych ze złamanym sercem, dla tych szukających uczuć i przeżywających swe pierwsze miłości, a także dla tych, którym o miłości pozostały już tylko wspomnienia. Przyznaję, że aktorce Teatru Polskiego świetnie wyszło to wystąpienie, a plan jak najbardziej się udał. Mała sala koncertowa została wypełniona po brzegi i do końca nikt nie wykazał krzty znudzenia. Ostatecznie wykonawców nagrodzono podwójnymi bisami. Myślę, że ten recital był doskonałym balsamem dla niejednej duszy – dla mojej jak najbardziej też.

Agnieszka Dobrzaniecka
Dziennik Teatralny Szczecin
12 czerwca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...