Bardzo śmieszna komedia w Bielsku. Ale dla Anglików
"Zamknij oczy..." - Teatr Polski w Bielsku-BiałejKochamy angielskie farsy i komedię. Ale niektóre powinny być opatrzone pieczątką "tylko dla Anglików", by nie łudzić obcokrajowców, że dostają sto procent humoru. Tak jak w przypadku najnowszej komedii Teatru Polskiego w Bielsku-Białej
Ta miłość jest wielostronna. Brytyjczycy kochają swoje komedie i farsy, a świat kocha Brytyjczyków za ich charakterystyczne poczucie humoru. I wydawać by się mogło, że jeśli sztuka zrobi furorę na londyńskim West Endzie, to będzie rozbawiała publiczność do łez w każdym innym miejscu. Otóż nie. Język humoru, jak każdy inny, ma swoje nieprzetłumaczalne idiomy i całą gamę narodowych smaczków. By się o tym boleśnie przekonać, wystarczy pójść do Teatru Polskiego na najnowszą premierę "Zamknij oczy i myśl o Anglii", a zaraz potem w tym samym teatrze wybrać się na stary, dobry "Mayday" czy nieśmiertelne (choć niebrytyjskie) "Szalone nożyczki".
Tegoroczny karnawał w Bielsku-Białej ma firmować para John Chapman i Anthony Marriott. Szkoda tylko, że ich komedia dla polskiego widza jest tylko częściowo śmieszna, bowiem część dowcipów (nie z winy reżysera czy aktorów) nie jest w ogóle czytelna dla kogoś, kto nie spędził choć kilku dni nad Tamizą. Za często na widowni zapada cisza. Bo i co wyjątkowego w tym, że pedantyczny księgowy Artur Pullen wylicza skrupulatnie godziny pociągów i przesiadek, by dostać się do centrum? Jednak dla Londyńczyków to sprawa życia i śmierci: nieważne, ile masz lat, skąd jesteś i co robisz. Liczy się to, jak długo dojeżdżasz do pracy, a status społeczny zależny jest od biletu miesięcznego i liczby stref, które trzeba pokonać, by dostać się do ścisłego centrum.
Nikt też nie parska śmiechem na widok termosiku z kawą i kanapek, ale przecież w niedzielę finansowe City do dziś (a sztukę napisano pod koniec lat 70.) wygląda jak wyludnione miasto. I tylko zagubieni turyści myślą, że znajdą w tych stronach jakąś miłą knajpkę w niedzielnej porze lunchu.
Gubią się też w tłumaczeniu dowcipy dotyczące kluczowej dla Anglików definicji "dżentelmena", etniczne i religijne złośliwości czy brzmienie samego tytułu, który wyartykułowany pod koniec pierwszego aktu w Anglii wywołuje nieprzerwaną salwę śmiechu. Nie ma bowiem lepszej puenty w tej dwuznacznej, zagmatwanej erotycznie sytuacji niż owe "Close your eyes and think of England!" - słowa przypisywane królowej Wiktorii, która w ten sposób miała udzielić rady córce przed nocą poślubną z niekochanym mężem.
Tym, którzy wybiorą się na "Zamknij oczy i myśl o Anglii", nie grozi jednak grobowa atmosfera. Bynajmniej - komedia jest zacna przede wszystkim z kilku aktorskich powodów. Scenicznym dżentelmenem numer jeden jest Grzegorz Sikora (jako Artur Pullen), który fenomenalnie przeistacza się z pełnego kompleksów księgowego w bezwzględnego biznesowego lorda. U jego boku dwie wyborne w komediowym emploi aktorki: zamożna Anna Guzik (w roli lady Holbrook) i cudownie prowincjonalna Joyce Pullen (rola Grażyny Bułki). Do tego reżyser Stefan Szaciłowski zadbał, by całość rozgrywała się w odpowiednim tempie i rytmie charakterystycznym dla komedii i fars, gdzie z minuty na minutę sytuacja komplikuje się coraz bardziej.
Uprzedzam tylko, że aby docenić w pełni dowcip Chapmana i Marriotta i śmiać się pełne dwie godziny, trzeba albo zabrać ze sobą przyjaciół z Anglii, albo... zamknąć oczy i kupić bilet na uniwersalne "Mayday".