Baśnie od naszych sąsiadów

Od Webera do Enescu - Opera i Filharmonia Podlaska w Białymstoku

Niemiecki romantyzm, węgierski temperament i rumuński optymizm spotkają się jutro na scenie Filharmonii. Ale pierwsze skrzypce i tak zagra Polak. Za romantyzm odpowiada Carl Maria von Weber. Jego "Wolny strzelec" - wystawiona w 1821 roku baśń o młodym leśniczym wpadającym w sidła czarta z powodu pragnienia zdobycia kobiety oraz posady - poruszył wyobraźnię melomanów w całej Europie i wyciskał łzy jak harlequin.

Beethoven, któremu Weber przysłał „Wolnego strzelca” do oceny, odesłał partyturę z adnotacją: „Radzę więcej oper nie komponować”.  - Czy to naprawdę takie słabe? – zapytał urażony Weber.   - Och, nie. Pańska opera jest tak doskonała, że drugiej równie dobrej nigdy pan już nie napisze! – wyjaśnił Beethoven.

Niestety, Weber go nie posłuchał i pięć lat później przyjął zamówienie z Londynu na „Oberona”, operę jeszcze bardziej romantyczną, uwerturę do której jutro usłyszymy na koncercie. Odniosła równie wielki sukces, choć dziś nie dorównuje popularności „Wolnego strzelca”, ale kosztowała kompozytora życie. „Oberon” wyczerpał siły chorego na gruźlicę Webera.

Zdążył jednak zmieścić w trzech aktach bajki z tysiąca i jednej nocy: wyczarował królestwo elfów  z Oberonem jako władcą, dwór cesarza Karola Wielkiego, pałac perskiego kalifa, emira Tunisa, piękną księżniczkę i kilku konkurentów do jej ręki. Doglądał też londyńskiej premiery, trzymając cały zespół tak krótko jak Fryderyk Wielki pruską armię. Notabene, śpiewaka wcielającego się w Oberona pożałował, że się bardzo męczy, a kiedy ten kurtuazyjnie zapewnił mistrza, że nic podobnego, Weber stwierdził zgryźliwie: - Musi się pan męczyć, skoro zadaje sobie tyle trudu, aby śpiewać nuty, których nie ma w partyturze.  Ale dwa miesiące potem umarł, więc na baśniowym „Oberonie” pozostał jakiś cień. 
Za to Tańce z Galanty Zoltána Kodály’a są samą słoneczną energią, jak najlepszy tokaj. Węgierski kompozytor, etnograf  i pedagog, uważał, że „ każda szkoła powinna się zajmować rodzimą muzyką ludową podobnie wnikliwie jak językiem ojczystym, tylko wówczas można właściwie zrozumieć muzykę obcą”. Oczywiście sam tę rodzimą muzykę wydobywał  spod pokładów cygańskich naleciałości. W XIX-wiecznym zbiorku odnalazł zapisy tańców ludowych, które słyszał niemal niezmienione w Galancie, rodzinnym miasteczku (po I wojnie włączonym do Czechosłowacji, choć mieszkańcy byli w większości Węgrami). Motywy tych rdzennie węgierskich melodii posłużyły Kodály’emu do skomponowania rodzaju rapsodii lub poematu tanecznego w formie ronda. Utwór powstał i został wykonany w stolicy Węgier w związku z obchodzonymi 1933 uroczystościami 80-lecia Budapeszteńskiego Towarzystwa Filharmonicznego.  Tańce z Galanty są koncertowym hitem, podrywającym publiczność z miejsc – sama energia i bajeczne tempo, wymagające od wykonawców brawury i precyzji.

Ta bajeczna aura pozostanie do końca koncertu. Poczujemy ją i wtedy gdy wybitny polski skrzypek, Piotr Pławner, wykona pogodny Koncert skrzypcowy e-moll Felixa Mendelssohna-Bartholdy’ego - przeznaczony dla lipskiego koncertmistrza i przyjaciela Mendelssohna, Ferdynanda Davida -  i wtedy, gdy orkiestra Opery i Filharmonii Podlaskiej pod batutą Tadeusza Wojciechowskiego zagra I Rapsodię Rumuńską A-dur George’a Enescu.  Jedynym niezadowolonym może być rumuński kompozytor, który ogromną popularność I Rapsodii – tak dużą, że przysłaniającą resztę dorobku twórczego – mógł uznać za bajkę o złym zakończeniu.

Beata Maciejewska
Materiały OiFP
6 czerwca 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...