Baśnionurkowanie w Gdyni

"Przygody Sindbada Żeglarza" - reż. Jarosław Kilian - Teatr Muzyczny w Gdyni

"Przygody Sindbada Żeglarza" w Teatrze Muzycznym na podstawie utworu Bolesława Leśmiana w reżyserii Jarosława Kiliana to realizacja linii programowej, jaką zaproponował jeszcze Maciej Korwin. Zaproszony do Gdyni zespół z utytułowanymi Kilianami, Adamem i Jarosławem, oraz Grzegorzem Turnauem to dla wielu ciekawa propozycja artystyczna, obalająca jednak musicalowe przyzwyczajenia gdyńskich widzów.

I tak jak awangardowy na swoje czasy Leśmian zasłynął m.in. z tworzenia neologizmów, z założenia "neo" w określonym, krótkim czasie, tak Jarosław Kilian po raz kolejny pokazał swój pomysł na Sindbada w formule tradycyjnego teatru dla dzieci, choć od 2002 roku awangardowo potraktowanego dzięki muzyce Grzegorza Turnaua.

Gdyński "Sindbad" nie odbiega zasadniczo od tego, co Jarosław Kilian pokazywał już wcześniej w Teatrze Polskim (2002) czy Teatrze Śląskim (2012); gdynianie mieli możliwość obejrzenia "Przygód Sindbada Żeglarza" już 1992 roku w Teatrze Miejskim. Adaptacja tekstu Andrzeja Rychcika, scenografia i kostiumy w duecie Kilianów, muzyka Turnaua - to stałe elementy tego spektaklu. Novum w Gdyni to dziewięć piosenek do słów reżysera w aranżacji krakowskiego artysty oraz precyzyjne zmiany detali kostiumowych. Całość broni się jako przemyślany spektakl dla dzieci, bardzo plastyczny, kolorowy, bogaty scenograficznie. Radość wywołał gigantyczny słoń, napędzany siłą mięśni panów technicznych i jego mniejsze odpowiedniki, uwagę przyciągały ogromne płachty barwnego materiału używane przy różnej okazji i dla różnych celów tak, aby widz miał możliwość "kontrolowania" stawania się spektaklu od strony technicznej. Temu miało służyć ręczne falowanie lazurowej płachty tkaniny, imitującej morze, która pojawiała się, znikała, nakrywała postaci w sposób jak najbardziej widoczny i spektakularny. Absolutnym rarytasem były kostiumy, i choć w dużej mierze nawiązywały do wcześniejszych adaptacji, miały w sobie czar wpisany w tekst Leśmiana, nawiązującego do arabskiej "Księgi tysiąca i jednej nocy".

Konstrukcja gdyńskich "Przygód Sindbada Żeglarza" zakłada czerpanie przyjemności z obcowania z postaciami spektaklu, co ma potwierdzać starą prawdę, że nowoczesne rozwiązania często nie rozbudzają ciekawości u młodego widza, a jedynie skupiają jego rozproszoną uwagę. Reżyser nie wykorzystał jednak ogromu potencjału, jaki posiadają aktorzy Teatru Muzycznego w Gdyni, kroczył ścieżką już mu znaną. Zabrakło rozmachu choreograficznego, przede wszystkim tańców, układów zbiorowych, które znakomicie ożywiają każdy spektakl. Rozmachem nie nazwałabym pomysłu postawienia masztu w centralnej części sceno-widowni, ponieważ zbyt drastycznie ograniczył ruch sceniczny marynarzy. Muzycznie zabrakło hitu spektaklu, który można byłoby sobie nucić. Muzyka Grzegorza Turnaua, poetycka, Leśmianowska, nie była łatwa w odbiorze, bardziej uczyła podążania za dźwiękiem i słowem niż budowała spektakl. Sam Turnau wypowiedział się podczas konferencji prasowej, że dawniej traktował piosenki w przedstawieniach dziecięcych jako niepotrzebny kontrapunkt, a w gdyńskiej adaptacji wszystkie jego utwory zdecydowanie proponują trudne w odbiorze klimaty artystyczne. Dodatkowo w zbiorowych scenach głos staje się wręcz bełkotliwy, niezrozumiały na pewno dla odbiorców siedzących w lożach. Największym jednak zarzutem jest powolna dramaturgia całości, rozciągnięte sceny, nawet spowolnienie ruchów aktorów. Jeden Diabeł Morski nie był w stanie wypełnić energią największej w Polsce północnej sceny. Mało było też mrugnięc do starszego widza, chocby takiego jak wizyta praczek z Chłopów z Jagną na czele (Karolina Trębacz).

Historia Sindbada, wychowywanego przez grafomana Wuja Tarabuka, sprowadzona została do wędrówki bohatera poprzez morza do różnych krain, gdzie doświadczał ciekawych przygód, ucząc się i ucząc innych, jak radzić sobie w trudnych momentach. Sindbad pozbawiony przeszłości i psychologii łatwo zakochuje się w różnych młodych pannach, ulegając ich urokowi i podszeptom. Ostatecznie statkuje się w objęciach dość wymagającej kobiety, działającej w duecie z doświadczoną Barabakasentoryną. Na największą uwagę w pierwszej obsadzie zasługuje Renia Gosławska, grająca Diabła Morskiego, najważniejszą po Sindbadzie rolę w tym przedstawieniu. Aktorka ma pomysł na swojego diabła, jest energetyczna, "nosi" ją po, scenie, uważnie kontroluje sytuacje, nadaje postaci rys sympatycznego demona, któremu podporządkowane są wszelkie działania. Gosławska wzmacnia postać grą na jembe, dyrygując poszczególnymi scenami. Nawet w tak charakterystycznych, wydawałoby się papierowych rolach (Najdroższa/Piruza/Arkela) udało sie pokazać rewelacyjnej wokalnie, eleganckiej, bardzo kobiecej Annie Marii Urbanowskiej. Tomasz Więcek, jako urokliwy i flegmatyczny Ptak Murumadarkos oraz jako roznegliżowany Czarownik ze znakiem szatana, tworzy jak zwykle etiudowe popisy aktorskie. Niemal w każdym spektaklu w Muzycznym wyróżnia się Magdalena Smuk, tak było i tym razem. Prawie nie do poznania jako Chińczyk stworzyła kreację tej postaci, pokazując po raz kolejny swoje komiczne umiejętności. Przepyszny był również, bo ponownie w komicznej roli, Tomasz Fogiel jako Król Miraż i Klient. Bernard Szyc jako Wuj zagrał ciepłego safandułę, który jednak odkrywa w sobie pokłady ciekawości świata i znajomości spraw ludzkich. W konkurencji "najlepszy wokal męski" wygrał Łukasz Dziedzic.

Dwie sceny zasługują na wyróżnienie, bo intrygują, proponując pomysłowe rozwiązania. Gra światła podczas projekcji działań Sindbada, z wykorzystaniem rzutnika i dymu oraz scena uczty, kiedy przy stole zasiadają ludożercy w "krzywej przestrzennej"(ich kapelusze to majstersztyk). Ciekawa była również propozycja wykorzystania z niemego kina fragmentów filmu "Złodziej z Bagdadu", co zagrało werbalnie w kontekście tekstu sztuki. Warto wspomnieć także o udziale wykonawczyń z Akrobatycznego Teatru Tańca MIRA-ART, które wcześniej wystawiały swojego godzinnego Sindbada w Arenie Gdyni.

Gdyńskie "Przygody Sindbada Żeglarza" to spektakl dla wytrwałych widzów (trwa prawie 3 h z przerwą), szukających artystycznych wrażeń najwyższego lotu, choć bez nowoczesnego zadęcia i nagromadzenia odkrywczych pomysłów. "Sindbad" Jarosława Kiliana to przykład nonkomformistycznej postawy w teatrze, gdzie powtarzalność jest ważniejsza niż potencjał i doświadczenie zespołu aktorskiego, z którym przyszło pracować reżyserowi, a przecież to ścisła czołówka aktorów muzycznych w Polsce. Czyżby Kilianowszczyzna?

Katarzyna Wysocka
Gazeta Świętojańska
25 marca 2014

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia