Baśniowo o inności
"Historia potworzasta z parasolkowego miasta" - Maja Friedrich - WCTDSpektakl "Historia potworzasta z parasolkowego miasta" w reżyserii Mai Friedrich swój urok zawdzięcza dziecięcej wyobraźni twórców. Sposób, w jaki opowiedziano prostą historię o mieście parasoli, nietypowej radzie miejskiej, małym pastuszku i przyjaznym smoku, przekonuje o tym, że nie trzeba wielkich, spektakularnych rozwiązań, by zaczarować młodą publiczność
Scenografia przedstawienia jest prosta, lecz barwna. W głębi sceny umieszczono makiety fantazyjnie przechylonych budynków, których dachy zastąpiono parasolami. W środku zaś znalazła się kolorowa, przypominająca płynący okręt, platforma. Na niej właśnie pojawiają się bohaterowie (lalki o kwadratowych oczach i wiotkich nóżkach, animowane przez Annę Makowską-Kowalczyk i Wojciecha Stagenalskiego). Prace te są dziełem Małgorzaty Bekalarskiej oraz jej 7,5-letniego syna, Kacpra.
Występujące w spektaklu postaci są przekomiczne i mają silnie zindywidualizowane charaktery. Znajdziemy wśród nich na przykład znerwicowanego burmistrza-rzeźnika, rajcę-kronikarza, beztroską panią radną („która nie pracuje, ale jest ładna”), młodego lekarza (powtarzającego uparcie: „ale zgaga!”) i grubego sklepikarza. Głównym bohaterem okazuje się najmniejszy i najbardziej niepozorny pasterz, Lirek. I to właśnie on otrzyma od miejskiej rady zlecenie rozprawienia się z zagrażającym miastu smokiem. Animatorzy obdarzają lalki odmiennymi tonami głosu, sposobami zachowań, specyficznymi tikami i powiedzonkami – co daje szczególnie interesujące efekty w scenach zbiorowych (gdy bohaterowie przekrzykują się, żywo reagują na swoje wypowiedzi i miotają się po małej scenie pod wpływem gwałtownych emocji).
Spektakl wykorzystuje baśniowe schematy fabularne, przekształca je jednak nieco, by podkreślić morał historii. Celem opowiastki jest bowiem oswajanie młodych widzów z innością i uczenie otwartości na drugiego człowieka. Lirek nie ma w sobie nic z dzielnego rycerza, a smok okazuje się niegroźnym, pluszowym stworem, samotnym i spragnionym przyjaźni (lalka przedstawiająca smoka przypomina zresztą raczej osiołka Kłapouchego niż ziejącego ogniem potwora). Ze spotkania tej dwójki płynie nauka o tym, że nie należy wierzyć plotkom, a to, co nowe i nieoswojone, winno się przyjmować z ciekawością , a nie z lękiem.
Wykonawcy kilkakrotnie angażują widzów w przebieg przedstawienia, zachęcając do wybijania klaskaniem rytmu śpiewanych piosenek czy też włączania się w śpiew. W finale uczą również dzieci słów utworu wyrażającego przesłanie historii (piosenka kończy się słowami: „zanim ocenisz, to poznaj tego, kto może okazać się dobrym kolegą”). Aktorzy grają w spektaklu podwójne role: są zarówno dziewczynką i chłopcem, którzy, by pogodzić się po sprzeczce, opowiadają sobie bajkę, jak i występującymi na scenie animatorami. Bardzo sprawnie organizują przestrzeń wokół siebie, na przykład wymieniają się lalkami, co daje niekiedy efekty komiczne. Na koniec odkładają rekwizyty, by znów stać się dwójką dzieci (ciekawe wykorzystanie motywu „teatru w teatrze”). Poruszają się po scenie z wielką swobodą, świetnie się bawią swoją grą, śpiewem i animacją.
Owa zauważalna lekkość (lecz nie banalność!) przedstawienia sprawia, że mali widzowie chętnie angażują się w sceniczną akcję i włączają się w śpiew. Twórcom spektaklu udało się, bez popadania w moralizatorstwo, przekazać ważne prawdy o tolerancji i akceptacji inności. Prezentują nam bowiem historię o baśniowym rodowodzie, co sprawia, że, niezależnie od wieku, ogląda się ją z wielką przyjemnością.