Beckett po botoksie
"Wyciemnienie" - reż. Jerzy Wójcicki - Teatr Miniatura w GdańskuSpektakl Jerzego Wójcickiego to ambitny w zamierzeniu remake "Końcówki" Samuela Becketta. Dwie aktorki mierzą się z marazmem codzienności. Ale, właściwie co wynika z przeszło godziny spędzonej w ich towarzystwie?
Scena kameralna Teatru Miniatura, gdzie odbyła się premiera "Wyciemnienia", upozowana została na salon w typie living roomu, z ekspozycją szkolnej gazetki ściennej, pełnej haseł w stylu "czym jest życie?". Już w scenografii zawarte więc zostały elementy stanowiące punkt wyjścia do "Wyciemnienia" - pewien nienachalny, choć naiwny dydaktyzm, połączony z tematyką egzystencjalną, we współczesnych, uniwersalnych dekoracjach.
Bo też reżyser Jerzy Wójcicki zaprasza widzów na lekcję człowieczeństwa, jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało. Obie bohaterki grają siebie, uzupełniając swoje aktorskie profile o to, czego na scenie przeważnie nie widać - kompleksy, rozterki i wątpliwości - "ale ja jestem beznadziejna..." niczym mantrę powtarza Edyta Janusz-Ehrlich, siadając przy tym na różnych sofach i taboretach, umieszczonych w kilku punktach sceny, aby przepisowo "ograć" każdy z rekwizytów.
Gdy Wiolka (Wioleta Karpowicz) nie chce podjąć gry, Edyta dodaje "patrz, przyszli, patrzą na nas, chcą nas oglądać" - bowiem widz w tym spektaklu nie jest niewidzialny. Iluzję "czwartej ściany" burzy użycie kamery wideo, która dokładnie "przygląda się" publiczności. Intencją realizatorów jest wyraźnie sformułowany przez Janusz-Ehrlich przekaz - "jesteśmy takie same jak oni".
Podobnie jak Beckettowska "Końcówka", "Wyciemnienie" zanurzone jest w bezczasie. Reżyser praktycznie pozbawił spektakl dramaturgii. Pauzy, zawieszania i tak statycznie prowadzonej akcji, ożywione zostają w kilku momentach, choćby przez wprowadzenie na scenę gumowej lalki murzyna - kadłubowej, zdekonstruowanej wersji mężczyzny (nawiązanie do sztucznego psa z "Końcówki"). Takich momentów jest jednak stanowczo za mało - tym bardziej, że tekst "Wyciemnienia", to jednak nie "Końcówka" i brakuje w nim przede wszystkim charakterystycznej dla Becketta dyskretnej ironii i dystansu, z jakim ten irlandzki noblista opisywał świat. Wójcicki funduje zaś widzom teatr psychologizujący.
Takie przedsięwzięcia oparte są na aktorach - ich energii, umiejętnościach, charyzmie. W "Wyciemnieniu" oglądamy kolejną bardzo udaną rolę Edyty Janusz-Ehrlich, która nie pierwszy raz pokazuje swój ogromny potencjał dramatyczny (wcześniej udany monodram "Single story"). Nieco gorzej prezentuje się partnerująca jej Wioleta Karpowicz, szczególnie podczas momentów silnej ekspresji. Ale to duet ciekawy, intrygujący, momentami rzeczywiście trzymający w napięciu.
Całe przedstawienie balansuje na granicy między adaptacją sztuki Becketta a tekstem autorskim. Wyraźnie brakuje jednak reżyserowi pomysłu na ruch sceniczny, bo trudno nazwać nim nerwowe spacery Karpowicz z jednego końca sceny na drugi, albo ganianie się dookoła filaru sceny. Szkoda, że tak mało w tym spektaklu groteski a tak dużo teatru psychologicznego, pełnego prawd, które dobrze znamy. Pomimo to "Wyciemnienie" jest na tle trójmiejskiego offu propozycją ciekawą. A Edyta Janusz-Ehrlich należy z pewnością do grona najciekawszych trójmiejskich aktorek młodego pokolenia.