Beczała live

rozmowa z Piotrem Beczałą

- Nie lubię eksperymentów, jeśli odbiegają od intencji kompozytora i librecisty - mówi PAP Piotr Beczała, który śpiewa w nowej inscenizacji "Rigoletta" w Metropolitan Opera. W sobotę transmisję nowojorskiej produkcji można był oglądać także w Polsce.

PAP: Występuje Pan w niekonwencjonalnej produkcji "Rigoletto" w Metropolitan Opera w inscenizacji Michaela Mayera. Czy stwarza to nieoczekiwane problemy i wyzwania?

Piotr Beczała: Może nie problemy, ale wyzwania tak, ponieważ ruch sceniczny jest zupełnie inny niż w tradycyjnej inscenizacji. Inaczej porusza się Frank Sinatra w białym smokingu w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, a inaczej książę Mantui w szesnastym wieku. Styl poruszania narzucony jest kostiumem, ale w sumie rola jest jak najbardziej normalna. Mogę grać swojego księcia, a nie muszę się starać wymyślić czegoś innego. Ta inscenizacja jest bardzo bliska intencjom całej historii opowiedzianej w "Rigoletto".

PAP: Czy woli Pan tradycyjne podejście do inscenizacji operowych, czy jest Pan raczej zwolennikiem eksperymentów?

P.B.: Nie lubię eksperymentów wówczas jeśli odbiegają od intencji kompozytora i librecisty. Kiedy reżyser chce opowiedzieć inną historię niż zapisana w partyturze, staram się najpierw cicho protestować, a później coraz głośniej. Jeśli jednak chodzi o obecną inscenizację, to cała historia jest opowiedziana bardzo poprawnie. Oprócz oczywiście ambiente (otoczenie, środowisko - przyp. PAP) i kostiumów, nie ma nic takiego, co wytrącałoby nas z koncepcji.

PAP: Który to już pański występ w Metropolitan Opera?

P.B: Nie liczę, ale występuje tutaj od 2006 roku. Jest to siódmy rok i siódma rola. Trochę tu już pośpiewałem i mam plany do 2018 roku.

PAP: A zatem, co Pan będzie śpiewał w najbliższym czasie?

P.B.: Przyszły sezon w Metropolitan Opera jest sezonem słowiańskim. Zaczynam nową produkcją "Eugeniusza Oniegina" Czajkowskiego w roli Włodzimierza Leńskiego wraz z Anią Netrebko i Mariuszem Kwietniem. Śpiewam też w "Rusałce" Dvoraka z Renee Fleming. Ta produkcja także będzie nagrywana w HD i transmitowana w kinach. Nie wiem czy mogę zdradzać, ale rok później mam wystąpić np. w "Balu Maskowym" Verdiego, w nowej produkcji "Jolanty" Czajkowskiego, też z Netrebko. Będzie to przeniesienie inscenizacji Mariusza Trelińskiego, którą przygotowaliśmy kilka lat temu w Baden-Baden w Niemczech. Pojawi się jeszcze kilka innych ciekawych rzeczy łącznie z "Idomeneo" Mozarta.

PAP: A na jakich scenach poza Nowym Jorkiem będzie Pan występował?

P.B.: Do ciekawszych planów poza Nowym Jorkiem zaliczyć można zakończenie sezonu Verdiego "Traviatą" w La Scali z Dianą Damrau, a także debiut w roku 2014 we Wiedniu w roli tytułowego bohatera w "Opowieściach Hoffmanna" Offenbacha. Jest to oczywiście debiut tylko w tej roli, ponieważ śpiewam tam co roku. Pojawiam się właściwie każdego roku w najważniejszych teatrach operowych.

PAP: Czy będzie Pana można też zobaczyć w jakiejś polskiej operze?

P.B.: Jeśli mamy na myśli gmach opery, to na razie raczej nie. Planujemy natomiast w roku 2018 inscenizację "Króla Rogera" Szymanowskiego w Chicago.

PAP: W Metropolitan Opera występują już wybitni polscy śpiewacy operowi. Czy jest szansa, że w Nowym Jorku zostanie zaprezentowana także jakaś polska opera, a gdyby miał Pan taką możliwość, którą by Pan dyrektorowi Metropolitan zarekomendował?

P.B.: Staram się to robić cały czas. Problem polega na tym, że to nie jest tylko kwestia przekonania dyrektora opery. Trzeba także znaleźć dyrygenta, trzeba znaleźć reżysera. Jest to jakby cała logistyka powstawania pomysłu. Może nie tyle naciskam, ale rozmawiam poważnie w sprawie "Strasznego dworu", który nadawałby się idealnie na wystawienie w Matropolitan Opera. Jest to samograj. Na pewno by się w Nowym Jorku podobał. Może się uda.

PAP: Należy Pan do najbardziej znanych współczesnych śpiewaków operowych. Czy sądzi Pan, że jest to już szczyt pańskiej kariery, czy uważa Pan, że ma Pan jeszcze sporo do osiągnięcia?

P.B.: Coś takiego jak szczyt kariery w moim słowniku w ogóle nie istnieje. Traktuję karierę jako permanentny rozwój. Może to już nudne, bo próbuje wciąż powtarzać, że jest to jak chodzenie po górach. Nie jest to jeden szczyt, lecz łańcuch górski. Tak zwana kariera trwa ileś lat. Oczywiście nie można tego przeciągać w nieskończoność, bo organizm ludzki, głos ma swoje prawa. Mam jednak jeszcze wiele przed sobą i z całą pewnością nie osiągnąłem nawet połowy tego, co mam zamiar.

PAP: Jaka jest pańska opinia o transmisjach przedstawień operowych w HD.

P.B.: Jest to świetny pomysł. Mamy do czynienia z nowym medium, uwspółcześnieniem idei opery dla świata. Transmisje z Metropolitan można zobaczyć w Warszawie, Krakowie, Łodzi, Rzeszowie, czy w Tarnowie, a będzie nawet w Brzeszczach niedaleko Czechowic-Dziedzic z których pochodzę. Wielu z ludzi, którzy siedzą tam kinie, czy w innej sali, nigdy nie pojedzie do Nowego Jorku, a jednak mają szansę być częścią tego spektaklu. Jest to fantastyczne i bardzo doceniam, że taka inicjatywa w ogóle powstała, wciąż się rozwija i ma już pewną markę.

PAP: W sobotę transmisję nowojorskiego "Rigoletto" zobaczą także miłośnicy opery w Polsce. Czy chciałby Pan im coś powiedzieć?

P.B.: Podczas transmisji wszystkie wywiady w przerwach są oczywiście układane. My mówimy to, co mówimy, ale pytania są z promptera. Zawsze próbuję sprawić, żeby można coś powiedzieć do Polaków. Udało się nam, kiedy było to bardziej spontaniczne, przed pięcioma laty w "Łucji z Lammermooru" (Donizettiego - przyp. PAP). Mam nadzieję przekonać Renee Fleming, która będzie teraz naszym gospodarzem, żeby znalazło się coś dla polskiej publiczności i aby choćby w kilku słowach pozdrowić Polskę. Już teraz pozdrawiam wszystkich w kraju. Jestem też bardzo dumny i szczęśliwy, że za pośrednictwem transmisji HD mogę w Polsce gościć.

Andrzej Dobrowolski
(PAP)
18 lutego 2013
Portrety
Piotr Beczała

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia