Bestia Herich?

"Kabaret Künstlerspiele" - reż. Marcin Herich - Teatr A Part w Katowicach

Co jest możliwe po subtelnej „Kołysance", kontrolowanym „Cyrku Bellmer", 'naiwnej' „Ziemi Gomo"? Po nich tylko Herich Bestia – parafrazując Yeatsa, tuż po pierwszej realizacji „Króla Ubu".

I dobrze, bo rodzaj narracji wizualnej, do której Teatr A Part zdążył nas przyzwyczaić, zaczął tracić pierwotną siłę rażenia. Równie brawurowe, co nieoczekiwane zerwanie Hericha ze stylistyką Józefa Szajny już w przedostatniej odsłonie A Part (dyptyku „Przejrzystość pustki" i „Przepaść głębi"), okazało się tyle ryzykownym, co dobrym (bardzo) wyborem. W najnowszej produkcji, „Kabaret Künstlerspiele. Sceny z Wielkiej Wojny", reżyser nadal zaskakuje i od-oswaja, choć sięgał wcześniej po 'prawdziwe' ostentacje typu: striptiz, freak show czy burleska. A jednak to w niewinnie, z pozoru, kabaretowym fin de siècle widzimy twarze martwych królików.

Rozbuchaną scenografię i huśtawkę nastrojów – znane choćby z wczesnych „Zwykłych potrzeb" czy, ostatnio, „Ziemi Gomo" – eliminuje w „Kabarecie..." teatr ubogi. Naga scena i rytm – marszów paradnych Wermachtu. Z sufitu zwisają serpentyny drutów kolczastych. Jest i rampa – estradowa i nie tylko... Duch Grota i Kantora? Tak. „Sceny z Wielkiej Wojny" odchodzą od jej jawnego dramatu. Zamiast firmowej 'melodramy', Herich pakuje w nas serię dwunastu komicznych, a zarazem, więcej niż tragicznych, kadrów. Trzynasty jest na przewrotny bis. Bez krzty satysfakcji. A Part przegląda się w zmarłych kolegach-artystach i odnajduje w nich siebie – spełnia obietnicę z programu. To nie lada triumf. Na miarę samobójczego dada. Dada a ' la A Part.

Banda rozwydrzonych dzieciaków (Natalia Kruszyna, Cezary Kruszyna i nowy – cenny – nabytek, Daniel Dyniszuk) bezczelnie szarżuje z kliszami dekadencji, off-u, świętej wojny i work-in-progress . Ad absurdum, aż po autodestrukcję. Anarchistka Negri, w meloniku od Margitte'a (Wachowicz, jak zwykle, w niebywałej formie i rolach), bezlitośnie strzela wzrokiem. I trafia – rykoszetem w siebie. To najmocniejsza scena spektaklu. Aktorzy i widzowie są przerażeni. Nie wiadomo kto atakuje.

A przecież żadni z nich artyści (bez dyplomów i Repertuaru); Szekspira raczej tu nie uświadczysz – Leszek Kwaśniewicz zapowiada „Kabaret..." przewrotnym tekstem z głośnika (kolejna niespodzianka) autorstwa Wachowicz. A jednak. A jednak nędzny aktorzyna, idiotyczna opowieść, wrzask i furia to idiom najwyższej próby. W zaraźliwym rechocie Kwaśniewicza słychać echo pentametru z lasu Birnam. Chapeau bas.

Odniesień, tych nienachalnych, misternie tkanych, ale i tych niewybrednych są w „Kabarecie..." krocie. A do tego, nie sposób ich okiełznać. Zresztą i dobrze, bo szkoda by było. Choćby cudaków w scenie 6 „Galop kalek" – jeśli wierzyć programowi – z operetki Offenbacha. Bo na moje oko, to twarze martwych królików (brawo dla pomysłodawcy masek –efekt piorunujący) z wojennych majaków poety Wilfreda Owena. A finalny Taniec Śmierci, tańcem wcale nie jest, a triumfem. Z założenia i w przeciwieństwie do Tańca, Śmierć z Triumfu nigdy nie dawała czasu, ani nadziei, a odbierała 'ja'. Jak nowy Herich.

Prawie dajemy się na to nabrać. Natalia Kruszyna choć skutecznie kryje twarz pod maską triumfującej kostuchy, bynajmniej nie kryje się ze swoją płcią. Wracamy, więc, do punktu... wyjścia. Może tym razem kopie odbiegną od oryginału. Herichowi się udało.

Monika Gorzelak
Dziennik Teatralny Katowice
28 stycznia 2015
Portrety
Marcin Herich

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia

Łabędzie
chor. Tobiasz Sebastian Berg
„Łabędzie", spektakl teatru tańca w c...