Bez premier nie przeżyjemy

rozmowa z Wandą Zwinogrodzką

Rozmowa z Wandą Zwinogrodzką, szefową Teatru Telewizji

Rz: Dla Teatru Telewizji tegoroczny festiwal ma szczególny charakter, bo to dziesiąta, jubileuszowa edycja. I okazja do podsumowań.

WANDA ZWINOGRODZKA: W katalogu festiwalowym drukujemy listę spektakli nagrodzonych w ciągu tych dziesięciu lat. Obrazuje ona na swój sposób dorobek Teatru Telewizji. Myślę, że nie wypada on najgorzej. Figuruje w nim wiele wartościowych przedstawień, są znakomite nazwiska autorów, reżyserów, aktorów.

Jaką rolę dotąd odegrał festiwal?

Wpisał się w kalendarz letnich imprez kulturalnych. Stanowi oczywiście podsumowanie sezonu teatralnego w publicznym radiu i telewizji, ale zarazem jest autonomicznym wydarzeniem artystycznym. Ma własną publiczność, która z tej okazji ściąga do Sopotu z całego Trójmiasta oraz z pobliskich miejscowości. Z roku na rok widzów jest coraz więcej, tym samym festiwal znakomicie promuje scenę radiową i telewizyjną, a taka właśnie intencja przyświecała jego założycielom – Jackowi Wekslerowi i Januszowi Kukule.

Czym tegoroczny festiwal różni się od poprzednich edycji?

Będzie skromniej, niż bywało, ale jeśli idzie o liczbę spektakli – pokażemy ich tyle co w ubiegłych latach. Postanowiliśmy też nieco zmienić charakter imprezy – wyjść z nią do widzów w sensie dosłownym. Otwarcie odbędzie się nie, jak dotąd, w sali, ale na placu przed wejściem na sopockie molo. Mam nadzieję, że nie przeszkodzi nam pogoda. Wtedy też zostanie wręczona Januszowi Gajosowi tegoroczna Wielka Nagroda Festiwalu. To wyraz uznania dla jego bogatego dorobku w teatrze telewizyjnym i radiowym.

W których tegorocznych spektaklach konkursowych można zobaczyć laureata?

W bardzo interesującej sztuce „W roli Boga” Marka St. Germain w reżyserii Tomasza Wiszniewskiego. Spektaklu jeszcze nie emitowaliśmy. Festiwalowa publiczność zobaczy go jako pierwsza.

Dotychczas nie pokazywaliście na festiwalu przedstawień przedpremierowych.

W tym roku będzie ich aż pięć: „W roli Boga”, ponadto „Rosyjskie konfitury” Ludmiły Ulickiej w reżyserii Krystyny Jandy, „Psie głowy” Marka Nowakowskiego w reżyserii Jerzego Zalewskiego, „Przerwanie działań wojennych” Juliusza Machulskiego i „Powidoki” Macieja Wojtyszki. Dla nas to eksperyment, ale z pewnością uatrakcyjniający program imprezy. Nie ma jednak co ukrywać: stało się tak również dlatego, że musieliśmy zmniejszyć liczbę premier na antenie z powodu trudności finansowych. Jesteśmy świadkami głębokiego kryzysu mediów publicznych, w Teatrze Telewizji odczuwamy go wyjątkowo dotkliwie, bo przedstawienia powstają wyłącznie z pieniędzy pochodzących z abonamentu.

Oprócz produkcji Teatru TV pojawią się na festiwalu także cztery spektakle, które są rejestracją przedstawień scenicznych dokonanych przez TVP Kultura. Może to dobry sposób na przetrwanie trudnego okresu?

Estetycznie i technicznie to jednak inny rodzaj telewizyjnego widowiska. Przedstawienia rejestrowane przez TVP Kultura stanowią przede wszystkim relację z wydarzenia teatralnego, mają oddać jego charakter, atmosferę, reakcje widowni. Kiedy Teatr TV realizuje przeniesienie ze sceny, jak np. w przypadku „Namiętnej kobiety” w reż. Macieja Englerta z Teatru Współczesnego w Warszawie, dokonujemy swoistego przekładu na język małego ekranu. Taki spektakl ulega pewnym zmianom, nagrywany jest w studiu, nie w teatrze, wykorzystuje stricte telewizyjne środki wyrazu. W przypadku zwykłej rejestracji koszty produkcji są oczywiście niższe, ale i końcowy produkt ma inny charakter. Dlatego pomysł zastąpienia spektakli telewizyjnych rejestracjami z teatru nie budzi mojego entuzjazmu. Oznacza zagładę tego oryginalnego gatunku artystycznego, jaki Teatr TV wypracował w ciągu ponad pół wieku swojego istnienia. Udało się stworzyć coś wyjątkowego, szkoda by było to unicestwić.

A jeśli stan kryzysu potrwa dłużej?

Na razie nie wiadomo, jakim budżetem będziemy dysponowali w przyszłym roku. Mam zapewnienie zarządu, że obecne drastyczne ograniczenia produkcji mają charakter przejściowy. W spółce trwa restrukturyzacja, wierzymy, że po jej przeprowadzeniu sytuacja się poprawi. Jeśli to nie nastąpi, trzeba będzie rozważyć różne warianty oszczędnościowe: rezygnację z dużych inscenizacji na rzecz bardziej kameralnych, poszukiwanie sponsorów i również rejestracje z teatrów dramatycznych. Na pewno nie można dopuścić do zaprzestania produkcji przedstawień premierowych. Istnieją wprawdzie bogate archiwa, ale to za mało, by Teatr TV istniał, bo emitując wyłącznie powtórki, będzie martwą sceną.

Ile spektakli wyprodukujecie do końca roku?

W tej chwili nie umiem precyzyjnie odpowiedzieć, ale nie będzie ich więcej niż pięć.

Czy w tej sytuacji pierwszeństwo będą miały realizacje faworyzowanej przez widzów Sceny Faktu?

Wątpię. To akurat są drogie produkcje. Ubogiej telewizji nie będzie stać na Scenę Faktu. Ona rzeczywiście budzi największe zainteresowanie mediów zapewne ze względu na kontrowersyjne tematy, które proponuje. Dobra promocja sprzyja z kolei gromadzeniu się przed telewizorami większej widowni. Jednak realizacje dramatu współczesnego i klasyki komediowej też ciekawią widzów.

Świadczy o tym oglądalność?

Nie tylko. Od dwóch, trzech lat systematycznie zwiększa się liczba pokazów Teatru Telewizji w salach z publicznością. Lawinowo rośnie liczba wniosków o udostępnienie naszych produkcji na potrzeby festiwali, spotkań kulturalnych, instytucji organizujących rozmaite przeglądy. To trochę inny sposób istnienia Teatru Telewizji – w spotkaniu z żywą publicznością. Bardzo nas to cieszy.

A może sposobem na odrodzenie Teatru TV jest powrót do niego wybitnych reżyserów?

Cały czas są obecni – w tegorocznym konkursie startują m.in. Maciej Englert, Juliusz Machulski, Maciej Wojtyszko. Nigdy nie zrywaliśmy współpracy z żadnym wybitnym reżyserem, ale i prawdą jest, że w tej chwili niewiele możemy im zaoferować. W rezultacie trafia do nas mniej projektów niż w ubiegłych latach.

Który ze spektakli jest w tym roku pani faworytem na festiwalu?

W każdym dostrzegam jakąś wartość, w przeciwnym wypadku nie podjęlibyśmy się realizacji. Teraz pora na werdykt jurorów.

Małgorzata Piwowar
Rzeczpospolita
11 czerwca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia