Bez złudzeń
"Ślub" - reż. Eimuntas Nekrošius - Teatr Narodowy w WarszawieEimuntas Nekrošius po sukcesie "Dziadów" ponownie reżyseruje w Teatrze Narodowym -tym razem "Ślub".
Sztukę Gombrowicza otwiera Beckettem: Matka i Ojciec siedzą na krzesełkach połączonych sznurem i czekają na gości. Przyzywają ich gestem, skłonem głowy, grymasem twarzy. Wzmacniają to swoje czekanie pożyczonymi od Brechta tabliczkami - najpierw wywieszają tabliczkę z napisem "Czekamy". Etiuda ta, zręcznie poprowadzona przez Danutę Stenkę i Jerzego Radziwiłowicza, trwa dość długo, wzbudzając żywe reakcje publiczności, a na koniec przynosi sukces - z tego zaklinania teatralnej przestrzeni jednak coś wynika, na scenie pojawiają się złączeni wspólnym bandażem rąk (braterstwo krwi?) Henryk i jego przyjaciel Władzio (Karol Dziuba). Sztuczną, dętą atmosferę tworzą Ojciec i Matka. Matka okaże się też Mańką - pomysł, aby w rolach matki i kochanki obsadzić jedną aktorkę, jest ryzykowny, ale znakomity. Zakotwiczony w skłonności synów do kobiet przypominających im matki, powiódł się dzięki talentowi Danuty Stenki, która jak natchniona buduje tę dwoistą postać czy dwupostać. Godnym jej partnerem pozostaje Ojciec Jerzego Radziwiłowicza, precyzyjnie konstruowany, nadęty sztucznością i tę sztuczność kontrolujący ze świadomością artysty. I jeszcze Pijak Grzegorza Małeckiego - piekielnie inteligentny, udający idiotę manipulant i intrygant. Małeckiemu udało się dorównać Pijakowi Zbigniewa Zapasiewicza, a może i prześcignąć mistrza -to doprawdy fenomenalna rola. Na tle tej czołowej stawki początkowo Henryk Mateusza Rusina wygląda jak ktoś przytłumiony, wycofany. Ale to pozór. On też się nadmie, a potem pęknie jak balon. Finał spektaklu należeć będzie do Henryka. Bezbrzeżnie smutny finał, poprowadzony bez złudzeń, że w okrutnym świecie człowiek ma szansę odnaleźć porozumienie z drugim człowiekiem.