Bezczelna kpina ze świętego Szekspira

Na premierze Ubu Króla, która swoje miejsce miała w paryskim teatrze przeszło sto lat temu, wybuchł prawdziwy skandal. Większość zgromadzonych widzów w opuściło teatr w trakcie trwania spektaklu w świętym oburzeniu, myśląc, że ktoś nieźle sobie z nich zakpił. Zaledwie garstka Paryżan (młodych, gniewnych buntowników) dostrzegła w tekście, napisanym przez piętnastoletniego Alfreda Jarry’ego, ponadczasową metaforę ludzkiej głupoty, chciwości i wiecznie nieposkromionej żądzy władzy.
Dziś, kiedy epoka brutalistów już przebrzmiała, nagość i inne ekscesy na scenie stały się chlebem powszednim i kiedy wszyscy stają się powoli wszystkim znudzeni, nie łatwo jest zaskoczyć widzów czymś świeżym, zaskakująco oryginalnym. Tym bardziej, jeżeli mowa o sztuce “Ubu, słowem Polacy”. Sztuce, która swoją bezczelnością wyznaczyła dramatowi i teatrowi nowe ścieżki rozwoju – kpiąc (zarówno w tekście, jak i w pierwotnej swej inscenizacji) ze sztuki świętego Szekspira, wysublimowanego słowa i w ogóle – z człowieczeństwa. Nie łatwo więc widza zaskoczyć, ale Laco Adamikowi – reżyserowi katowickiego “Ubu...” w zupełności to się udało. Co prawda widzowie nie wychodzili oburzeni, ale emocje dopisywały. Reżyser stworzył bowiem dzieło fascynujące, niepokojąco wizjonerskie i wielowymiarowe. Przede wszystkim podkreślić należy, że siła katowickiego “Ubu..” wypływa z bezbłędnej interpretacji utworu przez aktorów. Adam Baumann znakomicie odnalazł się w roli niechlujnego, tchórzliwego Ubu. Brzmienie głosu, mimika twarzy, poza i gesty – wszystko to świadczyło o świetniej asymilacji Baumanna do owego antybohatera. Wtórowała mu Barbara Lubos, która jako Ubicha, była niezwykle udaną parodią Lady Macbeth. Cała plejada aktorów drugoplanowych wtórowała atmosferze absurdu, jaką tworzyła prowadząca spektakl para Baumann - Lubos. Zapewne pomocnym narzędziem dla wszystkich aktorów okazał się nowy przekład dramatu w wykonaniu Jana Polewki. – Jego wersja tchnie nową jakością – jest bardzo dosadna i obrazoburcza i wierzyć się nie chce, że “Ubu...” liczy sobie aż ponad wiek! Ogromna wartość tego spektaklu leży również w warstwie plastycznej – widać tu, że wytrawne reżyserskie oko filmowca Adamika wciąż jest wyczulone na obraz – jego kadrowość, ułożenie w nim postaci, rozróżnienie obrazu na pierwsze i dalsze plany. To prawdziwa uczta dla oka. Wiele wysmakowanych i przemyślanych pod względem kompozycyjnym scen czasami zapiera dech w piersiach. Należy do nich m.in. spotkanie Ubu z królem Wieńczyzwisem i jego rodziną oraz finalne dryfowanie na statku z chybocąca żarówką. Owa plastyczność była możliwa dzięki podzieleniu sceny na kilka planów – w zasadzie rzecz dzieje się na całej powierzchni sceny – od samego proscenium aż po jej tylną ścianę. Wzmocnieniu licznych kompozycyjnych efektów służą również liczne zapadnie i podnośnie. Inscenizacja Laco Adamika rozpięta jest pomiędzy trzy “stany”: rzeczywistość, teatr i sen. Rzeczywistość wyrażona jest min. poprzez odwołania do Polski współczesnej – chociażby poprzez hołd złożony Gustawowi Holoubkowi w przez Baumanna czy hymn bandy Ubu, będący trawestacją przyśpiewek polskich kibiców futbolowych. Łącznikiem ze światem snu jest oczywiście łóżko Ubu, które praktycznie wcale nie znika ze sceny, a często parodiuje poszczególne miejsca akcji, np. las, pole bitwy czy też rozkołysany statek. Teatralność, czyli umowność tego przedsięwzięcia przejawia się czasem w grze postaci lub w czasie odgrywania pewnych scen, zwłaszcza bitewnych, które parodiują różne filmowe chwyty – spowolnienia akcji i dublowanie scen – czy też trawestacje z Szekspira i Wyspiańskiego, nagłe wyjścia aktorów z roli i zaznaczanie sztuczności sytuacji teatralnej. “Ubu...” Laco Adamika charakteryzuje scenograficzny umiar, wręcz ascetyczny minimalizm: na scenie, oprócz wysuniętego niemal na skraj sceny barłogu, znajdują się jedynie porozrzucane w nieładzie krzesła, kącik Ubichy z lustrem oraz rozliczne narzędzia tortur i dwa ogromne zwisające haki. Podobnie jest z kostiumami - Opozycyjne obozy zróżnicowano kolorem. Ubu i jego poplecznicy wyrażeni zostali poprzez bure, zgniłe i ciemne kolory, zaś królewska rodzina rozpływała się w bieli. Kostiumy nie są wyrazicielem żadnego czasu – są tak odrealnione, tak surrealistyczne (zwłaszcza te królewskie, w których aktorzy wyglądali niczym porcelanowe figurki), jak nierealna jest ta historia. Właśnie – nierealna, ale echo jej treści zapada w nas głęboko i czasem nieprzyjemnie kłuje – zwłaszcza, gdy jej konsekwencja stają się tak dobrze znane nam wojny, rewolucje i totalitaryzmy. Bo w “Ubu...” wszystko ma podwójny sens – kiedy oglądamy leżącego starca dzierżącego koronę, to widzimy nie tylko Ubu, ale przed oczy wyskakuje nam plejada możnowładców, która w historii tego świata doprowadziła do niejednej krwawej wojny. W “Ubu...” ironia miesza się z dosłownością, kpina z podłością i niesprawiedliwością Historia jednostki wpływa na historię ogółu, tylko dobro nie miesza się ze złem – bo dobra tu wcale nie ma... rządzi zło, którego poplecznikiem jest głupota. “Ubu, słowem Polacy” nie jest łatwym spektaklem. Mimo śmiechu dobiegającego z różnych miejsc sali jest to sztuka głęboko pesymistyczna i przedstawiająca społeczeństwo jako bandę wiecznie pijanych, spragnionych splendoru i złota półgłówków. Nieprzyjemna to konstatacja, ale warto przyjąć ją do wiadomości. Teatr Śląski w Katowicach, Alfred Jarry, "Ubu, słowem Polacy", reżyseria: Laco Adamik, przekład: Jan Polewka, scenografia i kostuimy: Milan David, Jana Huskrechtova, Występują: Adam Baumann, Barbara Lubos, Jerzy Głybin, Wiesław Sławik, Alina Chechelska, Marek Rachoń, Roman Michalski, Antoni Gryzik, Andrzej Warcaba, Wiesław Kupczak, Marcin Piejaś, Ryszard Zaorski,Zbigniew Wróbel, Monika Buchowiec, Zbigniew Wróbel, Ryszard Zaorski, Marcin Piejaś Premiera: 17 maja 2008r.
Marta Odziomek
Dziennik Teatralny
19 maja 2008

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...