Biblioteka tańca we Wrzeszczu

rozmowa z Leszkiem Bzdylem

Z Leszkiem Bzdylem - założycielem Dada von Bzdülöw - rozmawia Gabriela Pewińska:

Biblioteka Tańca. Co będzie można tu wypożyczyć? 

- Jeszcze niedawno rzeczywiście była tu prawdziwa biblioteka i wciąż pukają do naszych drzwi ludzie próbujący nam oddać książki, które niegdyś tu wypożyczyli. A skoro była to przestrzeń tak bardzo z książkami związana, pomyśleliśmy - szukając dla niej nazwy - że dobrze byłoby jakiś ślad niedawnej przeszłości w nazwie zachować. I tak narodziła się Biblioteka Tańca. 

Za tą nazwą kryje się cały zamysł tego miejsca. Nie jest ono wygodne do pełnowymiarowej pracy teatralnej, raczej do prób, do ćwiczeń. Zanim jednak zdobędziemy środki, by zaadaptować je do potrzeb pełnej edukacji tanecznej, chcemy, by było to miejsce spotkania. Spotkania tancerzy. Żeby zechcieli tu zostawić część siebie, swojego talentu. By inni mogli z ich doświadczenia czerpać...

"Wypożyczyć" je?

- Żeby "wypożyczyli" siebie dla potrzeb tego miejsca. To jest początek naszej pracy tutaj i pięknie byłoby, gdyby udało nam się stworzyć wideotekę tańca, gdybyśmy mogli tu regularnie organizować spotkania z tematem tańca czy sztuki w ogóle. Myślę, że przybył na mapie Gdańska kolejny punkt, w którym będzie toczyć się życie kulturalne. A że my tym miejscem zawiadujemy, to też nadamy mu cechy naszego teatru. Biblioteką Tańca będzie kierować obecny szef artystyczny Dada von Bzdülöw - Kasia Chmielewska. 

Kiedy dowiedziałam się, że powstanie tu Biblioteka Tańca, pomyślałam, że może zamierza Pan stworzyć tu prawdziwą bibliotekę ze zbiorami dotyczącymi tańca przede wszystkim. Kiedyś zachwycał się Pan podobnymi miejscami na świecie. 

- Chciałbym, by powstało tu coś podobnego. To oczywiście wiązałoby się ze współpracą z centrami kultury w Europie. Nie jest łatwo zebrać woluminy czy nagrania przedstawień tanecznych. Na pewno dostępnego dla wszystkich ośrodka pełnej dokumentacji tanecznej w Polsce nie ma. Jest oczywiście Instytut Teatralny w Warszawie, który ma potężne zbiory, jest archiwum przy bytomskiej szkole tańca. Mam nadzieję, że będziemy partnerem dla krajowych ośrodków tego typu. Dziś Biblioteka Tańca to kilka pokoi. Dwie duże sale do pracy dla tancerzy, kuchnia z ogromnym, starym stołem, pokój gościnny dla tancerzy przyjeżdżających spoza Gdańska. I sala, gdzie będzie można czytać, oglądać, rozmawiać... 

Każdy będzie mógł tu sobie przyjść? Przyjrzeć się próbom, napić się z wami kawy?

- Niezupełnie. Nie jesteśmy instytucją, która może zatrudnić portierów dyrygujących ruchem. Ale będziemy organizować tu warsztaty, spotkania, eventy. Miejscem tym obdarowało nas miasto Gdańsk. Spadł z nas, tym samym, obowiązek płacenia czynszu. Jednak musimy jakieś środki wygenerować, by naszą "bibliotekę" utrzymać. Jesteśmy dobrej myśli. Uczymy się też koegzystencji z sąsiadami. To przecież nie jest wolno stojący budynek, u góry mieszkają ludzie. Mamy nadzieję, że zaakceptują naszą tu obecność. 

To też miejsce na wasze spektakle? 

- Raczej sala prób. Choć na otwarcie prezentowaliśmy spektakl "FRUU", który, jak się okazało, jest adaptowalny do tej niedużej sali i wypadł interesująco. Ale nie ma sensu stwarzać tu kolejnej przestrzeni teatralnej, skoro nasze przedstawienia świetnie wpisały się w przestrzeń teatru Wybrzeże. To będzie raczej miejsce na wydarzenia nieformalne, performance, mikroskalę, wystawy. Coś między galerią a salą prób. Na pewno odbywać się tu będzie edukacja taneczna. Od przyszłego tygodnia zaczynają się pierwsze zajęcia. Dla tych, którzy już zajmują się tańcem, i dla tych, którzy jeszcze chcieliby się czegoś nowego nauczyć. 

Jeszcze niedawno, urażeni brakiem zainteresowania ze strony władz miejskich, uciekliście z Gdańska, dziś - macie własną siedzibę... 

- Tak to bywa... Chcieliśmy wtedy wykorzystać sukces, który był naszym udziałem w połowie ubiegłej dekady. Sporo podróżowaliśmy z naszymi spektaklami odnosząc sukcesy i w Polsce, i na świecie. Wydawało się oczywiste, że mając tego rodzaju "papiery" nie powinno się tej dynamiki hamować. Ale może dla Gdańska to nie był wówczas odpowiedni moment, by nas wspierać. Kryzys dopadł nas na przełomie 2008 i 2009 roku, nasz teatr był bezdomny, nie mieliśmy gdzie pracować, grać. Wtedy szczęśliwie przytulił nas Teatr Nowy w Łodzi. W tamtym czasie wypowiedziałem sporo radykalnych słów. Ale one, uważam, wtedy były potrzebne. Nie wycofuję się z nich. Teraz stery teatru przejęła Kasia Chmielewska tymi słowami nieobciążona. Kiedyś kierowanie naszą działalnością spoczywało na moich barkach, teraz być może osłabłem, bo zaczęło mi zajmowanie się tym ciążyć. Kasia, z powodzeniem, rozpoczęła niejako nowy rozdział Dady. 

A Pan?

- Zostanę przy roli tancerza i choreografa.

Czego Pana teatrowi po dwudziestu latach działalności potrzeba? Brakuje wam czegoś jeszcze? Nowej podłogi?

 - Każdy jubileusz to jest za każdym razem pewne zamknięcie i otwarcie. Dla mnie - moment niełatwy. Ja, człowiek, który uwielbiał żyć brakiem pamięci, zajęty zwykle tym, co jest teraz, nawet nie projektując, co będzie dalej, nagle wpadł w jakąś przestrzeń dwudziestoletnich rozpamiętywań. Rozpamiętuję i rozpamiętuję. To bardzo męczące, osłabia. Życzę sobie, żeby wraz z tym dwudziestoleciem nastąpiło na Grunwaldzkiej 44 we Wrzeszczu cudowne, nowe otwarcie. Marzę, by w tym miejscu generowała się artystyczna energia miasta. By była to przestrzeń dla ludzi tańca z całego świata, by powstawały tu nowe taneczne zjawiska. A jakie one będą? Nigdy nie miałem planów, niech i to będzie kolejna, cudowna niespodzianka.

Gabriela Pewińska
POLSKA Dziennik Bałtycki
5 października 2012
Portrety
Leszek Bzdyl

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...