Błądząc wśród form

2. Festiwal Teatrów Błądzących w Gardzienicach

20 października w Ośrodku Praktyk Teatralnych w Gardzienicach rozpoczął się Festiwal Teatrów Błądzących, skupiający różnorodnych twórców. Międzynarodowe grono gości przyjechało, by wymienić się teatralnymi doświadczeniami i zaprezentować fragmenty swojej pracy.

Festiwal rozpoczął się pokazem warszawskiego Teatru Tańca Inoj. "Opowieść o studni" to przedstawienie trzech tancerek, zainspirowane prozą Harukiego Murakamiego, Antoine De Saint-Exupéry\'ego i ewangelią według św. Jana. Ostre, barwne światło malowało pozbawione grymasów twarze na wyraziste kolory. Obrazy układane z ciał dziewcząt następowały w zmiennym tempie, a żywioły odciskały w nich swą obecność. Po ostrych i energicznych momentach, następowały krótkie chwile ukojenia. Jedynymi rekwizytami, jakie wykorzystały tancerki, były popielate sześciany. Bryły w tańcu zmieniały swą wagę, fakturę i przeznaczenie. Artystki zbudowały z nich wieżę, ścieżkę, wykorzystywały jako przeszkody. Kostiumy stanowiły delikatnie urozmaicone ubiory codzienne, nawiązujące do strojów bajader. Z barwy i ruchu dla każdego widza wyłoniła się indywidualna historia. Kobiece ciała wydobyły z zakamarków pamięci wspomnienia wrażeń, odbioru elementarnych cząstek natury i emocji z nimi związanych.

Kolejny spektakl zaprezentowała Akademia Zet - „Weronikę”. Trudno jednoznacznie ocenić to przedstawienie, ponieważ zostało wykonane przez licealistów. Trzeba przyznać, że jak na młodzież wchodzącą dopiero w obręb teatralnych zmagań, Akademia Zet posiada niemałe aktorskie zdolności, ciekawe rozwiązania sceniczne oraz dużą dozę zaangażowania. Brakowało jednak dwuznaczności, pogłębienia teatralnych znaczeń, próby znalezienia w spektaklu miejsca dla indywidualnej przestrzeni myślowej widza. Fabuła jest prosta i prowadzi do jednoznacznej interpretacji, narzuca się swoim edukacyjno-moralizatorskim charakterem. Oto widzimy Weronikę, która po próbie samobójczej ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Kolejne jej piętra osobowości, odkrywania siebie i dorastania do Życia odgrywane są przez inną postać. Ciekawy to zabieg, jednak banalizuje go wyrażanie jego interpretacji wprost do widza. Widoczne jest to zwłaszcza w puencie spektaklu, gdzie psychiatra Weroniki opowiada o tym, jak oszukał ją, mówiąc, że czeka ją rychła śmierć. W ten sposób wydobył z niej radość życia i chęć konfrontacji z rzeczywistością. „Weronika” to więcej niż szkolna pogadanka, jednak mniej niż rzetelny, przemyślany i konsekwentny teatr. Niemożność dojścia do porozumienia z własną tożsamością i nieudolność prób odnalezienia się we współczesnej, wymagającej teraźniejszości to istotne problemy współczesnego pokolenia. Należy docenić fakt, że młodzież je diagnozuje i radzi sobie z nimi za pośrednictwem artystycznej kreacji.

Maria Miotk to absolwentka Akademii Praktyk Teatralnych. Artystka zaprezentowała w ramach festiwalu spektakl dla dzieci „Królewna Sroka i świetlista kula”. Wcześniejsze doświadczenie Miotk nie jest tu bez znaczenia. Charakterystyczna synteza narracji, tańca, pantomimy i ruchu została tym razem połączona z multimedialnym pokazem. Królewna nudzi się w swoim małym królestwie, posiada znaczny majątek, jak możemy domyślać się po ilości przymierzanej biżuterii, jednak jej życie przesiąknięte jest marazmem, brakuje w jej codziennej egzystencji zasadniczego sensu. Na dużym ekranie znajdującym się w drugiej części sceny widzimy przystojnego młodego mężczyznę (bajkowego księcia?), który bawi się świetlistą kulą. Zza pulpitu nagle wylatuje tytułowa zabawka, a królewna – być może pod jej wpływem – przemienia się w brzydką, nieestetyczną srokę. Dojrzawszy na ekranie swojego wybranka, próbuje go zwabić na wszelkie sposoby – nie udaje się jednak kupczenie żadnym z elementów bogactwa. Ta część spektaklu stanowi jego najsłabszy segment, gdyż jest po prostu nudna. Pamiętając, że przedstawienie adresowane jest do dzieci – a te niestety potrzebują nieco teatralnych fajerwerków, by utrzymać skupienie i zainteresowanie – nietrudno dojrzeć monotonność i schematyczność narracji, pomimo ciekawej koncepcji fabularnej. Spektakl Marii Miotk to jednak work in progress, nadal pozostaje w fazie rozwoju, zmian i tworzy się nieco na oczach widza. Prostą fabułę – zakończoną oczywiście happy endem, w którym królewna dostaje się za ekran już jako piękna młoda kobieta – można nieco scalić, skondensować i pozostawić najważniejszą dla wymowy spektaklu esencję. Poza dość oczywistym edukacyjno-moralizatorskim charakterem dziełka (co w przypadku spektaklu dla dzieci jest zaletą!), można jeszcze dostrzec inne piętro interpretacji. Czym bowiem jest pulpit? Bajkową krainą czy fantazyjnym życiem ekranu? Dlaczego wchodząc w jego przestrzeń królewna robi się piękna, nie dostępując przecież wewnętrznej zmiany? To pytania, które może sobie zadać dorosły widz, a fakt, że i on znajduje w spektaklu dla siebie przestrzeń stanowi o jego dużym potencjale.

X Akademia Praktyk Teatralnych zaprezentowała kilka fragmentów własnej pracy. Pokaz rozpoczął się od prezentacji ćwiczeń, które uczestnicy Akademii wykonują każdego dnia. To bardziej lub mniej skomplikowane układy dynamiczne, wchodzenie w interakcję z partnerem, jak również śpiewy i układy taneczne. Rodzaj gestycznej komunikacji zdradza  zaufanie pomiędzy partnerami, a także wytrenowanie w wielu równoległych dziedzinach. Widać, pomimo tego, że na pierwszy rzut oka ćwiczenia nie wydają się nadmiernie skomplikowane, dużą dozę zaangażowania, codziennej praktyki i energii, która stanowi kanwę gardzienickich działań.

Po zaprezentowaniu codziennych aktorskich wprawek, członkowie X Akademii Praktyk Teatralnych pokazali spektakl stworzony na kanwie tekstu Andrzeja Stasiuka "Dziennik pisany później". Przy użyciu ławki, kilku instrumentów (bęben, skrzypce, pianino) i sklepowego wózka, grupa stworzyła przekoloryzowany obrazek skołtunionego społeczeństwa polskiego. Ojczyzna udręczona, lecz zawsze czysta i niepokalana. Odpustowe sztuczne kwiaty zdobiące kapliczki Najświętszej Panienki i narzekające stare baby to tylko niektóre elementy kultury uwypuklone przez artystów. Sferę działań muzycznych wspierał MC Bisz z Bydgoszczy. Tekst podawano na przemian jako pieśń kościelną, rap, czy w rytmie oberka. Kolorowe i ekspresywne postacie raz po raz wyłaniały się z doskonale dopasowanej muzycznie grupy. Interakcja i plastyka ruchu zaskakiwały przy całej swej prostocie. Pokaz przesycony korzystną energią i czarnym humorem, sprawił że na twarzach publiczności opuszczającej "szopę" malowały się uśmiechy.

To, co na festiwalu najciekawsze i najważniejsze to atmosfera wspólnotowości. Kończący dzień teatralnych zmagań pokaz Akademii Praktyk Teatralnych przekształcił się w „jam session”. Wspólne śpiewanie miało w sobie tyleż radości, co rytuału. Otwarcie na widza i poszanowanie teatralnej tradycji zawsze było rdzeniem Gardzienickich spektakli. Część tego nastroju, nieodzownie związanego z miejscem, udzielił się także tegorocznej imprezie. Festiwal Teatrów Błądzących to swoiste genius loci, prezentacja przedstawień pełnych zapału, i choć nie zawsze perfekcyjnych technicznie, to zrodzonych z potrzeby wyrażenia siebie.

Adrianna Markowicz, Magdalena Urbańska
Dziennik Teatralny
22 października 2011

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia