Blaski i cienie sztuki kochania
,,Czworo do poprawki'' autorstwa Cezarego Harasimowicza w reżyserii Agnieszki Baranowskiej -Sztuka ,,Czworo do poprawki'' autorstwa Cezarego Harasimowicza w reżyserii Agnieszki Baranowskiej opowiada o burzliwych perypetiach dwóch małżeństw, które przez zabawny zbieg okoliczności spotykają się w tym samym pensjonacie podczas wakacyjnego wyjazdu.
Choć dwie z pozoru różne pary – jedna wiekowa, życiowo doświadczona i już nieco sobą zmęczona – druga młoda i energiczna, to okazuje się, że mają bardzo podobne problemy – błędy w komunikacji, brak zaufania, czy umiejętności wsłuchiwania się w potrzeby partnera. Wraz z rozwojem akcji mamy szansę lepiej przyjrzeć się ich historiom, a także poznać różne oblicza barwnych bohaterów. Jak poradzą sobie w momencie kryzysu i czy uda im się znaleźć upragnione porozumienie?
Gdy udając się na spektakl obawiałam się przesłodzonych wątków romantycznych, często spotykanych w produkcjach traktujących o życiu par - ku mojemu zaskoczeniu - temat relacji damsko-męskich został tu potraktowany w bardzo lekki i wręcz cyniczny sposób. Realizm, brak owijania w bawełnę, odważne opowiadanie o ciemnych stronach wielu związków, takich jak skłonność do zdrad, czy dominacji partnera, to kropla goryczy i zarazem mocna strona rozrywkowej formuły. Nie sposób pominąć aspektu ludzkich wad podczas opowiadania o ich życiu. Wszystko ma swoje blaski i cienie. Na szczęście te bardziej problematyczne elementy akcji są wyśmienicie równoważone sporą dawką wyrafinowanego humoru, który w błyskotliwy sposób wywołuje salwy śmiechu na widowni.
Minimalistyczna scenografia autorstwa Ewy Gdowiok celnie obrazuje wnętrze pensjonatu i pozwala w pełni skupić się na kreacji artystycznej aktorów, która jest do prawdy wyśmienita. Najbardziej urzekła mnie charyzmatyczna Katarzyna Herman w roli zadziornej Lucy oraz energiczny Wojciech Wysocki wcielający się w postać Olgierda, jej fabularnego męża. Na wyróżnienie zasługuje także pełna uroku i charakteru Agnieszka Sienkiewicz w roli Ewy oraz tajemniczy Marcin Korcz, odgrywający jej męża Adama, który w magnetyczny sposób potrafi skupiać na sobie uwagę całej widowni.
Sztuka bez ogródek opowiada o wszystkich blaskach i cieniach relacji małżeńskiej i zdaje się być potrzebnym obrazem dla ludzi młodych, przygotowujących się do życia w małżeństwie lub dla tych, którzy dopiero szukają swojego życiowego partnera. Ogromna liczba szeroko dostępnych komedii romantycznych buduje nierealistyczny obraz relacji miłosnych, co potrafi negatywnie wpływać na nasze wyobrażenia, ocenę związku, a nawet na podejmowane przez nas decyzje w sferze prywatnej. Bardziej doświadczone życiowo pary z kolei będą miały okazję przyjrzeć się z dystansu swoim własnym problemom. Mimo komediowej formuły nie jest to - wbrew pozorom - beztroska propozycja na miło spędzony wieczór. Spektakl jest niezwykle intensywny i operuje całą gamą emocji. To od nas zależy na czym skupimy naszą uwagę. Czy będą to zalety budowania relacji, a może ich wady?
Wspomniałam już wcześniej o tym, że sztuka dąży do równowagi i na zmianę pokazuje zarówno te najjaśniejsze strony bohaterów i ich relacji, jak i te najtrudniejsze - często wypierane i przemilczane. Jeżeli podczas oglądania spektaklu będziecie mieli wrażenie, że nastrój robi się już nieco dotkliwy, to poczekajcie cierpliwie na sentymentalną niespodziankę w finale, która raduje serce i jest porcją słodyczy, która sprawia, że znowu będziecie mieli uśmiech na ustach.