Błazen na Kole Fortuny

16. Bydgoski Festiwal Operowy

Po udanej operowej inauguracji imprezy przyszedł czas na balet oraz kantatę sceniczną. Występ tancerzy i orkiestry z Mannheim nie zachwycił, w przeciwieństwie do monumentalnego i niezwykle plastycznego widowiska Opery Śląskiej w Bytomiu.

Scenografia Radka Dębniaka w niezwykle plastyczny sposób oddała ważny motyw kantaty scenicznej Orffa - Koło Fortuny

W miniony wtorek na scenie Opery Nova zaprezentowali się artyści z Nationaltheater Mannheim. W widowisku zatytułowanym "Per Du II mit Wolfgang, Arnold & Joseph" znalazły się trzy wielkie kompozycje: Koncert klarnetowy A-dur KV 622 Mozarta, sekstet "Verklärte Nacht" Schönberga oraz Symfonia nr 45 fis-moll "Pożegnalna" Haydna. Do każdego z utworów zespół baletu pod kierownictwem Kevina O\'Daya zaprezentował choreografie stworzone przez polsko-kanadyjskiego twórcę Roberta Glumbeka.

Na to przedstawienie wyczekiwałem z niecierpliwością. Nieczęsto bowiem w naszym mieście jest okazja do obcowania z dobrym baletem na żywo, tym bardziej z baletem stworzonym do utworów autonomicznych, i to tej miary "hitów", jakie znalazły się w programie wieczoru. Niestety moje nadzieje na wspaniałe widowisko szybko zostały stłumione przez jeden, ale jakże istotny element: Orkiestrę Nationaltheater Mannheim. Najbardziej rozczarowało wykonanie koncertu Mozarta, który jest perełką wśród dosyć miałkiej klasycznej literatury klarnetowej. Oto utwór tak wdzięczny, liryczny, lekki, a zagrany - szczególnie przez klarnecistę (nie rozumiem powodu owacji dla niego) - zupełnie bez polotu. Frazy tak płaskie i nieżywe, a do tego w orkiestrze zgrzyty zbyt częste, by można było mówić o wpadce. Orkiestra na tyle przeszkadzała percepcji baletu, że nie zapamiętałem zeń nic poza kolorem strojów i, na szczęście niegroźnym, upadkiem chińskiego tancerza Ching-Yi Pinga.

We fragmencie "Verklärte Nacht" choreografia stworzona przez Glumbeka bogata była w detale, grę światła i cienia. Tutaj na szczęście rej wodzili tancerze, choć smyczkowy sekstet (w podwójnej obsadzie, zdaje się) wypadł zdecydowanie lepiej niż orkiestra w całości. To wykonanie pełne było ekspresji. Dałem się porwać tej audiowizualnej sztuce. I tak jak w filmie, miałem czasem wrażenie, że to warstwa wizualna wyznaczała muzykę, a nie odwrotnie.

Ponoć Joseph Haydn przedstawia w "Symfonii Pożegnalnej" czasowość i przemijalność kompozycji. Stąd na scenie razem z tancerzami pojawiło się wahadło zegara. Ci wprawiali je w ruch, przyspieszali go lub zwalniali, kierowali nim lub dawali się kierować. Niestety orkiestra znów pokazała się od złej strony, widać nie radzi sobie z muzycznym klasycyzmem. I ów efekt zamierania, który Haydn chciał osiągnąć przez odejmowanie kolejnych instrumentów w ostatniej części, jeśli w ogóle był, to pozostał nieczytelny, tak w orkiestrze, jak w balecie. Jest taki stereotyp, któremu uległem i tym razem, że warto pójść posłuchać zagranicznej, a szczególnie niemieckiej orkiestry. Owszem, warto pójść, żeby zdobyć doświadczenie, ale nie zawsze, by czerpać z tego przyjemność.

Zupełnie odmienne wrażenia towarzyszą mi po spektaklu czwartkowym. Tego wieczoru wystąpił jeden z najlepszych zespołów - Opera Śląska w Bytomiu. Dość niecodziennie - z towarzyszeniem solistów Wrocławskiego Teatru Pantomimy, drużyną judoków, grupą alpinistów i tancerzy breakdance oraz chórem dziecięcym bytomskiej szkoły muzycznej. Mimo iż "Carmina Burana" Orffa nie są specjalnie ciekawe muzycznie, choć efektowności nie można im odmówić, Ślązacy zrobili z nich wspaniałe widowisko. Oto znakomita orkiestra, świetny chór, bardzo dobrzy aktorzy, mnóstwo starannie dobranych statystów, doskonali soliści, na czele z obdarzoną cudownym sopranem Agnieszką Dondajewską w roli Dziewczyny i Jerzym Mechlińskim wcielającym się w postać Starego Poety, wszystko pod kierownictwem muzycznym Tadeusza Serafina. To wszystko złożyło się na doskonałą realizację Orffowskiej idei teatru totalnego.

Szczególnie podobała mi się wizja Koła Fortuny: wtoczyło się ono na scenę, a wokół niego postaci poruszały się niczym marionetki w rękach Losu. Co rusz któraś chciała się wyrwać, zatrzymać Koło, jakby w szale wejść na nie. Ono obracało się jednak, jak chciało, mimo daremnych wysiłków człowieka. Scena ta była bardzo plastyczna, wymowna i nieco mroczna. Kolejne części przedstawienia pełne były przerysowanego erotyzmu, bardzo frywolne, tak jak teksty, które obrazowały.

Jedynym mankamentem był chór chłopców, który - a to przez stres pewnie - zaśpiewał nieczysto. Ale i to wzbudziło sympatię publiczności. Na końcu spektaklu znów powróciło Koło Fortuny i marionetki. Tym razem jednak jednej osobie udało się na nie wdrapać. Był to błazen. Postawił na Kole swój tron, usiadł na nim i się z nas wszystkich szyderczo zaśmiał

Balet i Orkiestra Nationaltheater Mannheim, "Per Du II mit Wolfgang, Arnold & Joseph", choreografia Kevin O\'Day, Robert Glumbek. 21 kwietnia 2009 r

Opera Śląska w Bytomiu, Carl Orff "Carmina Burana", reż. Robert Skolmowski, kier. muz. Tadeusz Serafin. 23 kwietnia 2009 r.

Piotr Kikta
Gazeta Wyborcza Bydgoszcz
25 kwietnia 2009

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia