Bliżej nie znaczy blisko
„Bliżej” - reż. Eugeniusz Korin - Teatr 6.piętro w WarszawieRelacje międzyludzkie, to prawdopodobnie jeden z najczęściej przewijających się tematów w kulturze. Choć tak chętnie poruszany, nadal zdaje się być niewyczerpalną studnią bez dna.
Znany od wielu lat dramat autorstwa Patricka Marbera, poruszający tę właśnie kwestię, zdążył już doczekać się zarówno słynnej adaptacji filmowej, jak i wielu teatralnych, potwierdzając w ten sposób swoją ponadczasowość i uniwersalność. „Bliżej", bo o tej sztuce mowa, to najnowszy spektakl w repertuarze warszawskiego Teatru 6. piętro, zrealizowany na poziomie równie wysokim, co pozostałe propozycje tej instytucji.
Dany (Mateusz Damięcki), Alice (Pola Gonciarz), Larry (Michał Żebrowski) i Ann (Aleksandra Popławska) to czwórka bohaterów, których, mimo pierwotnego założenia, ciężko nazwać dwoma parami. Zobaczymy ich bowiem we wszelkich konfiguracjach o różnorodnym charakterze. Alice to, jak mówi jeden z mężczyzn, jeszcze dziewczynka, natomiast Ann – dojrzała kobieta z klasą. Pierwsza jest życiowo zagubioną, z zewnątrz kolorową i wesołą; w środku pogrążoną w depresji byłą tancerką w klubie ze striptizem. Druga z nich to odnosząca sukcesy zawodowe fotografka, trzymająca się jeszcze nadziei na spełnienie swoich marzeń o stabilnym związku i dziecku. Larry, pewny siebie, charyzmatyczny i zamożny lekarz dermatolog jest z kolei przeciwieństwem Dany'ego, nieco wycofanego i introwertycznego początkowo autora nekrologów o niespełnionych ambicjach pisarskich.
Cały kwartet tych odmiennych osobowości staje na swoich wzajemnych ścieżkach za sprawą losowego przypadku, który na zawsze odmieni ich życia. Dany romansuje z Alice, lecz porzuca ją z czasem dla Ann, będącej w związku z Larrym. Ann kończy relację z Larrym, by na poważnie rozpocząć tę z Danym. Później jednak wraca do Larry'ego, co więcej – zostaje jego żoną. Małżeństwo nie daje jej jednak satysfakcji i zadowolenia z życia. Żąda więc rozwodu, by na nowo związać się z Danym, który ponownie odrzuca dla niej Alice, będącą krótko potem nową partnerką Larry'ego. Można się pogubić? Owszem. I taki właśnie jest przekaz całego galimatiasu.
„Bliżej" to spektakl o zmienności ludzkich potrzeb we współczesnym świecie; o relacjach, które jesteśmy w stanie zmieniać jak w kalejdoskopie w zależności od swoich aktualnych wyobrażeń o najlepszym możliwym dla siebie rozwiązaniu. O egoizmie, ale także o trudności w całkowitym otwarciu się przed drugą osobą, choćby tą najbliższą. O tym, że jakkolwiek blisko się nie jest, to nadal może być za daleko.
Eugeniusz Korin, reżyser spektaklu, a zarazem dyrektor artystyczny teatru i tłumacz oryginalnego tekstu sztuki, niezwykle trafnie oddał jej sens i przesłanie. Obdarowując aktorów scenariuszem bez cenzury, podsunął im dialogi nierzadko wulgarne, wręcz pornograficzne, wyłamując swoje postaci spod przeświadczeń o tym, co wypada, a co nie.
Na szczególną uwagę zasługuje również scenografia w aranżacji Katarzyny Borkowskiej, która w sposób zawoalowany, a z drugiej strony paradoksalnie niemalże dosłowny, przedstawiła bariery w relacjach międzyludzkich za pomocą przesuwanych szklanych ścian, oddzielających od siebie bohaterów i stanowiących nieraz niedostrzegalne na pierwszy rzut oka granice. Ciekawym zabiegiem było również wykorzystanie ekranów multimedialnych, prezentujących komunikaty dotyczące upływu czasu i, co za tym idzie, pozwalających widzom na wyobrażenie czasowego umiejscowienia akcji oraz podkreślających szybkość zmieniających się sytuacji życiowych bohaterów. Dodatkowo, na ekranach wyświetlane były również portrety poszczególnych postaci, przybliżające ich aktualne stany emocjonalne.
Oczywistym jednak jest fakt, że za przedstawienie całego wachlarza emocji odpowiedzialni byli przede wszystkim aktorzy. Jak zawsze, na pierwszy plan wysunął się Michał Żebrowski, będący również dyrektorem naczelnym teatru. Wkraczając na scenę, każdorazowo wnosił niebywałą ilość charakterystycznej dla siebie energii, niemalże zawsze odciągając uwagę od pozostałych, prezentujących i tak już wysoki poziom aktorstwa. Mimo tego przodownictwa, nie da się jednak nie zauważyć, że to postać grana przez Mateusza Damięckiego była tą najciekawszą, jako że przeszła największą przemianę. Skryty i nieśmiały na wstępnie okularnik w stroju z nutą vintage, przywodzący na myśl starego duszą niespełnionego artystę, zmienia się w czarującego amanta-kochanka, jasno stawiającego sobie cele, by na koniec zatoczyć koło i przejść kolejną metamorfozę w kruchego i zagubionego żałobnika. Postaci damskie, choć można odnieść wrażenie, że nie aż tak wyraziste jak męskie, również charakteryzowały się dość dokładnie, jak na teatralną sztukę, zarysowanymi portretami psychologicznymi. Debiutująca w 6. piętrze Pola Gonciarz umiejętnie wcieliła się w bohaterkę równie infantylną, co pełną tragizmu. Zarówno jedna, jak i druga cecha trafnie podkreślona została przez kostiumy, za które odpowiedzialna była wspomniana już raz Katarzyna Borkowska. W scenach ujawniających niedojrzałość Alice, bohaterka miała na sobie kolorowy i mało spójny strój. Natomiast w momentach dramatycznych - najzwyklejszy biały T-shirt i jeansy – połączenie wręcz krzyczące o skrywanym pod warstwą nijakości znanym już kolorowym wnętrzu. W pamięć zapada szczególnie scena klubowego tańca Alice, będącego tłem do rozmowy z Larrym, w tym przypadku, niewątpliwie przyćmionego przez młodą dziewczynę. Natomiast Ann, w którą życie tchnęła Aleksandra Popławska, to przez większość czasu kobieta opanowana i trzymająca emocje na wodzy. Odziana w klasyczne i minimalistyczne kroje oraz monochromatyczne barwy, sugeruje swoją konkretność oraz wierność ustalonym regułom. Mimo swojej skrytości, zaciekawia widza, chcącego ujrzeć jej niedostępną dla świata enigmatyczną stronę.
Co łączy wszystkich bohaterów? Niewątpliwie chęć bycia zrozumianym i nieocenianym. Nie jest to jednak takie proste, jako że niejednokrotnie wymaga poświęcenia na rzecz drugiego człowieka. Sztuka o miłości i pożądaniu, które są oczywiście dwiema zupełnie innymi kwestiami, dowodzi, że każdy potrzebuje bliskości, niezależnie od jej rodzaju i sposobu definiowania. Mimo humoru, balansującego nieco z dramatycznym wydźwiękiem spektaklu, historia prowokuje do głębokich refleksji. Nie tylko na temat złożoności związków damsko-męskich, ale i relacji z samym sobą. Ile jesteśmy w stanie zaryzykować, by zawalczyć o swoje szczęście i co nam jest ostatecznie w stanie je zapewnić? Może i rozstrzygająca odpowiedź na to pytanie nie znajduje się na wyciągnięcie ręki, ale po wyjściu z teatru bez wątpienia będziemy mieli do niej bliżej.