Błotem w małym miasteczku

"Wspomnienia polskie" - reż. Mikołaj Grabowski - Teatr Powszechny w Radomiu

38. Opolskie Konfrontacje Teatralne Klasyka Polska 2013 otworzył spektakl "Wspomnienia polskie" w reż. Mikołaja Grabowskiego z Teatru Powszechnego im. J. Kochanowskiego w Radomiu

Na zamieć śnieżną nad małym miasteczkiem zbierało się już od jakiegoś czasu. BOW opolskiego teatru przeżywał sądne chwile, strojąc do publiki wspaniałe miny ze swarliwym uśmiechem deklamując, że już nie ma, że tylko na suficie. Opolski Kurator Oświaty mobilizował dyrektorów szkół, że aby na pewno, że aby pod zgoła żadnym pozorem nie wywoływać zgrozy i pożary w zarodku samym gasić. I to też nie pomogło. Polonistki, całkiem jakby w zmowie, historycy i inni pośledni opolscy humaniści, jak te króliki, co szczawiu nigdy nie widziały, uderzyli szerokim frontem na teatr dramatyczny. Polonistki obłąkanym wzrokiem, pełne szlochów i spazmów od nadgodzin, wypracowań i wszelkich ortografów władczynie, ostrzegały swoich podopiecznych idąc śladem samego kuratorium, że nawet nie ma mowy. Zaś one same, potajemnie biorąc L4 na bóle w krzyżu, na piersi rozognione od karmienia dzieci, na dziury w poświątecznym portfelu, na zgagę - każdy sposób był szczytny, a w konfesjonale przecież i tak odpuszczą - szerokim nurtem zmierzały owego dnia do świątyni pokrzepienia duszy.

Nieliczne tylko "łamistrajkowczynie", które nie dość, że młodzieży powiedziały, to kątem robiąc interesa przeogromne, sprzedawały za bajońskie sumy swoim podopiecznym wejściówki nabyte u koników, dorabiając tym samym do pensji. Liczne nauczycielskie centrale związkowe zwiadując się o tym geszefcie, jęły słać zawiadomienia do dyrektorów szkół, do kuratorium, do wydziału opolskiej oświaty, że znalazły się w nauczycielskich szeregach jakieś nierządnice babilońskie, które trzeba będzie należytym wpisem w akta służbowe ukarać, za tego rodzaju zdradę i rozwydrzanie braci uczniowskiej. Lecz było już za późno. Mleko się rozlało. Pod gmachem teatru robiły się wszelkiej maści uczniowskie flash moby, poczęły fruwać race, kulki śniegowe; szkło sypało się z witryn sklepowych na długo przed samym spektaklem.

Opolscy studenci poruszeni dostojnością owych zdarzeń, idąc śladem młodszej konkurencji, w oderwaniu od swojego "fejsbuka", co samo w sobie już jest wydarzeniem, zażądali samych godzin rektorskich. Wszystko to po to, by gruntownie i do spodu po godzinie 18-ej na wyznaczonym do tego celu skwerze, w oparach grillowego dymu, w śniegu po same kolana, w blasku słonecznym odbitym od księżyca po spektaklu, na którym królował Grabo - Gombro - Rado(m), mogli uczcić święto polskiego teatru, mając zarazem na uwadze, by dnia kolejnego, zaliczywszy kefir i strzemiennego, nie musieć iść na zajęcia. Wszak jest koniunktura na zniszczenie i pobujanie w obłokach.

Rektorzy opolskich uczelni zostali przeto wzięci w krzyżowy ogień. Tu młódź studencka, intelekt czystej postaci, przyszedł uczelnianym gronostajom niejako w odwecie. Pomni na liczne kontrole z samego ministerstwa nauki na temat wydajności zajęć, już oczami wyobraźni widzieli niedospane facjaty profesorko - doktorskie, asystenckie wory pod oczyma krwią nabiegłymi, a wszystko to od szaleństwa scenicznego Grabo - Gombro - Rado(m). Szykował się strajk generalny, spływały liczne L4. W Opolu działa się Sztuka, a limit darmowych biletów przyznawanych przez uczelnianą komisję socjalną, jak zawsze, został oprotestowany i szykował się skandal niepomierny. Poczęto składać liczne protesty i odwołania względem niejasności zasad przyznawania biletów, które na czarnym rynku były praktycznie nie do zdobycia. Już sam portal Allegro odnotowując wzmożoną intensyfikację hakerskich działań z serwerów opolskich uczelni względem wystawionych na aukcji teatralnych biletów, odciął owe instytucje od dostępu do siebie samego, nie omieszkując zarazem złożyć pozwu ogólnego wobec Miasta Opole za poniesione tym samym rykoszetem straty.

Tym samym opolskie uczelnie, idąc śladem polonistek szkolnych z bólami w krzyżu i całej upitej braci licealnej, która rozochocona dobrała się do wystaw sklepowych centrów handlowych, poczęły zapadać się same w sobie. Powoli miasto ogarniał chaos. Służby "milicyjne" zostały postawione w stan najwyższej gotowości, lecz i tutaj trzeba było ściągać posiłki z ościennych województw. Funkcjonariusze "milicji" pod pozorem wiatrów pogrochówkowych masowo przechodzili w stan nieczynny ustawiając się w kolejkach do kas teatru. Trwał wielkanocny karnawał spod znaku białego królika. Dział się Gombro i nic już nie miało swojego pierwotnego znaczenia.

Wieści o radomskiej sztuce rozbiegły się po Opolu lotem błyskawicy. Media otrzymały nakaz milczenia, lecz i to nie było potrzebne. Przedrukowywano gazety sprzed roku z racji braku redaktorów będących, jak wiadomo, na L4 drukowanych pokątnie i na lewo na offsetowych drukarkach, bo lekarze zwęszywszy trop, okupowali budynek teatru. Telewizja lokalna nadawała program sprzed roku, podobnie radio, w którym leciały z playlisty utwory w nucie nokturnowskiego Chopina spod znaku czarnej flagi. Tak na wszelki wypadek, bo naród lubi przecież cierpieć na wzdęcia polskości.

BOW w teatrze jechał ostatkiem sił odpierając nawałnicę opolskiej inteligencji, a kazano im tłumaczyć niedoszłej widowni, że wszystko będzie dobrze. Szły wszelakie uspokajacze, wysokie premie za dobry kontakt interpersonalny z teatralnym klientem. Dyrektor obiecał nawet opłacić szkolenia, jak radzić sobie ze sfrustrowanym, głodnym sztuki teatromanem. Jednym słowem, szła cała profesjonalnie przygotowana akcja na odpór nadmiaru inteligenta. Konfrontacyjne plakaty zdarte ze słupów ogłoszeniowych przez tłuszczę, nosiły już znamiona relikwii narodowych. Bilety, praktycznie nie do zdobycia, stały się przyczynkiem do licznych występków pozaprawnych, lecz nikt już nie był w stanie zapanować nad miejskim chaosem. Miasto pogrążyło się w Gombrowiczu Wznosiło na ulicach liczne barykady w proteście wobec niedostępności miejsc na widowni. Władze wojewódzkie wydały dekret, w myśl którego postanowiono zamknąć siedem bibliotek pedagogicznych, a zaoszczędzone w ten sposób środki przyobiecano przeznaczyć na transport lotniczy do Radomia, na dodatkowe sztuki Grabo - Gombro - Rado(m). Niewiele to pomogło, naród wciąż napierał.

W dniu inscenizacji przy opolskim wojewodzie działał już specjalny sztab kryzysowy wspierany akolitami marszałka i radnymi miejskimi, którzy w przypływie opamiętania w miejsce krzyża powiesili portret Gombrowicza przemianowując zarazem zbiórkę środków na pomnik papieża w zaprzyjaźnionym mieście partnerskim, na zbiórkę funduszy na pomnik dla Grabo. To miało niejako wyciszyć nastroje społeczne. Nie mniej jednak ci nieliczni, którym udało się dostać na widownię, dowożeni byli do teatru tajnymi wozami, by rozbestwiony tłum nie dokonał na nich zamierzonego linczu. Mnożyły się komisje i podkomisje mające na celu bezpieczeństwo już narodowe, wszak wieści o opolskich wydarzeniach przekroczyły granice regionu. W samej sali teatralnej, z licznymi dostawkami już na samym progu czuwały berety specjalne w kominiarkach. W opolskich kościołach, ci nieliczni kapłani, którzy nie poddali się amokowi, odprawiali msze dziękczynne za ubóstwo i kulturę.

Miasto błyszczało jeszcze długo po samej inscenizacji. O świcie ostatnie ludzkie niedobitki szurały po gzymsach narodowych parapetów. Powoli opuszczano do połowy flagi, na co niektórych widniał kir żałobny. Władze wydawały środki - od mdłości i bólu głowy. Nastawał świt ciszy i spokojnego snu po amoku scenicznej przygody, którą było dane zobaczyć tym nielicznym, wybranym spośród wielu tak samo zaradnych i opatrzonych w jestestwie świata. W ich głowach wciąż dział się radomski Gombrowicz. W niewiele dni po owych wydarzeniach, przy grobie pisarza zaobserwowano wzmożone refleksje przepełnione kwiatem i zniczem wiosennym. Działy się zaduszki.

Media milczały, by ponownie nie wzburzyć ludu do wszelkiego rodzaju bezeceństw i rozważań nad swoim własnym, "żabim" prostotą codzienności światem.

Mateusz Rossa
Tektura Opolska online
9 kwietnia 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia