Bóg Mordu wygrywa
"Bóg mordu" - reż: Tomasz Man - Teatr Miejski im. Gombrowicza w GdyniW ubiegłą sobotę (14 stycznia), w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni miała miejsce druga w tym sezonie premiera. Tomasz Man wyreżyserował głośną sztukę Yasminy Rezy "Bóg mordu". Sytuacją wyjściową jest tutaj spotkanie dwóch małżeństw, które pragną omówić skutki bójki pomiędzy ich małoletnimi synami. Jednakże początkowo rzeczowa dyskusja powoli przeradza się w słowną (a z czasem i nie tylko!) bitwę pełną niedozwolonych chwytów i ciosów nożem w plecy
W spektaklu Mana scenografia (autorstwa Anetty Piekarskiej – Man) ograniczona została do minimum: jaskrawożółte, skórzane pufy, kawowy stolik, wazon z tulipanami. Ta elegancka, banalna przestrzeń staje się - w miarę upływu akcji – czymś na kształt pierwotnego, kamiennego kręgu, w którym ogarnięte niepohamowaną furią, żądne cudzej krwi i łez istoty składają hołd swemu Panu, zajmującemu centralne miejsce w tym mikrowszechświecie Bogowi Mordu.
Istoty te, bohaterowie spektaklu, z pozoru prezentują się bardzo zwyczajnie. Véronique Houllié (Elzbieta Mrozińska) to intelektualistka, której zainteresowania skupiają się wokół problemów dawnej i teraźniejszej Afryki; jej mąż Michel Houllié (świetny Bogdan Smagacki) to zaś (pozornie!) dobroduszny, wyważony, drobny przedsiębiorca. Ich goście reprezentują nieco inną klasę – znacznie zamożniejszą. „Przyklejony” do telefonu komórkowego Alain Reille (Szymon Sędrowski) jest prawnikiem na usługach koncernu farmaceutycznego, z kolei jego żona - Annette Reille (bardzo dobra rola Moniki Babickiej) - na początku spektaklu funkcjonuje jedynie jako elegancki (z przyklejonym do twarzy nieco nerwowym uśmiechem) dodatek do zapracowanego męża.
Fenomen sztuki Rezy – a jednocześnie najmocniejszy punkt spektaklu Tomasza Mana – kryje się w błyskotliwym, ciętym języku, którym napisany został dramat. Dzięki temu językowi akcja spektaklu nie zamiera ani przez chwilę, sceny przechodzą płynnie jedna w drugą, dramaturgia przez cały czas utrzymuje się na tym samym, wysokim poziomie. To ten język stopniowo demaskuje pozornie banalnych bohaterów, pokazuje jak błahe zdarzenie może wytrącić ich z płaszcza codziennych, przepojonych monotonną zwyczajnością, życiowych, społecznych ról; ujawnia skrywane pod maską dobroduszności, inteligencji i dobrych manier emocjonalne zdziczenie, nietolerancję, gniew, złośliwość, zazdrość i niedojrzałość.
Podczas konferencji prasowej przed premierą spektaklu, reżyser Tomasz Man powiedział, iż główne pytanie, które zadawał sobie nieustannie podczas pracy nad spektaklem brzmi: Jak oni wychowują swoje dzieci? Oglądając kolejne sceny spektaklu uświadamiamy sobie, iż „oni” wychowują swoje dzieci pod dyktando haseł z eleganckich czasopism i poprawności politycznej, jednakże między wierszami przemycane są – zazwyczaj nieświadomie – ich własne lęki, rozczarowania i kompleksy. Zakrapiane rumem spotkanie ujawnia jaskrawie to, co jest między owymi wierszami skrzętnie zakamuflowane. Pijana Annette z satysfakcją wykrzykuje w pewnym momencie, iż „przynajmniej nie wychowuje w domu małego pedałka”; zaś Michel – zrzuciwszy maskę wyważonej, rozsądnej głowy rodziny – cieszy się, że jego syn podąża ścieżką, którą on dumnie kroczył jako dziecko – jest szefem „bandy” trzęsącej szkołą.
Spektakl Tomasza Mana to dzieło inteligentne, spójne, powstałe z elementów w pełni uzasadnionych, tworzących całość wartką, zaskakującą, podsyconą czarnym humorem. Podczas spotkania prasowego twórcy spektaklu zaznaczyli, iż w tego rodzaju dramacie – rozpisanym na czterech tylko aktorów – widz jest w stanie zauważyć wszystkie niuanse gry, grymasy, gesty. Tak jest w istocie i śmiało można rzec, iż spektakl Mana jest zagrany bardzo dobrze; napięcie pomiędzy poszczególnymi bohaterami widoczne jest od pierwszych scen i z każdą kolejną wzrasta, obleka się w rozmaite kształty i zaskakujące wcielenia.