Bohater nie naszych czasów

"Wróg ludu", Teatr Telewizji

"Wróg ludu" Ibsena to świetna propozycja dla fanów historii o społecznikach, poświęceniu i ginącej przyrodzie. Dla wielbicieli mocnego teatru - niekoniecznie.

Naiwny, romantyczny schemat "nieskazitelny bohater kontra zepsute społeczeństwo" świetnie sprawdza się w historycznych dekoracjach. Nawet jeśli chodzi o pierwszą sztukę "ekologiczną", którą obrońcy Doliny Rospudy mogliby wykorzystać w batalii z władzami Augustowa. W Ibsenowskim dramacie Thomas Stockmann (Roman Gancarczyk), lekarz podnoszącego się z upadku uzdrowiska, znajduje się w ulubionej przez XIX-wiecznych dramaturgów sytuacji "sam przeciwko wszystkim". Ojciec licznej rodziny, oddany mąż, próbuje raczej doceniać małe życiowe przyjemności, niż poświęcać się dla wielkich idei. 

Jednak odkrywszy niebezpieczne drobnoustroje w wodzie doprowadzanej do pensjonatów, próbuje zapobiec epidemii. Z wynikami badań odbywa pielgrzymkę po wszystkich ośrodkach władzy w miasteczku. Do kosztownej przebudowy usiłuje przekonać m.in. burmistrza Petera Stockmanna (Krzysztof Globisz) oraz teścia - właściciela zatruwającej środowisko garbarni (Ignacy Gogolewski). Walczy o poparcie osobistości kierujących życiem uzdrowiska "z tylnych siedzeń". Nie pomija też czwartej władzy - lokalnych mediów. Naiwny i nieprzejednany mierzy rozmówców własną miarą. Ponieważ sam ma naturę bezinteresownego społecznika, uważa, że może liczyć na dobrą wolę współmieszkańców. Nie zauważa manipulacji. Tymczasem sprawa wody staje się narzędziem w walce między miejskimi frakcjami. Troska o dobro pacjentów? Uczciwość? Jeśli cokolwiek dobrego ma szanse się wydarzyć, to tylko jako efekt uboczny politycznych przepychanek. Ważniejsze, by hasłem "oczyszczenie" utrącić wrogów i poprawić własną pozycję. Dlatego gdy doktor przedstawia decydentom kosztorys projektu, w jednej chwili traci poparcie. Staje się wrogiem publicznym numer jeden. Zamknąć uzdrowisko, które dopiero co zaczęło na siebie zarabiać? Opróżnić miejską kasę z powodu mikrobów? Stockmann zostaje sam. 

"Wróg ludu" to widowisko, do którego wystarczy zgromadzić odpowiednią liczbę surdutów i zakurzonych wnętrz, by sprawiało wrażenie udanego. Jeśli dodać niezłe aktorstwo i zdjęcia - powstanie przyjemny spektakl, który można obejrzeć w przerwie między prasowaniem a prysznicem. Kto jednak zgrzytał zębami nad "Siłaczką" i nie był nigdy kibicem "cierpiących za miliony" - będzie musiał uzbroić się w cierpliwość.

Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza Telewizyjna
17 lutego 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia