Bolszoj skandal

Zgniłe jajo Fabergé rosyjskiej kultury.

- Mistrzowi baletu ktoś oblał twarz kwasem. Tancerki uciekają za granicę w obawie o życie. Dyrektor straszy Putinem. A za kulisami gangsterzy zarabiają wielkie pieniądze. To codzienność rosyjskiej świątyni kultury, Teatru Bolszoj - pisze Michał Kacewicz w Newsweeku.

Siergiej Filin patrzy teraz na świat jak przez mgłę. Ma uszkodzony wzrok. Ale tamten wieczór, 17 stycznia, pamięta doskonale i ciągle ma przed oczami wyraźny obraz człowieka, który go okaleczył. Filin podchodził do drzwi moskiewskiej kamienicy, w której mieszka, gdy ktoś go zawołał. Odwrócił się. Mężczyzna stojący metr przed nim wyciągnął jakąś butelkę i cedząc przez zęby: "Cześć, Siergiej", chlusnął mu cieczą w twarz. Dyrektor artystyczny i główny choreograf moskiewskiego teatru Bolszoj więcej już nie pamięta. Stracił przytomność z bólu, kiedy kwas siarkowy zaczął mu wyżerać twarz. Po wielu operacjach udało się ją w miarę uratować. Lekarze w Moskwie walczyli o oczy, ale się poddali. Więcej nie potrafią zdziałać. Choreograf poleciał do specjalistów z Niemiec. Prywatny odrzutowiec podstawił dla Filina, nie ujawniając się, jeden z oligarchów, miłośnik baletu. W Rosji balet to świętość. Od czasu napadu na Filina moskiewska ulica żyje skandalem w teatrze Bolszoj. Śledztwo postawiło na nogi całą stołeczną policję.

Przesłuchano już półtora tysiąca osób. Ktoś odważył się skalać świątynię rosyjskiej kultury. W dodatku dyrekcja teatru mówi wprost, że zamach zamówił ktoś z teatru, i rzuca podejrzenia na urażoną gwiazdę, byłego baletmistrza, Nikołaja Ciskaridze. A to dopiero początek, bo zamach na dyrektora artystycznego otworzył puszkę Pandory. Na jaw wyszły skandale latami ukrywane za murami teatru Bolszoj.

Balet to bagno

Miesiąc temu w samochodzie Filina [na zdjęciu] ktoś przebił wszystkie opony. Wcześniej porysowano mu auto. W dużym mieście takim jak Moskwa to się zdarza. Na Facebooku pojawił się fałszywy profil artysty. A na nim prywatne listy obrażające widzów i inne gwiazdy teatru. Wreszcie Filin zaczął dostawać e-maile z pogróżkami. Ignorował je. - Rosyjski balet to jedno wielkie bagno - powiedziała zaraz po napadzie na Filina Anastazja Wołoczkowa, była primabalerina.

Filin, tak jak większość gwiazd baletu, bywał chimeryczny, trudny we współpracy i zapatrzony w siebie. W wieku dwudziestu kilku lat osiągnął szczyt: był gwiazdą najlepszej sceny baletowej świata. Dwa lata temu został głównym choreografem, a potem dyrektorem artystycznym teatru.

- To naturalne, że miał wrogów, w tym światku wszyscy się nawzajem nienawidzą - mówi Raymond Stults, krytyk teatralny z "The Moscow Times". Napad na Filina był jednak przekroczeniem granicy.

W rosyjskim świecie baletowym żywa jest wciąż legenda współzawodnictwa dwóch kompozytorów: Mozarta i Salieriego. Aleksander Puszkin napisał o niej poemat, a Nikołaj Rimski-Korsakow skomponował operę.

Jednak rywalizacja baletowych gwiazd w Moskwie bardziej przypomina wojnę mafijnych bonzów o wpływy. Anastazja Wołoczkowa opowiadała, że baletnice wkładały konkurentkom żyletki do puent, przecinały paski w kostiumach. - Wyścig o rolę i łaskę dyrektora jest nie do zniesienia, delikatni z pozoru tancerki i tancerze czasami mają ochotę się pozabijać - opowiada Wołoczkowa. Gdy Siergiej Filin był tancerzem, rywalizował z Nikołajem Ciskaridze. Dzielili garderobę, ale nie odzywali się do siebie. Przez lata porozumiewali się za pomocą zapisków na kartce.

Nie wszyscy wytrzymywali w tej atmosferze. W roku 2008 odszedł Aleksiej Ratmański, dyrektor artystyczny skłócony z dyrektorem teatru. Rok temu zrezygnował dyrektor muzyczny Aleksander Wiediernikow, wściekły na biurokrację teatralną. W sierpniu ubiegłego roku do Kanady wyjechała primabalerina Swietłana Łukina. Mówi, że nie wróci do Rosji, bo się boi. Jej też ktoś groził w e-mailach i oczerniał ją w internecie. W 2011 r. musiał odejść poprzednik Filina - Giennadij Janin. Ktoś wrzucił do internetu kompromitujące go zdjęcia w seksualnych pozach z mężczyznami. Choć niby każdy wie, że w tym środowisku homoseksualizm nie jest niczym nadzwyczajnym, ujawnienie tego publicznie nie jest w Rosji tolerowane.

Gruba baletnica

Kiedy w 2003 roku z afiszy teatru Bolszoj zniknęła największa wówczas gwiazda Anastazja Wołoczkowa, dyrektor Anatolij Iksanow wyjaśniał, że "Nastia jest za ciężka i tancerze nie mogą jej podnieść". A Wołoczkowa to nie był byle kto: Rosja huczała o jej romansach, imprezach i nowych kreacjach. Tancerka wymagała, by na plakatach jej nazwisko pisane było wielkimi literami, a na dole małymi literkami miał być dopisek o reszcie wykonawców. To m.in dlatego baletowe koterie sprzysięgły się przeciw niej i zaczęto jej wytykać wagę. Obrażona gwiazda odeszła.- Baletowy świat uznał wtedy, że warto snuć intrygi - mówi krytyk Raymond Stults.

Atmosfera wokół teatru zaczęła się psuć. Wołoczkowa, którą oskarżano, że była utrzymanką oligarchów, sama zaatakowała. - Teatr Bolszoj to jedna wielka agencja towarzyska - powiedziała w 2005 roku. Do mediów zaczęły wyciekać skandalizujące opisy bankietów organizowanych przez oligarchów i czołowych polityków. Tancerki i tancerze teatru Bolszoj byli wynajmowani na takie imprezy jako żywe ozdoby. Wołoczkowa twierdziła, że dyrekcja teatru szantażowała początkujące baletnice: albo pójdziesz na imprezę z biznesmenami, albo nici z kariery.

- Teatr stał się dobrze sprzedawaną maskotką - mówi tancerz Nikołaj Ciskaridze. - Nie wystarczają gigantyczne dotacje z ministerstwa kultury, dyrekcja w ukłonach chodzi do oligarchów, a ci lubią się ogrzewać w blasku wielkiej kultury.

Mafia w balerinkach

Dwustuletni teatr w samym sercu Moskwy, między Łubianką a placem Czerwonym, miał być jedną z wizytówek putinowskiej Rosji. W 2005 roku zaczął się wielki remont budynku. Ze starego teatru pozostały tylko ściany. Remont kosztował prawie miliard dolarów. I choć trwał sześć lat, nikt nie był zadowolony z efektów. Tancerze skarżyli się, że w salach, gdzie ćwiczą, położono glazurę zamiast drewnianego parkietu, co jest dla nich niebezpieczne. Okazało się, że scena główna jest pełna dziur. Widzowie zwracali uwagę na bardzo złą akustykę.

- Bolszoj stał się atrakcją turystyczną dla prowincji i obcokrajowców - mówi Leonid Parfionow, były redaktor naczelny rosyjskiego "Newsweeka", znawca kultury. Moskiewskie elity i inteligencja omijają teatr szerokim łukiem, bo jest drogo i tandetnie. A jednak zdobycie biletu na spektakl graniczy z cudem. Najbardziej ekskluzywne miejsca kupuje się u specjalnych "dilerów" z dostawą do domu. Ceny - w przeliczeniu - zaczynają się od półtora tysiąca złotych.

Problem czarnego rynku biletów nie jest nowy. W czasach ZSRR w moskiewskiej milicji był wydział zajmujący się tylko teatrem Bolszoj i spekulacją biletami. Po upadku komunizmu milicjanci z tego wydziału sami przejęli intratny proceder. Dziś jest to dobrze zorganizowana grupa przestępcza. Ma zarejestrowane za granicą spółki i strony internetowe i swoich ludzi wśród pracowników teatru.

Do tej grupy prowadzi jeden z tropów śledztwa w sprawie napaści na Filina. Ostatnio administracja teatru postanowiła zrobić porządek ze sprzedażą biletów i podjęła prace nad uruchomieniem internetowej kasy biletowej. Według jednej z teorii oblanie dyrektora kwasem miało być ostrzeżeniem, by dyrekcja nie porządkowała handlu biletami.

Dyktatura w teatrze

W czasach radzieckich teatrem Bolszoj zajmowała się specjalna grupa KGB. Władza radziecka była dumna z mistrzów baletu, dobrze ich pilnowała, by nie uciekali w czasie zagranicznych wojaży. Rozkapryszone gwiazdy twardą ręką trzymał w ryzach przez 30 lat dyrektor artystyczny Jurij Grigorowicz. Odszedł w połowie lat 90., ale nadal ma wiele do powiedzenia w teatrze i formalnie jest jednym z choreografów. Grigorowicz był ojcem największych sukcesów i światowej sławy moskiewskiego baletu. Ale też za jego panowania powstały koterie walczące o łaski dyrektora.

W 2001 r. dyrektorem teatru został Anatolij Iksanow, urzędnik ministerstwa kultury, który nie miał pojęcia o świecie baletu. Stara gwardia nim pogardzała, był skonfliktowany z gwiazdami. Postawił na ambitnego Siergieja Filina, który został dyrektorem artystycznym. Tak rozpoczęła się prawdziwa wojna na baletowym olimpie.

Filin lubił eksperymentować, a jeśli komuś nie podobały się jego uwagi i okazywał niezadowolenie, był wyrzucany za drzwi jak w szkole. Nikołaj Ciskaridze, dawny gwiazdor i konkurent Filina, odszedł i zaczął ostro krytykować władze teatru. Dziś oskarża Iksanowa o zamordyzm i biurokratyczne podejście do artystów. - Przychodzę do niego z uwagami, ja, zasłużony rosyjski artysta, chyba mogę mieć jakieś własne zdanie - żali się Ciskaridze. - A on mnie wyrzuca za drzwi i straszy, że jak ważni ludzie na Kremlu się dowiedzą o awanturach w teatrze, to natychmiast go zamkną. On mnie Putinem straszy! - mówi. Iksanow nie pozostaje dłużny i sugeruje, że to Ciskaridze stoi za atakiem na Filina.

- Teatr Bolszoj był naszą najlepszą światową marką - mówi z goryczą kompozytor Władimir Martynow. - Niestety spsiał i jak wszystko w naszym kraju jest jak zgniłe jajo Fabergé, z zewnątrz złote i upstrzone diamentami, a w środku zgnilizna.

Michał Kacewicz
Newsweek
18 lutego 2013

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia