Borczucha Werter narcystyczny i patetyczny

rozmowa z Michałem Borczuchem

Z reżyserem Michałem Borczuchem o spektaklu "Werter", którego premiera odbędzie się jutro na Scenie Kameralnej Starego Teatru, rozmawia Joanna Weryńska.

Co skłoniło Pana, by zrealizować spektakl według książki Johanna Wolfganga Goethego? 

- Kiedyś miałem zamiar stworzyć sztukę o samobójcach. Planowałem zebrać teksty i przykłady z historii, w których pojawia się pytanie - żyć, czy sobie to życie odebrać? W trakcie pracy nad ,,Werterem" ten pomysł jednak gdzieś się ulotnił. Nie idę za fabułą skonstruowaną przez Goethego. Staram się wręcz ją gubić. Koncentruję się na tym, by postać mojego Wertera była takim studium pożądania. Byśmy za jego pomocą zobaczyli, jak ono się w człowieku rodzi, stopniowo zamieniając się w obsesję, wreszcie w samoudręczenie. 

To będzie Werter współczesny czy romantyczny? 

- Realia są współczesne. Ale nie to jest w tym spektaklu najważniejsze. Pożądanie, które ma w sobie Werter, powoduje, że jest on człowiekiem rozchwianym emocjonalnie, jest narcystyczny, patetyczny na serio. Choć czasem zachowuje się jak błazen, podobnie jak każdy z nas. Specyfika jego wrażliwości polega na tym, że bardzo precyzyjnie próbuje to wszystko uchwycić. Jest wrażliwy do potęgi. 

Zaliczany jest Pan przez krytyków do grupy młodych, gniewnych twórców. Czy Pana Werter będzie obrazoburczy? 

- Ja po prostu próbuję wypisać się z jakiejś utartej od lat estetyki teatru - po to, by stworzyć własną. W przypadku "Wertera" adaptacja tekstu jest moją próbą radykalnego myślenia o nim, a zarazem próbą dialogu z jego sentymentalnością. Przede wszystkim jednak mój Werter sprzeciwia się racjonalizmowi, który obecnie przejawia się niemal na każdym kroku. Żyjemy w społeczeństwie, które chce wszystko kontrolować. "Werter" to taki mój głos mówiący ,,straćmy kontrolę". Nie akceptujmy tego porządku. 

A czego konkretnie nie akceptuje Pan we współczesnym teatrze? 

- Nie działają na mnie spektakle, które potrafię szybko rozszyfrować. 

Jakich twórców ma Pan tu na myśli? 

- Na przykład Jana Klatę. Doceniam precyzję jego ,,Sprawy Dantona", ale ona do mnie nie trafia. Ja szukam w sztuce jakiegoś doświadczenia dziwności. Te spektakle mi tego nie dają. Uważam jednak, że w sztuce najpiękniejsza jest jej różnorodność. Wszystkie rodzaje sposobów patrzenia na teatr są potrzebne. Od widza zależy, jaki wybierze. Nie ma zresztą przymusu chodzenia do teatru. Cały czas w Polsce mamy problem z odbiorem jakiejkolwiek sztuki. Nie jesteśmy tak wyedukowani, żeby świadomie chodzić do teatru czy do filharmonii. Wiele osób tam bywa, bo tak wypada. 

"Cierpienia młodego Wertera" przyniosły jego autorowi międzynarodowy rozgłos. A co Pan chce osiągnąć swoim spektaklem? 

- To trudne pytanie. Po prostu chcę, żeby był komunikatywny.

Joanna Weryńska
Polska Gazeta Krakowska
30 października 2009
Portrety
Artur Hofman

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia