Broadway w Słupsku

"Dźwięki muzyki" - reż. Zbigniew Kułagowski - Polska Filharmonia Sinfonia Baltica w Słupsku

Publiczność na stojąco oklaskiwała w sobotę aktorów polskiej prapremiery musicalu "The Sound of Music" w słupskim teatrze. Takiego rozmachu w historii tej sceny jeszcze nie było.

To było bez dwóch zdań wielkie wydarzenie artystyczne. Nie tylko dlatego, że była to polska prapremiera jednego z najbardziej popularnych musicali na świecie. Nawet nie dlatego, że gościem honorowym był Bert Fink, wiceprezes agencji artystycznej R&H Theatricals Europę, która ma prawa do musicalu "The Sound of Music" ("Dźwięki muzyki"). Głównie dlatego, że w Nowym Teatrze powstało wspaniałe widowisko, dopracowane w każdym calu, pełne emocji i zaskoczeń. Dzięki technice udało się zrealizować wielkie przedstawienie na niewielkiej scenie. Fabuła spektaklu, który premierę na Broadwayu miał w 1959 roku, a sześć lat później został sfilmowany, jest wielu znana. Oto Maria Rainer, młoda dziewczyna przygotowująca się do święceń zakonnych, zostaje wysłana do posiadłości kapitana Georga von Trappa, gdzie ma się zajmować siedmiorgiem jego dzieci. Szybko zdobywa miłość dziewczynek i chłopców, a potem ich ojca. Gdy w 1938 roku Austrię zajmują hitlerowskie Niemcy, rodzina von Trappów ratuje się ucieczką z kraju.

Aktorzy, zarówno dorośli, jaki dzieci, do sobotniej premiery przygotowywali się ponad pół roku. Ćwiczyli śpiew, choreografię, interpretację tekstu, grę z zespołem. A nie było to proste, gdy na scenie jednocześnie pojawia się kilkanaście osób. Mimo to wszyscy poradzili sobie wyśmienicie. Świetna obsada z Mariolą Kurnicką i Marcinem Jajkiewiczem w rolach głównych, urocze dzieci grające córki i synów głównego bohatera, dobre tempo akcji, wspaniałe głosy aktorów i wzruszająca muzyka grana na żywo przez słupskich filharmoników- to wszystko sprawiło, że trwający prawie trzy godziny musical oglądało się z prawdziwą przyjemnością.

Kurtyna podczas spektaklu zasłania i odsłania się kilkanaście razy. Wszystko po to, by na scenie w ciągu zaledwie 30-40 sekund mogła zmienić się niemal cała scenografia autorstwa Anny Bobrowskiej-Ekiert. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki alpejska łąka zamieniała się w pomieszczenia klasztorne, a te w okamgnieniu przemieniały się w posiadłość von Trappów.

Ale publiczności te sekundy wcale się nie dłużą, bo gdy ekipy techniczne zmieniają scenografię, akcja toczy się na proscenium, przed kurtyną. Wspaniała gra świateł pomaga w aranżacji przestrzeni i buduje napięcie. Tak było m.in. podczas jednej z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających scen w musicalu, symbolicznej scenie ucieczki rodziny von Trappów, podczas której dzieci i dorośli wyłaniają się z ciemności, spośród oparów, wyciągani na proscenium przez snop światła.

- Musieliśmy użyć niekonwencjonalnych rozwiązań technicznych, bo nasza scena jest mała, pudełkowa, nie ma kieszeni, zapadni ani wyciągów. Ekipa techniczna ma opracowaną specjalną choreografię, aby jak najszybciej i bezkolizyjnie zmieniać scenografię. Ćwiczyliśmy to setki razy ze stoperem w ręku - mówi Zbigniew Kułagowski, dyrektor Nowego Teatru i reżyser "The Sound of Music".

Ten musical to pierwsze od czasów "Amadeusza", czyli od niemal pięciu lat, wspólne dzieło Nowego Teatru i słupskiej filharmonii. Ponad 30-osobowy skład muzyków grał na żywo na górnym foyer. Prowadzący orkiestrę Bohdan Jarmołowicz miał telewizyjny podgląd na to, co dzieje się na scenie, natomiast aktorzy widzieli orkiestrę na monitorze zamontowanym za kulisami.

- To było prawdziwe brzmienie "Dźwięków muzyki". Byłem na wielu prapremierach "The Sound of Music", ale jeszcze nigdy nie widziałem spektaklu tak pięknego, pełnego emocji. To mały teatr, małe miasto, ale macie tu wielkie serce i możecie być dumni z tego przedstawienia. Ja jestem dumny, że mogłem je zobaczyć - mówił Bert Fink.

***

Nasza sonda

Zapytaliśmy widzów musicalu "The Sound of Music" o ich wrażenia z prapremiery.

Katarzyna Szepielewicz

- Jestem pod ogromnym wrażeniem tego przedstawienia. To były niesamowite emocje i bardzo duże wzruszenia. Obsada też była rewelacyjna, zarówno ta dorosła, jak i dziecięca. Wszyscy znakomicie radzili sobie na scenie zarówno z grą, jak i ze śpiewem. Bardzo się wzruszyłam na scenie finałowej, chociaż ślub też był piękny. Najważniejsze, że historia skończyła się happy endem.

Mirosław Kwiatkowski

- Opinie na temat tego musicalu mam tylko jak najlepsze. Nie wiem, czy w sali znalazła się choć jedna osoba, która nie była pod jego wrażeniem. Wiele razy wzruszałem się do łez, ale też trochę pośmiałem. Oby więcej takich musicali w Słupsku. Mam nadzieję, że to przedstawienie będzie szlagierem nie tylko w naszym teatrze, ale również na scenach w całej Polsce.

Grzegorz Gąsiorowski

- Przedstawienie było super. Dzieciaki zagrały fenomenalnie, szczególnie podobała mi się mała Greta. Gra aktorska była świetna, a wszystkie role zostały bardzo dobrze obsadzone. Widać, że aktorzy wykonali bardzo dużą pracę, ale dzięki temu powstał znakomity musical. Warto go zobaczyć. Polecę go swoim znajomym, niech też przyjdą i się nim zachwycą. Oby więcej w Słupsku takich sztuk.

Lidia Bobrowska

- Musical bardzo mi się podobał. Największe wrażenie zrobiła na mnie scena ucieczki przed funkcjonariuszami III Rzeszy. Dla mnie to był kulminacyjny moment przedstawienia. Spektakl został przygotowany na najwyższym poziomie. Podobały mi się zarówno piosenki, jak i gra aktorów. Przyszłam tu głównie ze względu na przyjaciółkę, która gra w tym przedstawieniu i jestem zachwycona.

Małgorzata Wilkosz

- To bardzo dobre przedstawienie. Wszyscy zagrali i zaśpiewali bardzo dobrze, wyciągali nawet najwyższe nuty. Gdy Maria uciekła do zakonu od dzieci i kapitana, myślałam, że już nie wróci. Ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Gdy teatr organizował casting do tego musicalu, zastanawiałam się, czy się nie zgłosić. Przestraszyłam się wtedy. Nie wiem, czy poradziłabym sobie z którąś z ról.

Maciej Witkiewicz

- Mimo że spektakl trwał trzy godziny, wychodzę wypoczęty. Aktorzy byli znakomicie przygotowani wokalnie i muzycznie. Za to im i pozostałym twórcom należą się ogromne gratulacje. Siłą tego musicalu jest bezpretensjonalność. Cieszę się, że teatr po latach znowu stworzył wspólne dzieło z filharmonią. Oby to im się przydarzało częściej.

Daniel Klusek
Głos Pomorza
26 marca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...