Budorigum co roku było Europejską Stolicą Kultury

37. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu - koncert galowy "Budorigum, czyli amerykańscy naukowcy o Wrocławiu"

Tegoroczne PPA już na wstępie zaproponowało widzom Koncert Galowy "Budorigum, czyli amerykańscy naukowcy o polskim Wrocławiu" przygotowany przez Formację Chłopięca Legitymacje i ich gości. Czuję, że ta gala podobnie jak "Wiatry z mózgu" z 2005 roku będzie kultowa. Możne nawet już jest.

Formacja Chłopięca Legitymacja, czyli Konrad Imiela, Cezary Studniak i Sambor Dudziński zdecydowali się na przygotowanie nowego autorskiego programu, w trakcie którego wcieli się w role amerykańskich naukowców, którzy jak wiadomo zawsze mają jakieś polskie korzenie. I nie ma w tym nic dziwnego, bo przecież nasza historia ma już sporo ponad milenium. I właśnie od tych naukowców mogliśmy dowiedzieć się jak to z pradawnym Wrocławiem było naprawdę.

Idea była prosta. Nie ma co się zachwycać jak nowoczesnym miastem było przedwojenne Breslau. Sami mamy przecież czym się chlubić. Już od czasów antycznej przeprawy na Odrze trwa historia wielkiego Budorigum. Miasta, które była najwspanialsze na świecie i wyznaczało wszelkie standardy. Nic więc dziwnego, że nie musiało się starać o miano Europejskiej Stolicy Kultury. Ono było nią co roku!

Koncert mocno osadzony został w realiach znanych dumnym Wrocławianom. W historię wkraczamy poprzez cmentarną bramkę Zułka Solnego, gdzie spotykamy legendarnego Jasia Pawia Oczko (w tej roli znakomity Bartosz Picher). Człowieka z jednym wyłupiastym okiem i dłonią, w której palce połączone były błonami. Z tą właśnie rączką łączyło się słynne już wkładanie paluchów do piwa bywalcom pijalni, gdy był spragniony. W tym roku mija 20. rocznica jego śmierci (miał 48 lat), o czym informowała m.in. Magda Mołek w lokalnej telewizji TeDe. Jasia z pewnością pamięta też były prezydent Wrocławia Bogdan Zdrojewski, który obecny na gali dowiedział się, że jego nazwisko też wywodzi się z Wrocławia, gdzie był zdrój Ewa. Podobnie ma się rzecz z nazwiskiem obecnego prezydenta Rafała Dutkiewicza. W tym przypadku etymologia stwierdza, że nazwisko łączy się z dutkami i Ewą. Ewa, bo oczywiście ona była pierwsza. Nie jednak ta Ewa, którą znamy z Biblii, ale Ewa Skibińska, aktorka Teatru Polskiego we Wrocławiu, która od lat towarzyszy Krzysztofowi Mieszkowskiemu. Otóż bowiem, pierwszym wielkim władcą nie był żaden Mieszko Pierwy, ale jak wynika ze znalezionej w Odrze wizytówce Pierwy Mieszko. Dzięki amerykańskim naukowcom udało się jednak odnaleźć zaginioną część tej wizytówki i oto jasno stanęło przed nami, że to nie żaden Pierwy Mieszko, ale Pierwy Mieszko-wski. Oboje zobaczyliśmy na scenie (zagrani przez Emilię Komarnicką i Mariusza Kiljana). Pradawny wódz przypominał Gandalfa Białego, a suknia jego towarzyszki ciągnęła się w nieskończoność i podkreślała wydatny biust, który kilkakrotnie próbowała pokazać widzom.

Z teatralnych wycieczek mieliśmy też opowieść o plemieniu Grota (Grotowskiego) z Krzyków i Szewskim Tomaszu (Tomaszewskim) z Zacisza, gdzie mieszkali jego pobratymcy, którzy miast mówić porozumiewali się za pomocą ruchu. Poznaliśmy też zamieniającego wszystkie słowa Miodka (Adam Cywka) i jego młodszego brata, który ze względu na niewielki wzrost nie zasłużył na miano Woja, ani nawet Wojaka i pieszczotliwie nazywano go Wojaczkiem (Grzegorz Wojdon). Mieliśmy też historię Budoriganki Hanki (Justyna Szafran) o Trójkącie Bermudzkim i Konimiła Wega (Janusz Radek) o maleńkich konikach. Nad wszystkim czuwał i górował wielki Budor (Dariusz Juzyszyn), który opiekował się też zespołem występujących w spektaklu dzieci (oczywiście najbardziej bały się Jasia Pawie Oko).

Oprócz "wycieczek typowo wrocławskich" dowiedzieliśmy się też, że Budorigum słynęło z gościnności i gdy tylko ktoś próbował na nie napaść, jego mieszkańcy od razu wyprowadzali się i robili mu miejsce. Tak było, gdy napadła na nas Marit Bjoergen (Agnieszka Dygant) z Norwegami i Mongołowie, przed którymi bronił nas błogosławiony Czesław (Wojciech Brzeziński).

Nie obyło się jednak bez skandalu. Budorigum jako pierwotne miasto spotkań przyciągało do siebie wszystkich. Dlatego w trzonolinowcu uwielbiał przebywać król Bolesław Śmiały (Marcin Czarnik), który przekonywał nas śpiewając w jednoznacznie gejowski sposób, że "w domach z betonu nie ma wolnej miłości". To właśnie oburzyło jednego z widzów, który krzycząc: "skandal" opuścił widownię. Podobna sytuacja miała miejsce przed dwoma laty na gali "Wielka płyta" w reż. Agaty Dudy-Gracz. Wtedy zbulwersowała widza "Barka" wykonana przez księdza (Maciej Nerkowski). Tym razem jednak oburzonym widzem był Jerzy Balkon (Andrzej Gałła), który po zejściu z balkonu wkroczył na widownię pod sceną, a po chwili na nią wszedł. Gdy Śmiały zaczął śpiewać mocnym, męskim głosem Balkon padł przed nim na kolana.

Mnóstwo radości było też, gdy wykłady naukowców tłumaczył na polski Joe Pesci (Jan Peszek) czy Nowa Tłumaczka (Agnieszka Oryńska-Lesicka). Co rusz pojawiała się też Organizatorka Konferencji (Joanna Kołaczkowska).

Sposób prowadzenia prelekcji przez wielu wykładowców (w tych rolach Formacja Chłopięca Legitymacje) dał widzom poczucie uczestniczenia w ważnym artystycznym widowisku. Czuć było radość tworzenia. W Teatrze Polskim we Wrocławiu unosiła się niesamowita energia. Słuchaliśmy opowieści przekazywanych m.in. przez rabina, mormona, Indianina, Afroamerykanina, a nawet bizona. O kostiumy i scenografię zadbała Agata Duda-Gracz, a nad zespołem muzycznym czuwał Wojciech Krzak.

Choć sporo zdradziłem z tego co się wydarzyło, to zaledwie kropla w morzu (a niestety w tym roku nie zobaczymy gali w telewizji). To był Monty Python w polskiej wersji choć chyba należałoby powiedzieć, że w wersji budorigumskiej. Mam nadzieję, że Legitymacje jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa. Czekam na więcej!

Daniel E. Groszewski
www.dzielnicewroclawia.pl
17 maja 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...