Bujany konik, dmuchany zamek, czyli przychodzi Fredro do Starego
,,Magnetyzm serc" - reż. Kalina Jagoda Dębska - Narodowy Stary Teatr w KrakowieMało który spektakl budzi we mnie tak sprzeczne odczucia – zwykle wiemy przecież, czy przedstawienie się nam podobało, czy też raczej pozostanie niemiłym wspomnieniem. ,,Magnetyzm serc" w reżyserii Kaliny Dębskiej wychodzi poza te ramy. Jest zarówno ciekawym, stosunkowo świeżym spojrzeniem na napisaną prawie dwieście lat temu sztukę Aleksandra Fredry, jak i – niestety – spektaklem z niewykorzystanym potencjałem.
Interesującym zabiegiem jest przeniesienie akcji dramatu do parku rozrywki pod nazwą ,,Magnetyzm serc". Codziennie odgrywane są tutaj ,,Śluby panieńskie" (i już możemy mieć wątpliwości i wyczuwać pewną dozę umowności – w jakim przecież parku rozrywki wystawiany jest romantyczny dramat?). Scena jest naprawdę mała, więc cała scenografia sprawia wrażenie ściśniętej – w centrum sceny znajduje się dmuchany zamek, widzimy także bujanego konia, maszynę do popcornu, szyny, słupy, a wszystko to na tle błękitnego nieba i puszystych, białych chmur – trochę jakbyśmy byli na planie komercyjnej reklamy. To jednak – co ciekawe – działa bardzo dobrze, konwencja sztuczności, nierealności jest utrzymywana konsekwentnie i zdaje się zaskakująco dobrze korespondować z podstawowym pytaniem utworu: czym właściwie jest miłość?
Mimo zmiany scenerii dramatu na scenie widzimy Anielę (Natalia Kaja Chmielewska), Klarę (Małgorzata Walenda), Albina (Stanisław Linowski) i Gustawa (Łukasz Szczepanowski), a także Radosta (Filip Perkowski), który w wersji Dębskiej przybiera postać konferansjera przedsięwzięcia. Bez zmian pozostają także fredrowskie intrygi i zakochania, jednak mam wrażenie, że u Dębskiej siatka zależności między bohaterami jest sprawą drugorzędną. Z marazmu i rutyny codziennego grania ,,Ślubów panieńskich" wyrywa bohaterów nieznany przybysz (Ewa Kolasińska) – ze względu na charakterystyczny plecak można byłoby powiedzieć, że stylizowany na kosmonautę (Amor czy też sam Aleksander Fredro?).
W spektaklu ,,konwencja plastiku" jest konsekwentnie utrzymywana i służy budowaniu naprawdę ciekawych, niekiedy nawet zabawnych grepsów – jak na przykład strzelanie z plastikowego pistoletu na wzór strzał Amora czy parodia rycerskiej jazdy na białym rumaku wykonana na dziecięcym bujanym koniu.
Jest jednak w tym projekcie niewykorzystany potencjał. Może gdyby przenieść całą scenografię na dużą scenę, rozbudować partie wokalne i choreograficzne (zespół naprawdę dobrze śpiewa i odnajduje się w ruchu!), zmieniłby się odbiór spektaklu. W formie, którą w tym momencie możemy zobaczyć, przeważa poczucie klaustrofobii i przytłoczenia. Dziwi mnie fakt, że ten spektakl powstał w ramach świętowania Roku Fredry, ale nie zostały mu zapewnione warunki do widowiskowej, nowoczesnej realizacji – a takie przecież zamiary Zespołu widać w aktualnej inscenizacji. Na zamiarach się jednak kończy.
Nie jest jednak tak, że ,,Magnetyzm serc" powinien zniknąć z repertuaru. Przeciwnie! Gdy siedziałam na widowni, byłam zaskoczona liczbą młodych widzów i entuzjastycznym przyjęciem przez nich tego spektaklu. Największą wartością projektu jest, jak sądzę, jego przystępność, która jest ukłonem właśnie w stronę młodszych odbiorców, dopiero wkraczających w świat teatru i świat literatury. Akcja prowadzona jest wartko, wiernie względem ,,Ślubów panieńskich" – mimo wspomnianych już zmian. Do tekstu dramatu dodane zostały fragmenty pozostałych pism Fredry, jednak nie daje się zauważyć żadnych nierówności w wypowiedziach bohaterów, tekst spektaklu (dramaturgia: Maria Gustowska) jest płynny, co zdecydowanie działa na jego korzyść.
Do Starego powrócił Fredro. Lekki, kolorowy i uśmiechnięty. Pozostaje jednak pytanie, czy zamiarem twórców było rzeczywiście stworzenie spektaklu wyłącznie dla młodej publiczności...