Bułhakow is dead. Really?
"Mistrz & Małgorzata Story" - reż. Robert Talarczyk - Teatr Polski w Bielsku-BiałejCzy na pewno powieść Bułhakowa jest już martwa? Przecież mogło ją zabić czytanie po stokroć w każdą możliwą stronę, rozbrajanie wciąż tymi samymi opracowaniami i komentarzami znawców czy niezliczona ilość adaptacji i inscenizacji na teatralnych deskach. Spektakl "Mistrz & Małgorzata Story" w reżyserii Roberta Talarczyka w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej udowadnia, że ta powieść żyje już w inny sposób, ale ma się naprawdę świetnie
Jeśli ktoś ma ochotę na klasycznie podaną opowieść o Wolandzie i jego świcie, o Piłacie, Jeszui Ha-Nocri i o zakochanej parze mieszkającej w suterenie gdzieś na Arbacie, powinien omijać Teatr Polski szerokim łukiem. Jeśli jednak takiemu fanowi klasyki wystarczy odwagi, by zmierzyć się z zupełnie zaskakującą, współczesną, wieloplanową i ostrą w wymowie sztuką, powinien jak najszybciej rezerwować bilety. Ten spektakl narobi hałasu!
Oczywiście wszystkie ulubione elementy wielbiciele rosyjskiego pisarza odnajdą w tej na nowo opowiedzianej historii. Bohaterowie Bułhakowa są w pełni rozpoznawalni, mimo że niby niediabelski Woland (świetny Kuba Abrahamowicz) snuje się na luzie po scenie, zastraszony Jeszua (Tomasz Lorek) przesłuchiwany przez Piłata (Robert Talarczyk) głosem przypomina muzułmańskiego muezina, a Mistrz (czarujący Sławomir Miska) swoją opowieścią bajeruje kolegów-żołnierzy na wojnie w Czeczenii. Współczesny celebrycki świat Moskwy miesza się z wojskową dyscypliną, a przykryte prześcieradłami ofiary sąsiadują z otępiałymi rodzicami ginących na wojnie chłopaków. Miesza się to jednak w sposób zaskakująco przemyślany i starannie poukładany, tworząc spektakl niezwykły i wielowymiarowy.
W otoczeniu niepokojącej scenografii Michała Urbana, stylizowanej na zniszczoną teatralną widownię, oglądamy niemal cały zespół Teatru Polskiego. Aktorzy świetnie odnajdują się w płynnie przenikających się planach, które w spójną całość łączy jeden, niemal magiczny element: książka. Dzięki jej obecności, oprócz planów przenikają się również sami bohaterowie: scenarzysta Iwan staje się Mistrzem, celebrytka Natasza (gościnnie warszawska aktorka Anna Iberszer) nagle zmienia się w prawdziwą Małgorzatę, a kelner pod wpływem lektury wciela się w Asasella (Grzegorz Sikora). Ten zabieg działa też w drugą stronę, gdy podczas balu u Wolanda pojawiają się nazwiska współczesnych zbrodniarzy wojennych i polityków.
Intrygują fantastycznie skomponowane polifoniczne fragmenty, jak ten, w którym próbujący się obronić Ha-Nocri mówi samodzielnie, by za chwilę odezwać się głosem stojącego z boku Wolanda czy Szczurzej Śmierci (Artur Pierściński). W ten sposób powieściowe postacie wkradają się w scenicznych bohaterów, niezależnie od tego, w którym wątku istnieją w sposób pierwotny: w dizajnerskim nocnym klubie, w teatrze podczas ataku terrorystycznego, w koszarach czy podczas egzekucji Ha-Nocri. Sama książka więc, teoretycznie nie wykraczając poza ramy rekwizytu, w praktyce staje się pełnoprawnym bohaterem tej sztuki. Jest pretekstem, pewnym wybiegiem, jest wreszcie odważną prowokacją i pytaniem rzuconym w kierunku widzów: czy wciąż działa na nas drapieżna opowieść o zepsuciu wielkiego świata? Czy przekonują nas moralne rozterki kata, który cierpi jak ofiara? Czy na pewno chcielibyśmy, by było jak dawniej?
Ważną rolę w budowaniu klimatu sztuki pełni muzyka i piosenki po rosyjsku, m.in. z repertuaru offowej 5’nizzy, nostalgicznego Światosława Wakarczuka czy rockowej kapeli Zvieri. Poza tym w spektaklu przykuwają uwagę świetnie wkomponowane drobiazgi, jak bańki mydlane puszczane przez Wolanda czy zupełnie genialny moment, gdy żołnierz Kostia (Tomasz Drabek) w masce gazowej jest jak wprost wyjęty z „Krzyku” Muncha. Choć tak naprawdę spektakl w całości przykuwa uwagę, intryguje, zaczepia i drażni, o czym świadczą wszystkie te rozmowy, dyskusje i awantury, które już zdążyły wybuchnąć po zaledwie dwóch premierowych przedstawieniach. O spektakl „Mistrz & Małgorzata Story” naprawdę warto się pokłócić.