BUZZ GROW - drogowskaz dla rodziców
"Wielki Buzz Grow'' - reż. Dorota Abbe - Teatr Pinokio w ŁodziGłówną dominantą tego przedstawienia jest pokazanie, czym jest twórczość dziecka i jak je określać. Satysfakcja i przyjemność, jaką zostawia ślad kredki na papierze czy innym dostępnym materiale jest zabarwiona przeżyciami emocjonalnymi tylko wtedy, jeśli rysujemy z własnej woli to, co chcemy narysować.
Trudno nam ocenić sztukę abstrakcyjną, a jest ona niczym innym jak rysowaniem pod wpływem emocji, czyli tak jak rysuje małe dziecko. Odbieramy, więc często wartość artystyczną poprzez schematy, jakie wciśnięto nam w szkole i dorosłym życiu.
Wielu z nas nauczyło się w szkole, że obrazy van Gogha i Picassa są ładne, ale ilu z nas wie, czemu się tak uważa? Odpowiednie proporcje nie są wyznacznikiem piękna, chociaż ta definicja jest najbardziej rozpowszechniona. Jeśli chcemy, aby nasze dziecko umiało w przyszłości dostrzegać piękno musimy je dziecku pokazać, ale też musimy nauczyć się je oceniać i doceniać. To przedstawienie zmusza nas do refleksji czy dobrze oceniamy twórczość naszego dziecka. Wydaje nam się, że bazgroły czy jakiś brak kompozycji czegoś ,,widzialnego'' powoduje, że obrazek jest gorszy. Właśnie tak maluje moja 6 –letnia córka, z którą przyszedłem na widowisko. Ona też często musi się zmierzyć z krytyką lub w pewnym sensie nie dostrzeganiem piękna jej obrazów. Tymczasem na spektaklu dowiemy się, że wiele prac mistrzów z czasów młodości zostało sprzedanych za duże pieniądze.
Być może reżyser wzorował się na obrazach Sai Tuombi , jednego z najdroższych współczesnych artystów, którego obrazy kosztują nawet kilkadziesiąt milionów dolarów. Niczym się one nie różnią, oczywiście na pierwszy rzut oka, od obrazów dziecka z przedszkola. Oczywiście kreska jest inna ,ale dla wielu to bazgroły, tylko spróbujmy namalować je sami.
Walorów edukacyjnych tego spektaklu jest bardzo dużo i nie zawsze związane są z bezpośrednio z rysowaniem. Podczas przedstawienia dowiadujemy się, że jeśli segregujemy śmieci, brzydki rysunek może odrodzić się, jako papier toaletowy. Dziecko ze spektaklu dowie się też jak patrzy na jego twórczość mama. I tu dochodzimy do pewnych stereotypów, które funkcjonują w naszym społeczeństwie. To mama na początku prowadzi dziecko przez świat, a tata rozmawia z Ernestem - tytułowym bohaterem jak już dorasta.
Głównym bohaterem widowiska jest 12 letni Tomek Jasiński, uczeń 6 klasy szkoły podstawowej, który wygrał casting, a dla którego jest to już 2 rola. Jego obecność uwiarygadnia przedstawienie i pokazuje dzieciom, że dziecko też może być aktorem. Wspólnie z dwoma innymi budują odpowiedni klimat, ale to on jest najbardziej widoczny. Ciekawe, co się dzieje z jego pracami, bo za każdym razem podczas spektaklu rysuje coś innego, raz to jest aktor, a innym razem jakaś inna postać?
Jako rodzic uważam, że to świetny i jedyny w swoim rodzaju spektakl, który można uznać za drogowskaz przy zrozumieniu twórczości naszych maluchów. Jako tata mogę powiedzieć, że jest mi przykro, bo kolejny raz spotkałem się z powielanym schematem, że małe dziecko wychowuje mama, a w dorosłość wprowadza tata. Jako recenzent stwierdzam, że nigdy jeszcze nie widziałem tak dobrego i pouczającego przedstawienia dla rodziców, dzieci i nauczycieli. Specjalnie wspominam o pedagogach gdyż Ernest wyraźnie mówi, że nie lubił kolorować i pisać laurek czy równo rysować linie pod dyktando drugiej osoby. Wiemy dobrze, że i w szkołach i przedszkolach często dochodzi do takich sytuacji.
Mojej córce bardzo podobały się stroje aktorów. Bazgroł, a zwłaszcza Gryzmoł na mnie też zrobili duże wrażenie. Początek spektaklu zaczyna się od wyjścia na scenę ,,kredek'', których stroje są na tyle ciekawe, że moja córka je zapamiętała. Gdy ,,brzydki'' rysunek Ernesta trafił do szuflady podziwiała ,,piękne ''laurki. Stwierdziła, że przedstawienie było bardzo śmieszne, a ja dodam, że często słychać było śmiech dzieci na sali. Przeważnie dzieci pamiętają początek, jednak według mojej córki był on nudny, a najfajniejsza była końcówka. Podobała jej się gra na gitarze. Muzyka podczas całego spektaklu po prostu mnie zachwyciła. Melodia grana na pianinie, dźwięk skrzypiec pasował bardzo do artystycznej wizji przedstawienia. Wspomnę jeszcze o delikatnej interakcji z widzami, której według mnie było za mało, ale była jednak obecna.
Zakończę cytatem Immanuela Kanta, który twierdził, że piękne jest to, „co się podoba ani przez wrażenie, ani przez pojęcia, lecz podoba z subiektywną koniecznością, w sposób powszechny, bezpośredni i zupełnie bezinteresowny". Mówiąc prościej: piękne jest to, co do niczego nie służy.