Być jak Charlie Chaplin

rozmowa z Ewą Ignaczak

Jest we mnie potrzeba powrotu do tekstu antycznego, do opowiedzenia o narodzinach nienawiści u kobiety, chciałabym stworzyć takie studium. Przy pomocy śpiewu, jednego tancerza i jednej aktorki, która będzie grała Elektrę, przy wykorzystaniu różnych źródeł i technik

Piotr Wyszomirski: 30 lat, czyżby kolejne niezwykłe wydarzenie, spowodowane sierpniem 80’?

Ewa Ignaczak*: Ktoś z moich przyjaciół powiedział, że to taki jubileusz Solidarności. Pamiętam tamten moment. Czasy były zupełnie inne…

PW: Ale i Pani była bardziej wojownicza..

EI: Byłam. Mój pierwszy zespół aktorski złożony z maturzystów z Gdańska, został niedopuszczony do matury. Miesiąc przed egzaminem wszystkich zamknięto. Blokowało się młodą inteligencję, która miała coś do powiedzenia. Teraz jest zupełnie inaczej. Jeżeli chodzi o walkę z urzędami nic się nie zmieniło. Jesteśmy teraz w momencie kryzysu, nie wiemy czy będziemy kontynuować naszą pracę i ideę, czy będziemy szukali nowej przestrzeni działania. Artysta musi zawsze trochę politykować, bo sytuacja jest zawsze niebezpieczna. Trzeba znaleźć pieniądze, iść na kompromisy. Wszystkie środki na funkcjonowanie teatrów: powstawanie premier, wydarzeń, to wszystko jest zdobywane, jak wiele rzeczy zresztą dzisiaj. Żeby mieć pieniądze, trzeba poświęcić połowę swojego życia na pisanie projektów, rozmowy z ministerstwem , z urzędami, a nie robić to, co jest dla nas najważniejsze.

PW: Czy dobrze rozumiem, czy jest jakieś zagrożenie dla Teatru Off de Bicz?

EI: Trudno powiedzieć. Zobaczymy, co będzie po wyborach, w przyszłym roku. Staramy się jednak pracować w lepszym nastroju.

PW: Kiedy nastąpił ten moment, gdy wiedziałaś już, że chcesz na serio związać z teatrem swoje życie?

EI: Ja takiej decyzji chyba w ogóle nie podjęłam. To się po prostu stało i nadal trwa. Po maturze, kiedy nie dostałam się na studia teatralne, byłam tak wojownicza, że stwierdziłam, że sama potrafię założyć teatr. Do tego nie potrzeba szkoły, zresztą sama wychowałam się na teatrze. Z tego buntu i potrzeby działania stworzyłam zespół, ale przez pierwsze dziesięć lat był to teatr stricte amatorski. Pracowałam z rówieśnikami. Na przestrzeni lat 80. razem dochodziliśmy, dojrzewaliśmy teatralnie, wypracowywaliśmy język, studiowaliśmy literaturę. W latach 90-tych pojawił się Sopot…

PW: Powiedz nam, jak znalazłaś się w Sopocie?

EI: W Sopocie zostałam na dobre po urodzeniu dziecka. Jestem rodowitą Sopocianką, więc miasto przyjęło mnie bez problemu. Był rok 1986, wtedy dostałam propozycję pracy w Domu Kultury. Pracowałam ze studentami. Choć nie było to w dobrym tonie, aby studenci pojawiali się w MDK, ale pozwolono nam pracować. Nikt nie ingerował w naszą pracę, to był czas rozwoju, pracy studyjnej. Poznawałam świat teatru, autorytety, spotykałam się z Leszkiem Kolankiewiczem, Maciejem Prusem, pojawiali się ludzie, którzy mieli jakiś wpływ na mnie. Była to praca studyjna, badawcza, spektakl robiłam raz na trzy lata. Razem z aktorami już dojrzałymi próbowaliśmy już nie uczyć się, ale odkrywać inne przestrzenie, wchodzić bardzo głęboko jak ma się tekst w aktorze, przestrzeni i w czasie, w naszych kondycjach emocjonalnych, intelektualnych. To był najważniejszy okres w moim życiu. W międzyczasie rozpoczęłam studia w akademii teatralnej, gdzie mogłam to konfrontować.

Początek 2000roku to taka sytuacja bezdomności. Pracuję w Żaku, potem jadę do Elbląga, gdzie zakładam Scenę na piętrze, potem znowu wracam do Żaka; Żak już jest nowy. Jest to okres tragiczny, który kojarzę z totalną bezdomnością. W takich momentach kryzysowych coś niesamowitego dzieje się w teatrze. Taki kryzys zewnętrzny robi dobrze dla sztuki. Wtedy np. powstaje Tonio Kroger Tomasza Manna, dla mnie osobiście bardzo ważny spektakl. Od przeprowadzki z Żaka, jesteśmy tu już 8 lat. Z małego impulsu powstaje instytucja. To, co tu robimy, oprócz działalności teatralnej, działalność projektowa. Jestem już w tym wieku, kiedy mam potrzebę dzielić się. Całe moje doświadczenie artystyczne i pedagogiczne obróciło się w pewną dojrzałość. Nabieram ogromnej pokory do świata, nie dzielenia się tylko sztuką, ale próbowanie z tą sztuką wychodzić. Na przykład jeździć daleko po wioskach, wracać do podstawowej funkcji teatru. Założyliśmy też 3-letnią Szkołę Teatralną na Litwie, mamy w zanadrzu jeszcze kilka projektów. Teraz jest czas działania na zewnątrz na rzecz ludzi.

PW: Jak oceniasz dzisiejszą sytuację teatru off-owego? Sporo się chyba zmieniło od Teatru Narodów w 1975 roku?

EI: Sytuacja alternatywy jest całkowicie inna niż kiedyś. Wtedy były inne czasy. To tamte czasy stworzyły teatr alternatywny. Miał konkretne zadanie, była to odpowiedź teatru i intelektualistów na tamte czasy. Mieli za zadanie budzenie pewnej świadomości. Dzisiaj jest zupełnie inna sytuacja. W tej chwili nie ma alternatywy, owszem, powstaje mnóstwo niezależnych teatrów, które nazywamy offem. Źródłem będzie zawsze tamten czas, techniki, problematyka społeczna, buntowanie się przeciwko rzeczywistości. Tak, to nadal funkcjonuje, ale zazwyczaj dlatego, że zajmują się tym te same osoby, co wcześniej. Następuje mocny dysonans, który widać np. na łódzkim festiwalu teatrów alternatywnych. Zastanawialiśmy się, czy teatr niezależny musi iść w stronę ciągłego nieporządku, idei, że praca aktora jest nieistotna, a najważniejsze jest to, co ma się do powiedzenia. Widziałam wiele bardzo złych, tandetnych rzeczy. Być może to był ostatni taki przegląd.

Dzisiaj mamy innego widza. Widz ma swobodny dostęp do sztuki poprzez Internet, dlatego powrót widza do teatru staje się doświadczeniem bardzo osobistym, elitarnym. Do teatru przychodzą ci co potrzebują westchnienia, doświadczenia emocji poprzez aktora, doznania metafizyczności i czystości, jaką jest sztuka. Moim zdaniem, poprzez piękne słowo, ten element który dzisiaj zanika – literaturę, teatr ma za zadanie chronić to, co najcenniejsze. Ja się temu podporządkowałam i postawiłam sobie taki cel dla ludzi, którzy tu przychodzą. Nie serwujemy łatwej sztuki, jest raczej wysublimowana.

PW: Właśnie, jakoś mało w niej offu …

EI: Teatry instytucjonalne weszły mocno w naszą przestrzeń, wzbogacając się o nowy język. Off i teatr instytucjonalny się mieszają, powstała nowa konwencja. Nie wiadomo, co jest dziś offem, poszukiwanie języka, odwaga, łamanie stereotypów to jest to, co ogólnie wolno w sztuce, nie tylko w offie. Tylko nie zawsze dyrektor, kościół czy coś innego pozwalają na taką swobodę…

PW: Z jednej strony odeszłaś trochę od teatru offowego, czy też off-offowego, prezentujesz solidny warsztat teatralny. Są jednak elementy offu: jesteś reżyserką, scenarzystką, adaptatorem, operatorką świateł, taki swoisty Charlie Chaplin teatru, który robi wszystko…

EI: Jeszcze nikt mnie nie porównał do Chaplina (śmiech). Ja sobie nie wyobrażam sytuacji, kiedy nie ma mnie na spektaklu, jestem zawsze obecna. Czasami aktor inaczej gra, coś się zmienia, wiem, że jestem wtedy potrzebna. Jak wiesz, my robimy teatr z niczego. Dla mnie najważniejszą instytucją w teatrze jest aktor. To on jest w centrum. Przez kilkadziesiąt lat doświadczeń dążę do takiego spotkania z aktorem, on jest najważniejszy. Aktor jako człowiek, spotkanie z jego wrażliwością i mentalnością, zetknięcie z moją wrażliwością, a z trzeciej strony z literaturą. Ta spójność daje właśnie ten cudowny efekt.

PW: Aktorzy mogą się u ciebie „wygrać”, mogą się uczyć, mogą też odejść. Niewątpliwą gwiazdą na twojej scenie jest  Sylwia Góra-Weber, która naszym zdaniem zyskała miano najciekawszej aktorki roku 2010. Twój teatr to swoiste laboratorium w rozumieniu sposobu pracy.

EI: Są aktorzy, którzy mają już narzędzia, są gotowi. Dla innych, poprzez charakter, badania, poszukiwania, myślę, że jest to nietypowy typ pracy. Aktor staje się współtwórcą i współodpowiedzialny za to co się dzieje.

PW: A czy jest jeszcze możliwość, że wrócisz do źródeł – zrobisz nabór ,,młodych wilków’’ i zaczniesz z nimi wszystko od zera, czy jednak wolisz już pracować z doświadczonymi aktorami?

EI: Przez ostatnie 25 lat uczyłam i wychowywałam sobie aktorów. Przez okres 3-5 lat byłam w stanie przygotować ich do swojego języka, partytury teatralnej, kondycji wewnętrznej, psychicznej. Teraz prowadzimy 3-letnią Szkołę Teatralną na Litwie, jesteśmy po pierwszych dyplomach i jesteśmy z tego  powodu szczęśliwi.

PW: Akademicki teatr offowy?

EI: Tak.

PW: Ale to na Litwie. A u nas? Widziałem, że prowadzicie zajęcia dla szkół sopockich. To swoisty ewenement, że teatr offowy prowadzi edukację teatralną.

EI: Prowadzimy edukację teatralną, myślę że na najwyższym poziomie w Trójmieście. Uczniowie od razu stykają się z trudnym teatrem, przestrzeń spotkania jest kameralna, nie ma tu gumek, piwa – przestrzeń zobowiązuje. Bliskość aktora połączona z wykładami akademickimi. Przychodzą profesorowie i robią to mistrzowsku, traktują bardzo poważnie i po partnersku młodych ludzi, którzy tu przychodzą. Są już takie głosy, że młodzi wiedzą, do którego teatru będą chodzić. Może język jest dla nich jeszcze za trudny, ale poznali już tajemnicę, reszta to kwestia gustu i smaku, jak powiedział Herbert. To jest pewna inwestycja, bo jeżeli dobrze ich tkniemy, to będą wrażliwsi, wymagający i będą rozumieć więcej. To robimy od początku i mamy zawsze pełne sale. To chyba też jedyne miejsce, gdzie są wykłady uniwersyteckie.

PW: Pamiętamy czasy kiedy, teatr komunikował się społecznie, był głosem w dyskusji. Dziś jest, jak jest, ale w Trójmieście temperatura życia intelektualno-ideowego jest, nie licząc ognisk, bardzo niska. Środowiska akademickie milczą, nie ma emocji. Co o tym sądzisz?

EI: Obserwuję, jak umiera sztuka dyskursu. Obserwuję to także na naszym ,,małym ogródku’’. Wszyscy dużo pracujemy i przychodzi taki moment, gdy nie mamy siły na dyskusję. Szczerze, to nawet zanika taka potrzeba. Smuci mnie to, choć w tym roku udało mi się namówić prezydenta Sopotu do podpisania umowy stałej współpracy samorządu i Uniwersytetu Gdańskiego na rzecz kultury. Jest to chyba jedyna taka umowa w Polsce. Pierwszy projekt, jaki udało nam się zrealizować w tym roku, to ,,Beckett na Plaży’’, ściągnęliśmy najlepszych specjalistów od Becketta z całego świata: profesorów, reżyserów, dyrektorów festiwali. Dla nas, teatralików, i tak był to hermetyczny język i Beckett został zatrzymany w skali języka, niekoniecznie doświadczenia. Było to jednak bardzo inspirujące. Będziemy robili Becketta w czerwcu, tym razem chcę zaprosić reżyserów z różnych kontynentów świata, ktoś z Argentyny, ktoś z Kanady, ktoś z Europy…

PW: Coś na wzór Festiwalu Szekspirowskiego?

EI: Nie, nie. Nie będzie to festiwal. Na przykład zakończenie spektaklu wyreżyserują 3 osoby o różnych temperamentach twórczych. To przerwie pewien łańcuch, który jest wokół Becketta. Jestem ciekawa tego doświadczenia. Wszystko będzie otwarte na aktora, który będzie aktywnie uczestniczył.

PW: To bardzo ambitny projekt. Do Teatru Miejskiego na Becketta przychodzi kilka osób, spektakle są odwoływane…

EI: Kogo dzisiaj interesuje Beckett? Beckett mówi poprzez śmierć o zdegradowaniu człowieka, o niebezpieczeństwie odczłowieczenia. Trudno dobrze zrobić Becketta. Przypomina mi się jedynie Irena Jun , zresztą moja pani profesor.

PW: Pytanie na zakończenie. Jakie masz plany na najbliższe lata? Praca edukacyjna, pozytywistyczna? Czy możemy się spodziewać niespodzianki od Ewy Ignaczak?

EI: Niespodzianki chyba tak. Chce zrobić Elektrę Sofoklesa na chór, aktorkę i tancerza. Dlatego, że moje zespoły zawsze były zespołami śpiewaczymi, czego nie robię od 7 lat. Jest we mnie potrzeba powrotu do tekstu antycznego, do opowiedzenia o narodzinach nienawiści u kobiety, chciałabym stworzyć takie studium. Przy pomocy śpiewu, jednego tancerza i jednej aktorki, która będzie grała Elektrę, przy wykorzystaniu różnych źródeł i technik. Zapowiada się ciekawy eksperyment. Będzie fajnie(śmiech).

PW: Niewątpliwie. Dziękuję za rozmowę.

EI: Dziękuję bardzo

*Ewa Ignaczak, założycielka i lider Teatru Stajnia Pegaza, szefowa Sopockiej Sceny Off de BICZ, reżyserka, inscenizatorka, pedagożka. W 2010 roku obchodzi jubileusz 30-lecia pracy twórczej.

Piotr Wyszomirski
Gazeta Świetojanska1
20 października 2010
Portrety
Dariusz Wilczak

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia