Były tam takie różne tego...

„Faktoria przyjemności" - reż. Agata Biziuk - Fundacja Mikro Teatr

„Dzięki historii mówionej, ludzie odzyskują przeszłość wyrażoną ich własnymi słowami, a to z kolei pomaga kształtować im przyszłość"
Paul Tompson, Joanna Bornat, Głos przeszłości. Wprowadzenie do historii mówionej, Warszawa 2021 r.

Spektakl „Faktoria przyjemności", oglądany przez widzów drugiego dnia czwartej edycji Festiwalu teatralnego OFF Rzeszów (17 – 21 września 2023 r.) zaprezentowali na scenie artyści z Fundacji mikro teatr. Jak sugeruje nazwa grupy, oraz, jak tłumaczyli w rozmowie po spektaklu sami aktorzy, w pracy twórczej ważna jest dla nich mikroskala patrzenia na otaczający świat, przekładana na język teatru.

W przypadku „Faktorii przyjemności" z patrzeniem z bliska mamy do czynienia na kilku płaszczyznach. Pierwsza z nich to oddolna perspektywa opowiadania historii, charakterystyczna dla metodyki historii mówionej, w której na wydarzenia dziejowe patrzy się z różnych perspektyw, oddając głos osobom bezpośrednio je przeżywającym. Fabuła spektaklu zainspirowana została zbiorami Archiwum Historii Mówionej Muzeum Warszawskiej Pragi, oddziału Muzeum Warszawy oraz audioteki PragaGada.pl Fundacji Animacja.

Z mikroskalą źródeł fabularnych koresponduje w warstwie wizualnej otwierająca scena spektaklu. Oglądamy w niej mikropowieść (sensu stricte) odgrywaną na blacie ogromnego mebla z wieloma szufladkami, przegródkami i drzwiczkami. Warto tu zwrócić uwagę na ten element scenografii. Podczas spektaklu będzie przechodził różne transformacje, stając się na przemian biurkiem, stołem, miejscem schadzek i zakładową stołówką. Wracając do pierwszej sceny – aktorzy, jak dzieci bawiące się w lego, animują maleńkie figurki z masy plastycznej, widoczne dla widza dzięki zastosowaniu odpowiednich technologii wizualnych (obraz wychwycony przez kamerę telefonu widzimy w powiększeniu na ścianie powyżej). Ta scena jest jednocześnie metaforą procesu, przez który będziemy przechodzić podczas trwania przedstawienia, kiedy, prowadzeni przez aktorów, zobaczymy w scenicznym powiększeniu losy ludzi, składające się na pewną większą opowieść.

Mimo, że jej fabuła przebiega przez znaczny okres czasu i bierze się za bary z historią pokaźnej bryły fabryki z cegły i cementu, w której od 1851 roku przelewają się hektolitry czekolady (oczywiście, mamy na myśli producenta Torcików Wedlowskich), kompozycji scenicznej udaje się zachować niewymuszoną lekkość. Sądzę, że zawdzięczamy to właśnie mikroskali. Faktowi, że nie śledzimy dat z historii ale słowa i myśli, kłębiące się pomiędzy ustami, sercami i głowami Basi, Irenki, Zdziszka i Janusza. Patrząc ich oczyma, uczestnicząc w ich sporach, jedząc razem z nimi buraczki na zakładowej stołówce, wchodzimy w kolejne konteksty życia pracowników fabryki E.Wedel.

Przez pryzmat ich opinii poznajemy „Wielką historię". Jesteśmy świadkami budowy, rozbudowy, zburzenia i odbudowy fabryki po wojnie. Razem z pracownikami doznajemy „wydziedziczenia" kiedy w nowym ustroju dotychczasowy właściciel, Jan Wedel, traci prawo własności do dzieła swojego życia i przestaje kierować zakładem. Duża część narracji spektaklu dotyczy właśnie jego postaci, odmalowywanej we wspomnieniach pracowników. Wspomnieniach tak niemal jednomyślnie życzliwych, że aż zachodzi podejrzenie, czy – w kontekście znajomości losu Jana Wedla, który po odebraniu mu fabryki pozostał nie tylko bez pracy ale też idei kierującej nim przez kilkadziesiąt lat – nie zachodzi tu pewien proces idealizacji przeszłości. Czy ta przeszłość nie ma innego wyjścia, jak zostawić ziarenko soli w oku, wyparty żal i współczucie w kąciku spojrzenia, gdzieś obok widoku Wedlowskiego Tortu. Bo przecież Basia, Irenka, Zdziszek i Janusz nadal próbowali czekoladę wedlowską, nadal zostawiali dzieci w przyzakładowych żłobkach i nadal ćwiczyli gimnastykę w czasie przerwy, zwyczajem zapoczątkowanym przez Jana Wedla, kiedy on sam wystawał (Jak ludzie gadają... ) całymi dniami nad wodą w Parku Skaryszewskim.

Oczyma bohaterów widzimy bezradność wobec historii. Twórcy spektaklu nie podejmują się oceny moralnej ani nie skupiają się na tragicznym rysie biografii Jana Wedla. Pokazują fakt osamotnienia właściciela fabryki, wpisany w wielość wątków codziennego życia, konieczność podjęcia dalszej pracy przez bohaterów opowieści i to, że życie toczy się dalej. Pozostaje zatem pytanie, nurtujące po obejrzeniu spektaklu. Czy pozytywne przedstawianie szefa fabryki we wspomnieniach pracowników jest odzwierciedleniem dobrych relacji panujących między pracownikami i pracodawcą, czy też, choćby w małej części, nie jest próbą rekompensaty własnej bezsilności wobec niezgody na wyroki władzy, której trudno się było sprzeciwić? Czy „zapomnienie za życia" na które został skazany Wedel w czasie PRL-u mogło wymazać z pamięci jego podwładnych wszelkie zaszłości i pretensje, jakie zwykliśmy miewać do swoich pracodawców w kraju nad Wisłą? Pytanie pozostaje otwarte, jak otwarta jest historia opierana na nurcie mówionym. Nie dążąca do obiektywności ale na tyle wielogłosowa, że zbliżająca do niej bardziej niż zapisane w podręcznikach daty. Bliska nam i bliska teatrowi, dzięki możliwości zachowania i pokazania autentycznych emocji zachowanych w głosie, który po latach opowiada zachowaną w pamięci opowieść.

Ten głos – autentyczny, pochodzący z Archiwum Historii Mówionej Muzeum Warszawskiej Pragi – usłyszeliśmy w scenie podsumowującej spektakl. Był to głos Kobiety, Która Bierze Sprawy w Swoje Ręce i podczas pogrzebu Jana Wedla ustawia rzeczywistość we właściwej hierarchii wartości. Jedyne oryginalne nagranie audio zacytowane podczas spektaklu przenosi nas w dzień pogrzebu Jana Wedla, do sytuacji, w której pracownicy obawiają się podejść do trumny z ciałem byłego pracodawcy. Możemy się domyślać co było przyczyną obaw. Klimat polityczny, wieloletnie wykluczenie bohatera, groźba kary za złamanie niepisanych zakazów... Narratorka tej części historii opowiada, jak udzieliła reprymendy „chłopom"; jak przypomniała współpracownikom o wszystkich dobrych stronach pracy w zakładzie kierowanym przez nieboszczyka i w nieoględnych słowach skłoniła ich do wypełnienia ostatniego obowiązku i przeniesienia trumny w kondukcie pogrzebowym.

Są momenty podczas których spektakl „Faktoria przyjemności" wydaje się być laurką wystawioną Janowi Wedlowi. Jednak, pomimo zgodnym chórem wyśpiewywanych piosenek o jego zasługach, zdecydowanie nie jest on jedynie opowieścią biograficzną o Wedlu ani o pracownikach kierowanej przez niego fabryki. „Sytuacja fabryczna" opisywana w spektaklu budzi niedowierzanie, czego wyrazem były zresztą zadawane po jego zakończeniu pytania publiczności. Bohaterowie naszej opowieści zdają się być naprawdę dobrze zgranym i zaopiekowanym socjalnie zespołem, niestroniącym od wspólnego spędzania czasu poza godzinami pracy, zadowolonym ze swojego pracodawcy. W kontekście doświadczeń współczesnej codzienności wydaje się to być obyczajową sielanką albo wariacją z pogranicza gatunku fantastyki historycznej. Właśnie to zdziwienie i niedowierzanie, które może towarzyszyć odbiorcy następujących po sobie obrazów z życia pracowników Wedla, jest punktem wyjścia do kolejnych pytań, poszerzających zakres treści, jakie niesie spektakl grupy Fundacja mikro teatr. Na ile miarodajne mogą źródła, na których podstawie po latach dokonuje się próby odrysowania portretu psychologicznego postaci? Jaka jest rola czynników dziejowych w zapamiętywaniu i zapominaniu wybranych wątków? Czy w pierwszej kolejności wolimy zapamiętywać rzeczy dobre, czy złe? O których z nich wolimy opowiadać postronnym? Jak czytać historię mówioną? Choć na poziomie bezpośrednim spektakl jest ciepłą opowieścią o losach pracowników fabryki („Bo ta fabryka to luzie" – brzmi jeden z najważniejszych wersów spektaklu.) to kieruje w wiele głębszych nurtów, z których dowiadujemy się – jak to w teatrze – prawdy o sobie.

Na uwagę zasługuje też wizualna strona opowieści. Przykuwają uwagę skromne ale fantazyjnie skrojone kostiumy nawiązujące do stylistyki fabrycznych fartuszków ale odchodzące od nich asymetrią fasonowych rozwiązań. Scenografia, podobnie jak kostiumy stworzona przez Agatę Stanulę, jest wyważona (choć może trudno to słowo odnieść wprost do wspomnianej na początku ciężkiej szafy) i adekwatna. Jej elementy żyją podczas spektaklu, zmieniając role, ożywając w coraz to nowych kontekstach. Ciekawość budzą archiwalne zdjęcia z życia fabryki i jej pracowników, wyświetlane podczas przedstawienia.

„Faktoria przyjemności" to rozmowa z przeszłością. Próba oddania sprawiedliwości tym, którzy ją tworzyli w konkretnym miejscu i czasie. W tym przypadku – W Warszawie, w Fabryce E.Wedel (przemianowanej na krótko na „22 lipca") w latach od założenia pierwszej pijalni czekolady do śmierci ostatniego potomka jej założycieli. Po obejrzeniu spektaklu zostaje pewien niedosyt. Chcielibyśmy jeszcze więcej porozmawiać z bohaterami, spędzić z nimi więcej czasu, skłonić do głębszych wynurzeń, zapytać o to, co czuli naprawdę. Czy rzeczywiście było tak fajnie, czy... no wiecie, były tam takie różne tego...

Do tych głębszych i bardziej intymnych pokładów świadomości nie możemy się dostać w czasie krótkiego spotkania na scenie. Mimo to, dostaliśmy i tak dużo. Dotknąć żywych świadectw osób sprzed stu, prawie dwustu lat – to jest bogactwo. Dzięki technologii i pracy archiwistów możemy je zarejestrować, odsłuchać po latach. Dzięki wyobraźni, talentowi i zaangażowaniu aktorów z Fundacji mikroteatr – możemy poczuć bezpośrednią więź z tymi, którzy swoje wspomnienia przekazali. Warto spędzić godzinkę w „Faktorii przyjemności". Jest słodko, choć jest trochę gorzko. Jak naprawdę było? Zapewne właśnie tak – różnie bywało.
__

Scenariusz: Agata Biziuk, Anna Domalewska, Rafał Derkacz
Reżyseria: Agata Biziuk
Scenografia i kostiumy: Agata Stanula
Muzyka: Piotr Klimek, Maciej Cempura
Obsada: Anna Domalewska, Dominika Majewska, Rafał Derkacz
Głos: Karolina Burek

Zdjęcia Promocyjne: Marek Zimakiewicz
Premiera: 19 listopada 2021 r., Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki
Fundacja Mikro Teatr

Aleksandra Karmelita
Dziennik Teatralny Rzeszów
23 września 2023

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia