Bzdyl na rozdrożu
Jeden z najważniejszych twórców teatru tańca Leszek Bzdyl chciałby związać swoją artystyczną przyszłość z Warszawą. Czy zdołamy go zatrzymać?Kojarzony jest z Gdańskiem. Od 15 lat prowadzi tam Teatr Dada von Bzdülöw, współtworzył też festiwal Korporacja, który zwrócił uwagę mediów i publiczności na dokonania tancerzy z Wybrzeża. Pracował też m.in. Poznaniu i Filadelfii. I choć wciąż waha się w jakim mieście zostać na stałe, to ostatnio coraz częściej można go spotkać w Warszawie. Na Akademii Teatralnej uczy studentów, jak pracować z ciałem, w spektaklach stołecznych teatrów odpowiada za ruch sceniczny. Najnowsze jego dzieło to "Opowiadania dla dzieci" Isaaca Bashevisa Singera w reżyserii Piotra Cieplaka, które możemy właśnie oglądać w Teatrze Narodowym. Taniec w teatrze Leszek Bzdyl ma na swoim koncie ponad 40 prac w teatrze dramatycznym, najwięcej w spektaklach reżyserowanych przez Piotra Cieplaka. Ich współpraca zaczęła się dziesięć lat temu, kiedy Cieplak, wówczas dyrektor Teatru Rozmaitości, zobaczył gdański teatr tańca Dada von Bzdülöw i postanowił jego lidera Leszka Bzdyla zaprosić do pracy przy przedstawieniu "Historia o miłosiernej, czyli testament psa". Cieplakowi nie chodziło o to, by Bzdyl wymyślił taneczny fragment spektaklu. Miał dla niego nową rolę. Chciał, by zainspirował aktorów do wykreowania sposobu poruszania się postaci. I by był równoprawnym twórcą scenicznego świata. Współpraca z Piotrem Cieplakiem trwa do dziś. - Trudno precyzyjnie powiedzieć, które elementy w spektaklach są moje, które Piotra Cieplaka, a które aktorów. I chyba nie ma to ostatecznie większego znaczenia. Dla mnie najważniejsze jest to, aby uruchomić w wykonawcach fizyczne myślenie. W ten sposób budujemy wspólny, jednorodny świat - opowiada Bzdyl. To fizyczne myślenie rodzi się na próbach. Leszek Bzdyl prowadzi zajęcia ruchowe, dzięki którym aktorzy mają zdobyć większą świadomość ciała. Wykorzystuje do tego techniki używane w tańcu nowoczesnym, improwizację. Próbom przygląda się reżyser. Mówi, które elementy go interesują i przenosi je do spektaklu. - Jeszcze jakiś czas temu Piotr Cieplak nawet ćwiczył razem z nami - wspomina Bzdyl. Obserwując jego metody, coraz więcej reżyserów w teatrach dramatycznych decydowało się zapraszać do współpracy choreografów. Tomasz Wygoda pracował u Pawła Miśkiewicza, Krystiana Lupy, Michała Zadary; Rafał Dziemidok - u Łukasza Kosa czy przy "Miasto manii" Marii Peszek. Jednak teatr instytucjonalny to jedna strona działalności Bzdyla. Druga to teatr tańca Dada von Bzdülöw. Teatr dla tańca Ta druga strona rodzi coraz więcej problemów. Leszek Bzdyl się nie skarży, ale prawda jest taka, że na przykładzie Dada von Bzdülöw można pokazać największe absurdy ogólnopolskiej i lokalnej polityki kulturalnej. Z jednej strony Ministerstwo Kultury poprzez Instytut Adama Mickiewicza wysyła ich w świat, by reprezentowali polską kulturę (w tym roku byli m.in. w Izraelu czy Indiach). Z drugiej strony w tym samym ministerstwie nie ma departamentu tańca, czyli pomysłu na to, jak na co dzień wspierać rozwój tańca w Polsce. Przykład lokalny - władze Gdańska przysłały pismo zachęcające Dadę do tworzenia na Wybrzeżu, by tym samym teatr wspomógł to miasto w staraniach o uzyskanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Kilka tygodni później obcięto mu obiecane na spektakl dotacje. W całej Polsce sytuacja tańca nie jest ciekawa. Mamy ważne ośrodki w Bytomiu, Poznaniu, Gdańsku, niezły w Lublinie, ale każdy z nich boryka się z podobnymi problemami. Warszawa powoli przełamuje ten marazm. Nie tylko pracują tu takie osobowości jak Bzdyl, ale są też menedżerowie i gotowe pomysły na to, jak zająć się tańcem. Piotr Duda, szef Centrum Artystycznego "Montownia", deklaruje, że chce stworzyć u siebie scenę tańca. Centrum zapewni zaplecze menedżerskie i promocyjne. Zaproszą do współpracy kuratorów, którzy będą odpowiadali za program artystyczny; przygarną odbywające się Warszawie festiwale, takie jak Ciało_umysł czy Zawirowania, będą zapraszali artystów na rezydencje i produkowali spektakle. Inny pomysł ma Fundacja Centrum Tańca Współczesnego założona przez trzech tancerzy: Jacka Tyskiego, Karola Urbańskiego i Zbigniewa Czapskiego. Kilka dni temu przedstawiła Ministerstwu Kultury i miastu pomysł wybudowania w Warszawie ośrodka tańca. Miałyby być tam sale baletowe do ćwiczeń, scena, mediateka. Leszek Bzdyl uważa, że stałe sceny dla tańca to podstawa. - To, co mogliśmy zrobić jako zespoły offowe, już zrobiliśmy. Żeby pójść dalej, potrzebna jest ciągłość działania. Jeśli edukacja, to nie tygodniowe warsztaty, ale kilkuletnie kursy. Jeśli występujemy w zagranicznym teatrze, to miejmy okazję zaprosić ten zespół do nas. Jeśli planujemy repertuar, to z perspektywą, że premierowy spektakl będzie grany wielokrotnie. Inaczej taniec zawsze będzie sztuką okazjonalną i przypadkową - mówi. To długoletni plan. Bardziej doraźna pomoc dla tańca to, według Bzdyla, współpraca teatrów tańca z teatrami dramatycznymi. - Teatry dramatyczne powinny odważyć się i wprowadzić do repertuaru spektakle tańca. W takim przedstawieniu grałby zespół aktorski teatru i gościnnie zaproszeni tancerze. Głównym twórcą byłby choreograf, który korzystałby ze współpracy reżysera czy dramaturga - wyjaśnia. Leszek Bzdyl zdradza, że planuje takie przedstawienie. Może więc warto, choćby w ramach starań, by to Warszawa stała się Europejską Stolicą Kultury w 2016 roku, wystawić jego spektakl na którejś ze stołecznych scen?