Cała tęcza szarości

"Lubiewo" - reż: Piotr Sieklucki - Teatr Nowy w Krakowie

"Lubiewo" - spektakl krakowskiego Teatru Nowego w reżyserii Piotra Siekluckiego, pokazywany obecnie gościnnie we Wrocławiu, jest dowodem na to, że po latach tekst Witkowskiego nadal się broni. Powiedziałabym nawet, że "Lubiewo" sprawdza się lepiej w teatrze niż na papierze.

"Patrycja i Lukrecja są już starymi facetami i w ich życiu wszystko się dawno skończyło. Dokładnie w 1992 roku, kiedy to... ale nie uprzedzajmy faktów" - mówi z taśmy głos Krystyny Czubówny, a na scenie obwieszonej starymi ubraniami z lumpeksów, której centrum stanowi peerelowska z wyglądu wersalka, zaczynają kręcić się główne postacie dramatu. To odtwórcy głównych ról (Paweł Sanakiewicz i Edward Kalisz) "robią" to przedstawienie. Niepoprawne politycznie, "przegięte" cioty (bo przecież nie geje) co rusz wzbudzają uśmiech, kiedy wspominają heroiczne czasy swojej młodości: "pikietowanie" (nocne podrywy w parku), przygody z żołnierzami z "ruskich" koszar i starych znajomych (znajome? cioty mówią o sobie konsekwentnie w rodzaju żeńskim). Da się z tego zrobić - i to zresztą doskonale udało się Witkowskiemu w "Lubiewie" - całkiem rozbudowaną mapę "ciotowskiego" Wrocławia lat 70. i 80. Jej najważniejsze punkty były stałe: dworzec, koszary, w których stacjonowały radzieckie wojska, należąca do Orbisu kawiarenka naprzeciwko Opery, park nad fosą w okolicach sądu i przede wszystkim - park ciągnący się od Odry do miejsca, gdzie dzisiaj mieści się "Galeria Sklepów", której powstaniu - czy trzeba to mówić? - Patrycja z Lukrecją były przeciwne (chciały nawet petycje pisać).

Oczywiście u Witkowskiego najważniejszy jest język, w spektaklu Teatru Nowego dochodzą do niego jeszcze inne środki wyrazu - dlatego obraz tego dawno minionego świata wydaje się pełniejszy i bardziej intrygujący. Trąci trochę Gombrowiczem, trochę reportażem (to są najsłabsze fragmenty tekstu, na szczęście w scenariuszu spektaklu nie zostało ich wiele), ale mimo wszystko nie traci swojej siły. Historie snute przez Patrycję i Lukrecję bywają żałosne, wzbudzają niesmak, ale są też na swój sposób rozczulające. Może nawet nie tyle same historie, co ich opowiadacze. Są starzy, łysi, spod przykrótkich sweterków wylewają im się obfite brzuchy, mieszkają w obskurnym szarym bloku, a jedyne, co mają, to swoją przeszłość.

Współczesny teatr nauczył mnie podejrzliwości. Zbyt często towarzyszy mi wrażenie, że ktoś mnie w nim nabiera. Tym razem też z pewnym dystansem podeszłam do muzycznych przerywników w przedstawieniu (można by je chyba nazwać teledyskami). Dopóki były utrzymane w stylistyce całego spektaklu (Anna German i "Felicita"), można je było traktować po prostu jako dopełnienie akcji. Na koniec usłyszeliśmy jednak nie kolejny przebój ze sweet 80's, tylko święcący ostatnio triumfy w rozgłośniach radiowych, na rozmaitych listach przebojów i Facebooku kawałek Gotye "Somebody That I Used to Know". Piosence towarzyszył mały performance Mikołaja Mikołajczyka (odpowiadającego też za całą choreografię) - coś pomiędzy tańcem a pantomimą. No i od wczoraj zastanawiam się, jak to możliwe, że piosenka, którą uważam za kiczowatą i która wcale mi się nie podoba, nagle zaczyna mnie wzruszać. To zasługa aktorów, tancerza czy tak zwana magia teatru? Ale w końcu - jak zaapelować do emocji widza, nie wypadając jednocześnie z konwencji spektaklu, w którym wszystko jest szare i przaśne? Może to i tani chwyt, ale działa.

Recenzja napisana na podstawie próby prasowej spektaklu "Lubiewo", która odbyła się we Wrocławskim Teatrze Współczesnym 17 stycznia 2012 r.

Zofia Kortas
Gazetamlodych.pl
20 lutego 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia