Całe bogactwo Nędzników

"Les Miserables"- reż. Wojciech Kępczynski - Teatr Roma w Warszawie

"Les Miserables" w reż. Wojciecha Kępczynskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie

Owacją na stojąco zakończyła się sobotnia premiera musicalu "Les Miserables". Wbrew tytułowi nędznie nie było. Roma przygotowała spektakl okazały, w którym nie brakło inscenizacyjnych fajerwerków

Les Mis, jak nazywają go fani, to dziś jeden z najczęściej wystawianych na świecie musicali. Piekielnie trudny, jak mówią realizatorzy bo sceny zmieniają się w nim w szybkim tempie, podporządkowanym muzyce, w której równie dynamicznie zmieniają się nastroje. Obrazy liryczne ustępują miejsca scenom pełnym dramatyzmu; odsłony kipiące od rewolucyjnych uniesień przechodzą w romantyczne deklaracje, by za moment rozładować napięcie w satyrycznie nakreślonym dialogu.

Z laserową precyzją
Nic dziwnego, że tyle w "Les Miserables" emocji, tyle różnorodnych wątków i postaci, skoro musical Claude\'a-Michela Schónberga jest adaptacją pomnikowego dzieła Victora Hugo "Nędznicy". Musi więc w sobie zmieścić rozmach tej obszernej powieści, pokazującej wielką społeczną panoramę Francji XIX wieku.

Taki rozmach, przykrojony do potrzeb sceny, oznacza kondensację zdarzeń, nastrojów i wymusza precyzję, od każdego z twórców spektaklu.

Z laserową dokładnością - dzięki nowoczesnemu nabytkowi teatru Roma, czyli programowanym cyfrowo platformom - poruszały się na scenie okazałe dekoracje.

Utrzymane w jednolitym charakterze i zarazem zaskakująco różnorodne. Z różnych mobilnych elementów tworzące na oczach widza scenograficzne całości: fabrykę, wnętrze karczmy Thenardierów lub domu publicznego, a także paryską ulicę w dzielnicy biedoty, rewolucyjną barykadę czy most, z którego rzuca się komisarz Javert.

Prawie jak w filmie
Z tymi ostatnimi fragmentami scenografii wiążą się rozwiązania, dzięki którym spektakl Romy można nazwać "fajerwerkowym". Iluzja, wykorzystująca znakomicie prowadzone efekty świetlne - w porywający sposób pozwala pokazać ostatni krok Javerta. Komisarza obsesyjnie przestrzegającego prawa i przez blisko 20 lat ścigającego galernika Jeana Valjeana. Javert a uświadamia sobie życiowy błąd i rzuca się do rzeki.

Wielkie wrażenie, choć z innych powodów, robi też barykada. Wypełniająca scenę, pozwalająca aktorom na wygranie i wyśpiewanie całego dramatyzmu zdarzeń. Z przepiękną modlitwą Jean Valjeana i świetnie rozegraną - jednym z najbardziej znanych epizodów powieści Hugo - śmiercią małego ulicznika Gavroche\'a.

Scenografia - wykorzystująca także świetlne wizualizacje, tworzące głębię obrazu i dające efekty bliższe filmowi niż scenie - służy przede wszystkim muzyce. I opowiedzianej przez nią historii byłego galernika, który dzięki dobroci jednego człowieka nawrócił się, by czynić dobro. Doświadczony przez los znalazł w sobie nie tylko siłę fizyczną, ale przede wszystkim miłość. I to właśnie ona okazała się jego największa mocą. Taką wymowę ma musical. Takie też przesłanie oddaje - tworząc swoją postać - odtwórca głównej roli Janusz Kruciński.

Wokalnie i aktorsko udaje mu się pokazać złożoność bohatera. Gra na półnutach ciałem i głosem - raz szorstkim i twardym, by zaraz, delikatnie i lirycznie, wyśpiewać uczucie do przybranej córki.

Sponsorzy dla nędzników
Obsada to wielka siła spektaklu. Edyta Krzemień porywa widzów, śpiewając o wyśnionym śnie. Wcielający się w Javerta Łukasz Dziedzic porusza pięknym głosem i budzi współczucie dla swojego bohatera. Eponine (Ewa Lachowicz) za-

służenie zbiera brawa. Podobnie jak komiczna para grająca małżeństwo Thenardierów (Anna Dzionek i Tomasz Steciuk). Wymienić trzeba byłoby tu wszystkich. Od ról głównych po dziecięce.

Osobne brawa należą się choreografowi - Paulinie Andrzejewskiej - bo choć taniec pojawia się dopiero w finale, ruch sceniczny perfekcyjnie dopełnia kolejne odsłony opowieści o nędznikach.

Całości dopełniają kostiumy autorstwa Magdaleny Tesław-skiej i i Pawła Grabarczyka oraz muzyka, którą pod kierownictwem Macieja Pawłowskiego wykonuje 30-osobowa orkiestra.

Dyrektor Teatru Muzycznego Roma i zarazem reżyser spektaklu Wojciech Kępczyński żalił się przed premierą, że trudno mu było znaleźć sponsorów dla przedstawienia. Słowo "nędznicy" źle się wielu firmom kojarzyło, nie pasowało promocyjnie do logo. Po obejrzeniu spektaklu niejeden dział PR zdanie zmieni. To, co udało się zrealizować na scenie Romy, z pewnością nikomu wizerunkowej ujmy nie przyniesie. Wręcz przeciwnie, dowodzi, że determinacja, wiara w projekt i wizja wsparta przez najlepszy z możliwych zespół gwarantują jedynie sukces.

Jolanta Gajda-Zadworna
Zycie Warszawy
28 września 2010

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia