Capitol: my tylko gramy, "Gazeta": to grajcie lepiej

"Hair" - Teatr Capitol we Wrocławiu

POLEMIKA PO RECENZJI. W poniedziałek Magda Piekarska oceniła premierę \'Hair\' we wrocławskim teatrze Capitol. Naszej recenzentce odpowiedział dyrektor Konrad Imiela, reżyser spektaklu.

Reżyser do recenzentki

Droga pani Magdo! Zawsze po niepochlebnej recenzji korci mnie, żeby z nią polemizować. Zwykle się powstrzymuję, ale tym razem nie dałem rady.

A zatem: pisze pani, że miarą prawdziwego sukcesu "Hair" byłoby poczucie, że wszyscy jesteśmy hippisami, czyli teza, którą dość odważnie i zaskakująco postawiła pani w artykule zapowiadającym premierę. Nigdy przez myśl mi nie przeszło takie zdiagnozowanie współczesnego świata. Otóż nie jesteśmy hippisami. Prawdziwi hippisi są w Christianii w Kopenhadze - tam ich można pooglądać i zapalić z nimi jointa. My pracujemy w teatrze , przebieramy się i nie palimy na scenie prawdziwej marihuany. Sądzę, że nasze "Hair" nie wskrzesi ruchu hippisowskiego na świecie. Tak jak "Ogniem i mieczem" nie wskrzesiło rycerstwa polskiego. Ten spektakl grany jest w teatrze , cóż złego w tym, że entuzjazm, witalność i pozytywna energia są zadaniem aktorskim? Przecież istotne jest to, jak to zadanie jest realizowane, a o tym w recenzji ani słowa Ponieważ to jest teatr , dlatego faktycznie niektórzy aktorzy grają w perukach. To nie dlatego, że długie włosy wyszły z mody, tylko dlatego że niektórzy aktorzy nie mają długich włosów. Po prostu. Kiedy Jim Rado grał Bukowskiego w pierwszej realizacji "Hair", również miał perukę, bo przedstawienie grane było w teatrze .

Pisze pani, że spektakl obnaża naiwność i banalność hippisowskich idei. Tak, one są tak naiwne i banalne, jak podstawowe prawdy religijne. Miłość, wolność i pokój - naiwne i banalne? Tak, ale co w tym złego?

Ma pani pretensje do obsadzenia Bergera. Oczywiście recenzent ma do tego prawo, ale nie zgadzam się z tym, że uwiarygodnienie postaci załatwi obsadzenie w niej autentycznej osobowości zgadzającej się z osobowością granej postaci. To jest teatr i aktorzy mają swoje postacie zagrać.

Nie rozumiem pani pomysłu na Hołdysa, Markowskiego, Korę i Jakubowicz. Z całym szacunkiem dla tych ikon polskiego rocka, spektakl "Hair" opowiada o młodych ludziach, jest ważny kontekst szkoły, z której są wyrzucani, itd.

Co do zdania, do którego tak się pani przywiązała po obejrzeniu filmu: wbrew pani wiedzy nie jest to pomysł Formana. Ten tekst jest w scenariuszu broadwayowskiego musicalu i brzmi w oryginale: " I`m not a homosexual or anything like that, but I`d love to go to bed with him and make great love to you, Mick Jagger". W naszym tłumaczeniu brzmi: " Nie jestem homoseksualistą, ani nic z tych rzeczy, ale marzę, żeby pójść z nim do łóżka marzę, żeby się z tobą kochać, Mick Jagger". Nie może pani wybaczyć nam takiego przetłumaczenia tego tekstu? Przecież jest po prostu dosłowne! Może faktycznie zdarzyło się, że aktor grający Woofa nie powiedział go na którymś przedstawieniu w całości, ale gdyby recenzowała pani premierę, usłyszałaby je pani w pełnym brzmieniu.

Swoją drogą chciałbym, żeby recenzenci oceniali przedstawienie premierowe, a nie próbę generalną czy spektakl przedpremierowy. To oczywiste.

Reasumując: my chyba stworzyliśmy nie taki spektakl, jaki sobie pani wyobraziła po obejrzeniu filmu "Hair" i po moich opowieściach. Ale zadaniem recenzenta jest rzetelna ocena tego, co wydarzyło się na premierze, a nie porównywanie spektaklu ze swoimi wyobrażeniami. Pozdrawiam.

Konrad Imiela, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru Muzycznego "Capitol" we Wrocławiu

Recenzentka do reżysera

Drogi panie Konradzie,

pozwolę sobie odpowiedzieć na tę polemikę, choć - gwoli ścisłości - nie będę pierwszym recenzentem, z którym pan polemizuje - poprzednio odpowiadał pan na oceny Adama Domagały. Mam wrażenie, że się nie zrozumieliśmy. Ja też nie daję rady. A zatem do rzeczy.

Poucza mnie pan, czym jest teatr. Odpowiem, tłumacząc, czym jest recenzja. To krytyczne omówienie dzieła sztuki, zawierające elementy wartościowania, oparte m.in. na subiektywnej ocenie piszącego. "Przyzwoity spektakl", "niezły", "z szansą na frekwencyjny sukces", "ma w sobie potencjał" - to określenia z mojego artykułu. Trudno nazwać go niepochlebnym, z pewnością jednak nie jest pisany na klęczkach, czego pan zdaje się oczekiwał. Cóż, do klepania po plecach musiałby pan zatrudnić własnych krytyków.

Pisząc, że podczas spektaklu nie sposób było poczuć, że wszyscy jesteśmy hippisami, nie miałam na myśli tego, że po wyjściu z teatru zapuszczę włosy, założę dzwony, zamotam sobie rzemyk na nadgarstku i ruszę z transparentem "Peace & Love" pod ratusz. Nie oczekiwałam tego też od pana. Chodziło mi o zburzenie ściany między aktorami a widownią, co byłoby miarą sukcesu zwłaszcza w przypadku tego spektaklu, który tak mocno opiera się na spontanicznych, młodzieńczych emocjach. Po to przecież m.in. oglądamy filmy, przedstawienia, czytamy książki - żeby na czas każdego seansu wejść w inną rzeczywistość, żyć życiem fikcyjnych bohaterów, odczuć, że to, o czym mówią, dotyka nas głęboko. To nie do końca wyszło we wrocławskim "Hair", tak samo zresztą jak we wspomnianym "Ogniem i mieczem". Tu i tam zresztą jakość peruk noszonych przez aktorów pozostawiała wiele do życzenia. I może szczęśliwie się złożyło, że nie było mnie na premierze - z recenzenckiego obowiązku musiałabym odnotować perukę spadającą z głowy Bergera. Bo nie peruka jest problemem, ale fakt, że widz ją zauważa. Podobnie rzecz ma się ze scenicznym entuzjazmem - oczywiście, że jest zadaniem aktorskim. Ale cała sztuka polega na tym, żeby widz o tym zapomniał.

Miłość, wolność i pokój to piękne hasła. I dopóki nie wypełnimy ich treścią, pozostają hasłami. Problem z "Hair" polega na tym, że ten zabieg udał się jedynie z trzecim z wymienionych słów, co widać w bardziej dopracowanym, drugim akcie - jest tam znakomita scena narkotycznych wizji, świetnie zainscenizowana piosenka "3500" z nagością pojawiającą się w nowym, trafionym kontekście, jest przejmujący finał.

Co do Bergera - obsadzenie kogoś, kto uwiarygodni postawę życiową bohatera, jest jednym z rozwiązań. Innym jest wybór aktora, który charyzmę postaci potrafi zagrać, i sprawi, że publiczność się w niej zakocha. To, co w "Hair" nie wyszło Bartoszowi Picherowi, udało się znakomicie Monice Dawidziuk - zaćpana ciężarna narkomanka w jej kreacji budzi nie litość, lecz autentyczne współczucie, widz jej wierzy od początku do końca.

"Hair" z Hołdysem i Korą jest pomysłem na reinterpretację musicalu, rzecz jasna, że wbrew scenariuszowi. Nie oczekiwałam takiego spektaklu tu i teraz, ale jeśli kiedyś powstanie, pozwoliłby opowiedzieć coś nowego, prawdziwego o tym, dokąd nas zaprowadziły ideały tamtych lat. Nie spodziewałam się jednak, że dyrektor teatru, który ma w swoim repertuarze o wiele większe prowokacje (musical według Dostojewskiego) będzie takim pomysłem zdegustowany.

Zdanie, które wspomniałam w post scriptum recenzji, jest autorstwa Formana i w filmie brzmi inaczej niż w scenicznym musicalu, cytuję: "Well, I wouldn\'t kick Mick Jagger out of my bed, but uh, I\'m not a homosexual, no". I powtórzę jeszcze za Georgem Bernardem Shawem: "Kobiety są jak przekład: piękne nie są wierne, wierne nie są piękne". Przyznaję, jestem przywiązana do wersji cytatu z filmu Formana, który dawno przeszedł do języka popkultury i dlatego pozwoliłam sobie na dopisek. Był to jedyny moment, w którym odniosłam się do filmu, więc zarzut, że spodziewałam się po spektaklu czegoś podobnego, jest wyssany z palca.

Oglądałam repertuarowe przedstawienie - przedpremierowe, piątkowe. Razem ze mną widziała je pełna sala widzów. Czy mam rozumieć, że kupili bilety na spektakl gorszy, mniej dopracowany od niedzielnego? Jeśli tak, odczekam kilka tygodni i wybiorę się jeszcze raz. Wtedy "Hair" z pewnością z przyzwoitego zmieni się w rewelacyjny spektakl. Ta inscenizacja wciąż ma w sobie potencjał, wymaga jednak dopracowania. Może więc lepiej poświęcić czas na próby zamiast odpisywania recenzentom.

Magda Piekarska

K. Imiela. M. Piekarska
Gazeta Wyborcza Wrocław
28 stycznia 2010

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...