"Chcieliśmy pokazać, że jesteśmy coś warci"

Więźniowie zagrali "Czekając na Godota" w Zakładzie Karnym".

Sztuka w Zakładzie Karnym w Gdańsku-Przeróbce pojawia się (gościnnie) od pewnego czasu - raz jest to koncert, innym razem spektakl. Pierwszy raz jednak to więźniowie przygotowali przedstawienie dla swoich współwięźniów. "Czekając na Godota" pokazane w piątek 1 lutego więźniom i zaproszonym gościom to projekt niezwykły.

Więźniowie odsiadujący niewielkie wyroki mogli wziąć udział w trzymiesięcznych warsztatach połączonych z prezentacją spektaklu w świetlicy Zakładu Karnego przy Siennickiej 23 z powodu pracy magisterskiej Małgorzaty Polakowskiej, pomysłodawczyni i koordynatorki projektu.

- Zawsze chciałam łączyć teatr i pracę społeczną. Możliwość, by zrealizować warsztaty teatralne w więzieniu, była dokładnie tym, o czym marzyłem - tłumaczy Małgorzata Polakowska. - Sama realizacja spektaklu okazała się ważniejsza, a zasięg projektu znacznie przekroczył początkowe plany. Myślałam, że ograniczę się do napisania pracy magisterskiej zaproszę wykładowców i na tym się skończy. Jednak byłam tak dumna z tego projektu, a panowie robili takie postępy, że postanowiłam opowiedzieć o tym światu i nagłośnić tę sprawę w mediach. Efekt artystyczny jest drugorzędny, ważniejszy jest sam proces i to, co ten projekt dał panom, którzy zdecydowali się wziąć w nim udział.

Do gry w "Czekając na Godota" Samuela Becketta zgłosiło się w sumie 15 chętnych. Ostatecznie przed widownią, składającą się z 80 więźniów i około 20-osobowej grupy zaproszonych gości wystąpiło dziewięciu odważnych.

- Nigdy nie miałem po drodze z teatrem. Przyszedłem tu dla zabicia czasu. Trzy miesiące zleciały, więc jestem zadowolony. Przed samym spektaklem był lekki paraliż. Każdy ma tu do siebie szacunek. Przyszli nas dziś oglądać ci, którzy byli ciekawi jak to wygląda. Każdy się mógł się z tym zmierzyć. Zostali najtwardsi - przyznaje Robert, wcielający się w postać Vladimira, jednego z dwóch głównych bohaterów dramatu.

Prawdziwym liderem zespołu okazał się inny Vladimir (dwóch głównych bohaterów grało po trzech więźniów). Grający go Piotr miał do opanowania najwięcej tekstu, ale jako jeden z niewielu mówił go z pamięci, dyrygując przy tym poczynaniami kolegów.

- Przyszedłem z ciekawości, ale potem człowiek się jednak wczuwa. Z zapamiętywaniem tekstu nie ma problemu, ale w więzieniu trudno jest się skupić, więc trzeba było uczyć się wieczorami, gdy robi się cicho, jak wszyscy śpią - tłumaczy Piotr, który momentami bardziej niż kompletnego amatora przypominał na scenie doświadczonego aktora. - Na scenie bardziej się myśli o tym, żeby wszystko się udało, niż o tym, kto nas ogląda. Wiadomo, że jakby coś nie wyszło, to będzie potem na ten temat mowa, ale chodzi o to, żeby zrobić swoje.

Nieco innego zdania jest grający Estragona (towarzysza niedoli Vladimira) Jarosław, który kilka miesięcy temu wziął udział w innym projekcie - "Szekspir: produkt czasowo niedostępny", prezentowanym na Uniwersytecie Gdańskim.

- Jesteśmy w zakładzie karnym tylko fizycznie, myślimy co się dzieje w domu, z rodziną, myślimy o pracy. Tu się tak trudno czegoś nauczyć, nie idzie tego opisać. Można czytać książkę, ale pamięta się tylko krótkie fragmenty. My tak naprawdę nawet się nie znamy, ewentualnie tylko z widzenia, bo jesteśmy z różnych pawilonów. Każdy robi coś innego, więc zgrać się i odnaleźć się w roli to duże wyzwanie. Grałem Estragona, który prosi o kości, potem ogryza je. To jest upodlające, w realnym świecie czegoś takiego bym nie zrobił - uważa Jarosław. - Chcieliśmy jednak pokazać chłopakom, że na coś nas stać. Na zewnątrz myślą, że jak ktoś siedzi w więzieniu to jest kryminalistą i jest skończony. Zawsze trzeba dawać ludziom szansę, nie odrzucać tylko dlatego, że tu jesteśmy. Chcieliśmy pokazać, że naprawdę jesteśmy coś warci.

Więźniowie grali z dużym zaangażowaniem. Potrafili utrzymać koncentrację specyficznej przecież widowni od pierwszej do ostatniej kwestii i zebrali od niej zasłużone owacje po spektaklu. Nawet, jak w trakcie występu zapominali tekstu i sami go sobie podpowiadali, na widowni było cicho. Sama historia - oczekiwanie na Godota, który nie nadchodzi, przeżywanie kolejnych dni w nadziei na jego przyjście - i relacje między bohaterami wyraźnie wpisały się w realia więzienne. Słowa jednego z bohaterów: "tu jest przecież całkiem przyjemnie" skwitowano gromkim śmiechem i brawami.

- Wydaje mi się, że będąc zamkniętymi w celach my tutaj też szukamy Godota - mówi Sebastian, który w spektaklu był Luckym, stłamszonym i podporządkowanym brutalnemu Pozzo. - Chodziłem często na Scenę Letnią w Orłowie, ale jako aktor wystąpiłem po raz pierwszy. Musiałem chyba trafić do więzienia by zagrać w teatrze i to jest najciekawsze doświadczenie z całego mojego pobytu tutaj.

Nad kształtem artystycznych przedsięwzięcia czuwała Ida Bocian.

- Początkowo panowie dużo popisywali się między sobą, długo czytaliśmy i rozmawialiśmy o tekście. Później niektórzy chłopcy się śmiali, że była to dla nich najdłuższa lektura w życiu. Wielu przyznawało się otwarcie, że nigdy nie byli w teatrze. Było wiele śmiechu, czasem potrzebowaliśmy więcej dyscypliny, ale nie bałam się pracy z nimi. Zobaczyłam w nich po prostu fajnych chłopaków - przyznaje Ida Bocian, reżyserka spektaklu.

Jak zgodnie podkreślają realizatorzy skromnego inscenizacyjnie projektu (spektakl opierał się na grze aktorskiej, kilku rekwizytach i kostiumach) współpraca z władzami więzienia była bardzo dobra.

- Zadaniem służby więziennej jest nie tylko izolować groźnych przestępców i zapewniać bezpieczeństwo pozostałym obywatelom, ale też dbać o aspekt resocjalizacyjny. Chęć obejrzenia "Czekając na Godota" zadeklarowało aż 120 skazanych, niestety ze względów organizacyjnych i względów bezpieczeństwa spektakl mogło zobaczyć tylko 80 z nich. Zapraszamy tu różne grupy teatralne, muzyczne, aktorów czy sportowców, aby pokazać im alternatywne sposoby spędzania czasu wolnego na wolności. Szczególnie kierujemy to do osób młodych, które często w ogóle nie miały wcześniej takich doświadczeń - mówi Robert Witkowski, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Gdańsku.

O tym, jak wartościowe są takie projekty, przedstawicieli służby więziennej w Gdańsku nie trzeba przekonywać.

- Jeden z występujących w spektaklu więźniów powiedział mi, że w poniedziałek rozpoczyna naukę w szkole średniej, już na wolności. Jestem przekonany, że to nie jest jedyna taka dobra decyzja. I nie tylko jego. Tak kontakt ze sztuką powinien na nich działać. I dlatego jesteśmy otwarci na współpracę z artystami i działania artystyczne - kończy Robert Witkowski.

Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
4 lutego 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...